Gdy jesienią 2013 roku Zbigniew Boniek namaścił byłego trenera Górnika Zabrze na opiekuna kadry, wielu łapało się za głowę i ten stan trwał przez kilka miesięcy, zwłaszcza że niektóre powołania na pierwsze mecze towarzyskie też budziły sporo wątpliwości. Minęło jednak pierwsze wrażenie, nadszedł zwycięski pojedynek z Niemcami (2:0) w eliminacjach Euro 2016 i szybko się okazało, że autorski projekt prezesa PZPN jest też jego autorskim sukcesem.
Pierwsze lata pracy Adama Nawałki to pasmo sukcesów, na które złożyły się udane eliminacje do dwóch turniejów, a przede wszystkim mistrzostwa Europy we Francji, na których - choć nie porywaliśmy stylem - doszliśmy aż do ćwierćfinału. To była nowa jakość polskiej piłki, a selekcjoner sprawił, że zamiast przykrego schematu "mecz otwarcia - mecz o wszystko - mecz o honor", zaczęliśmy coś znaczyć na Starym Kontynencie. Przełożyło się to też na notowania w rankingu FIFA. W sierpniu 2017 roku osiągnęliśmy rekordowe 5. miejsce.
Właśnie wtedy jednak zaczęły się pierwsze problemy. Nawałka nigdy nie posiadał zbyt szerokiej kadry i już na Euro 2016 nie rotował składem, dobrze wiedząc, że na ławce nie ma wystarczająco dużo jakości. Trzymał się za to tego, co funkcjonowało sprawnie i dawało pozytywne wyniki. Mimo to po zwycięskich eliminacjach MŚ 2018 postanowił zmienić taktykę (na ustawienie z wahadłowymi) i choć kolejne spotkania towarzyskie pokazywały, że kierunek nie jest dobry, a wyniki mocno przeciętne, nie wycofał się z tego ryzykownego pomysłu. Brnął z nim aż do mundialu w Rosji.
Efekty wszyscy znamy. Dopiero gdy w ostatnim spotkaniu z Japonią wróciliśmy do dobrze nam znanego ustawienia z czwórką w defensywie, gra się poprawiła i zwyciężyliśmy 1:0. Tyle że wtedy na myślenie o sukcesie było już za późno. Adam Nawałka przyznał się do tych błędów, szkoda natomiast, że ta pożegnalna konferencja była jednocześnie najciekawszą w jego ponad czteroletniej kadencji. Wcześniej selekcjoner sypał banałami i w obejściu z mediami był wyjątkowo powściągliwy, by nie powiedzieć nudny. Pod tym względem pozostawił po sobie kiepskie wrażenie. Zresztą przed mistrzostwami świata i już w ich trakcie też pilnował, by drużyna była w jak największym stopniu odizolowana.
Na co dzień Nawałka taki nie jest. Mieszkańcy Rudawy, z której pochodzi, podkreślają, że to co widzimy na konferencjach prasowych, to nie jego prawdziwa twarz. Takim podejściem sam sobie jednak zepsuł opinię, a dziś eksperci uważają, że na mundialowej klęsce wizerunkowo najwięcej stracił właśnie on.
Nawałka nie zasługuje na bezmyślną krytykę. Dał nam wiele radości, a podczas Euro 2016 przywrócił dumę. Z drugiej strony nie można niestety powiedzieć, że pozostawia następcy gotowy zespół. Kilku piłkarzy zapewne zakończy reprezentacyjną karierę (bądź zostaną odsunięci przez nowego selekcjonera), a dopływu świeżej krwi nie ma. Młodzi w Rosji zawiedli, zaś na innych (jak choćby Karola Linettego) trener po prostu nie stawiał.
Tu leży też jedna z głównych przyczyn odejścia 60-latka. On kadrę zna jak mało kto. Wie, że z tą generacją piłkarzy sięgnął sufitu i na nic więcej liczyć nie może. Lepiej więc wycofać się w odpowiednim momencie niż rozmieniać karierę na drobne, fundując samemu sobie kolejne rozczarowanie.
Wnioski są niestety przykre: po mundialu w Rosji znaleźliśmy się w takim samym miejscu jak w 2002 i 2006 roku, gdy wizytowaliśmy najważniejsze imprezy czterolecia po raz ostatni. Nowy selekcjoner będzie musiał znaleźć złoty środek, bo w obecnym składzie na sukcesy już nie ma szans.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Boniek wspomina najlepsze momenty Nawałki. "Po jednym meczu się popłakałem"