Niewielu polskich zawodników może pochwalić się tak wielką liczbą krajowych trofeów. Jakub Rzeźniczak przez 13 lat był zawodnikiem Legii Warszawa. Zdobył z nią pięciokrotnie mistrzostwo Polski, a także sześć pucharów kraju. W ostatnim czasie zdecydowanie głośniej jest z powodu kontrowersji, które wywołuje swoją aktywnością medialną oraz walkami we freak fightach. W sobotę w Fame MMA zmierzy się z Rogerem Sallą.
"To śmiech na sali"
Życie miłosne piłkarza od wielu lat nie schodzi z czołówek z tabloidów i jest źródłem wielu artykułów. W 2017 roku urodziło się pierwsze dziecko Rzeźniczaka - córka Inez, która pochodzi ze związku Eweliną Taraszkiewicz. Piłkarz rozstał się jednak z matką dziecka.
Obecnie jest mężem Pauliny Nowickiej, a w 2024 roku przyszła na świat ich córka Antonina. Największe kontrowersje wywołały jednak słowa byłego piłkarza w "Dzień Dobry TVN" na temat swoich dzieci. Mówił on w nim, że nie chce mieć kontaktu ze swoją najstarszą córką.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak wygląda typowy dzień Aryny Sabalenki
- Nie chcę się powtarzać i do tego wracać. Po prostu nie czuję żadnej więzi po tym wszystkim, co się wydarzyło. Chcę być szczery, nie chcę mydlić oczu. Były próby zbudowania więzi, ale się nie udały. Próbowanie co chwilę jest złe dla córki, a tak jest jasna sytuacja - mówił.
Na te słowa ostro zareagowała opinia publiczna, a także i sama matka dziewczynki. Czy sam Rzeźniczak żałuje wywiadu dla "Dzień Dobry TVN"?
- Te słowa nie powinny paść publicznie i tyle. Nauczyłem się, żeby publicznie nie poruszać teraz spraw dotyczących moich dzieci - tłumaczy piłkarz w rozmowie z WP SportoweFakty.
Dość nieoczekiwanym skutkiem tego wywiadu było zerwanie kontraktu przez jego dotychczasowy klub - Kotwicę Kołobrzeg. Władze zespołu uznały, że piłkarz swoimi występami medialnymi szkodzi wizerunkowi drużyny.
- To śmiech na sali. Chyba wszyscy byli zaskoczeni. Piłkarski sąd polubowny to odpowiednio podsumował. Chcieli po prostu pozbyć się zawodnika, który ma dobry kontrakt. Myśleli, że przycwaniakują, a nie działali zgodnie z przepisami. Wysłali mi tylko maila, więc to nie mogło się udać - opowiada.
Sprawa skończyła się w sądzie, który przyznał rację piłkarzowi. Niektóre media podawały wieści o tym, że piłkarz dostanie aż 200 tysięcy złotych odszkodowania od Kotwicy Kołobrzeg za przedwczesne rozwiązanie kontraktu. Obrońca jednak dementuje te wieści.
- Ta kwota jest nieprawdziwa, ale nie mogę powiedzieć dokładnie, ile otrzymam, bo obowiązuje mnie tajemnica sądowa. Jestem zadowolony, że wygrałem i że sąd przyznał mi rację - tłumaczy.
Przytyk w stronę piłkarza skierował w swoim najnowszym singlu jeden z najpopularniejszych polskich artystów - Quebonafide. W Futurama 3 rapował tak: "Spokój, równowaga i cofnięcie się o krok. Potrzebuje tego, jak Tik potrzebuje Tok, jak Real potrzebuje Tok, albo jak sędzia VAR-u, tak jak Jakub Rzeźniczak kogoś od PR-u".
Co sądzi piłkarz na temat tej piosenki? - To zabawne. Wiem, że raperzy mają taki styl, żeby takiego prztyczka dać komuś czasem. Fajnie, że pojawiłem się w utworze tak znanego polskiego artysty - objaśnia. A czy czuje, że faktycznie potrzebuje kogoś od PR-u?
- Nie. Myślę, że nie potrzebuję. Miałem jeden niefortunny wywiad w "Dzień Dobry TVN". Reszta moich wywiadów i aktywności medialnych nie wymyka się normom - zapewnia.
To mu się nie podoba we freak fightach
To nie są jednak jedyne kontrowersje związane z Rzeźniczakiem. W czerwcu tego roku został zawodnikiem gal freak fightowych. Podczas gali Clout MMA 5 zmierzył się z Tomaszem Matysiakiem, znanym jako "Szalony Reporter". Warto dodać, że Clout MMA ma za sobą duże kontrowersje. To na tej gali 50-letnia patostremerka Małgorzata "Goha Magical" Zwierzyńska walczyła z o 31 lat młodszą Nikolą "Nikitą" Alokin.
Czy Rzeźniczak nie uważa, że rozmienia się na drobne? - Piłkarz nie musi po karierze siedzieć w domu. Freak fighty to forma rozrywki i mam świadomość, że nie wszystko kojarzy się dobrze. Mi zresztą też nie wszystko się podoba. Jak już się zaangażowałem, to muszę akceptować pewne rzeczy, które się tam dzieją, ale mogę robić to na własnych zasadach - tłumaczy się Rzeźniczak.
W sobotę Rzeźniczak zawalczy na gali Fame MMA, a jego przeciwnikiem będzie Roger Salla. Ta organizacja też na swoim koncie ma sporo skandali i tak jak inne federacje tego typu oskarżana jest przez Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich o promowanie zachowań patologicznych.
Rzeźniczak uważa, że mimo wad, freak fighty mogą pójść w dobrą stronę. - Nie podobają mi się te "przeginki" na konferencjach prasowych. Kiedyś może to kogoś bawiło, ale te zaczepki, jakieś bójki, to przekroczenie granic. Na tej gali, na której ja walczę, jest spokojnie na konferencjach. Pewne rzeczy ludziom się przejadły i mam nadzieję, że freak fighty będą szły w porządniejszą stronę. Można połączyć walki byłych sportowców z walkami twórców internetowych, ale z lepszą otoczką - tłumaczy.
Nie chce przesądzać jednak tego, jak długo będzie trwała jego kariera we tego typu organizacjach. Uważa, że najbliższa walka będzie kluczowa w kontekście podejmowania dalszych decyzji.
- Ta pierwsza walka (z "Szalonym Reporterem" Tomaszem Matysiakiem - przyp. red.) nie była dla mnie żadnym sprawdzianem. Trwała krótko, nie doszło do wymiany ciosów. Zobaczę, jak potoczy się najbliższy pojedynek i kluczowe będzie to, jak będę się czuł po nim fizycznie i psychicznie. Zobaczymy, czy nadejdą następne propozycje - ocenia.
Powrót do piłki? Rzeźniczaka możemy zobaczyć w nowej roli
Jednak co z jego karierą profesjonalnego piłkarza? Czy po rozstaniu się z Kotwicą Kołobrzeg pożegnał się z futbolem?
- Tak. Rozważam też, by pograć gdzieś w niższych ligach, ale to już bardziej dla przyjemności. Podejmę decyzję w najbliższej przyszłości - twierdzi.
Zaznacza, że nie kusi go bycie trenerem, tak jak wielu jego kolegów. Mówi za to, że jest otwarty na inne ścieżki kariery związane z futbolem. Wśród nich jest bycie ekspertem telewizyjnym.
- Jeszcze nie, choć prawdę mówiąc to też nie dawałem sygnału, że byłbym czymś podobnym zainteresowany. Teraz go daję. Kamera mnie lubi, wysłowić się potrafię, więc jestem przekonany, że poradziłbym sobie bez najmniejszego problemu - tłumaczy były obrońca.
W ostatnim czasie bardzo mocno przeżył stratę jednego ze swoich piłkarskich idoli. W poniedziałek zmarł Lucjan Brychczy, legenda Legii Warszawa. Były zawodnik miał 90 lat.
- Jak miałem 17 lat i wchodziłem do Legii, to Lucjan Brychczy był jednym z asystentów Dariusza Kubickiego i później wielu innych szkoleniowców. Zawsze miał swoją część treningu, na której uczył nas techniki, zwodów, panowania nad piłką. To zawsze była dla mnie najprzyjemniejsza część zajęć - wspomina Rzeźniczak.
Opowiada, że nawet w zaawansowanym wieku Brychczy miał ogromne umiejętności techniczne.
- Był zmorą naszych golkiperów, pomagał naszemu trenerowi bramkarzy Krzysztofowi Dowhaniowi. Nawet po siedemdziesiątce ustawiał sobie piłkę na linii pola karnego, i wsadzał ją tam, gdzie chciał. Bramkarze się tyle przyglądali. Pomimo wieku dalej było u niego widać ogromne umiejętności piłkarskie - tłumaczy były obrońca.
- Był bardzo spokojny. Pomimo tych wielkich sukcesów, był zawsze człowiekiem skromnym, pomocnym. Dużo dawał rad młodym chłopakom, w tym także mi. Takich ludzi teraz ze świecą szukać - kończy Jakub Rzeźniczak.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty