USA za mocne dla zdziesiątkowanych Bułgarów - relacja z meczu

Bułgaria poniosła pierwszą porażkę w turnieju olimpijskim w Pekinie, ulegając po twardej walce Stanom Zjednoczonym 1:3. Bułgarzy wciąż grają bez swojego kapitana Plamena Konstantinowa, który w czwartek przeszedł w Sofii ponowne badania antydopingowe. Amerykanie z kolei, podobnie jak w poprzednich spotkaniach byli prowadzeni przez drugiego szkoleniowca, Ronalda Larsena.

Ilona Kobus
Ilona Kobus

Bułgaria – USA 1:3 (29:27, 21:25, 14:25, 24:26)

Składy:

Bułgaria: Iwanow, Żekow, Gajdarski, Kazijski, Nikołow, Aleksiew, Salparow (L) oraz Cwetanow, Tasew, Jordanowem

USA:Ball, Lee, Priddy, Millar, Salmon, Stanley, Lambourne (L) oraz Rooney, Hansen, Touzinsky, Hoff

Gdyby Bułgaria dysponowała pełnym składem i wszyscy zawodnicy byliby w pełni sił, to już dziś upatrywano by w nich głównego pretendentem do olimpijskiego złota. Niestety, prześladowani przeciwnościami losu siatkarze z Bałkanów powoli zaczynają walczyć nie tyle z rywalami, ile z własnymi, wewnętrznymi kłopotami.

W czwartek, po twardej walce i niezłym meczu (wyjąwszy może set trzeci) ulegli Stanom Zjednoczonym 1:3, odnosząc pierwszą porażkę w turnieju. Nie znaczy to oczywiście, że siatkarze Martina Stoejwa nie staną na olimpijskim podium. Niemniej spotkanie z równorzędnym rywalem pokazało, że bez porządnej ławki, zwłaszcza na tak istotnej pozycji, jak przyjęcie, meczu wygrać się nie da.

I choć Matej Kazijski z godnością przejął po nieobecnym Plamenie Konstantinowie rolę lidera (do której zresztą od dawna jest przypisywany) i całkiem udanie wziął na siebie ciężar przyjęcia, a Teodor Salparow pomagał swoim kolegom mentalnie jak mógł, to i tak w końcu dały o sobie znać braki kadrowe. Tych nie przeskoczy nawet największa wola zwycięstwa, mobilizacja czy pozytywne nastawienie. Nie pomagał też trener Martin Stojew, który zamiast wspierać swoich zawodników, to po każdej nieudanej akcji sugestywnie wytykał błędy, nierzadko nazbyt podniesionym głosem.

Amerykanie natomiast grali równo, spokojnie i konsekwentnie. Lloy Ball, który jest najbardziej doświadczonym zawodnikiem w drużynie i niekwestionowanym autorytetem (tym bardziej pod nieobecność pierwszego szkoleniowca Hugh McCutcheona) nie tylko świetnie rozrzucał piłki, ale w newralgicznych momentach setów ustawiał zadania taktyczne, perfekcyjnie realizowane przez swoich kolegów.

Zaczęło się dobrze dla Bułgarów, którzy dzięki skutecznej grze na siatce Krasimira Gajdarskiego szybko wyszli na prowadzenie 5:1. Amerykanie pokazali jednak, że również oni mają dobrych środkowych, a przede wszystkim przypomnieli, że mają Claytona Stanleya, który nie bacząc na wynik seta posyłał rywalom potężne ciosy bądź z zagrywki, bądź też ze skrzydła. Gra toczyła się szybko, a żadnej z drużyn nie udało się wypracować znaczącej przewagi (13:13, 15:17, 22:22). O wyniku granego na przewagi seta zdecydowały dwie skończone kontry (Kazijskiego i Nikołowa).

W Capital Gymnasium natychmiast ożyła nieliczna grupa bułgarskich kibiców, która okrzykami "Bulgari Junacy" zagrzewała swoich pupili do walki. Po jednej z ładniejszych akcji meczu, kiedy Andrej Żekow najpierw musiał gonić źle przyjętą piłkę, a potem z dziewiątego metra wystawił ją Matejowi Kazijskiemu i ten zdobył punkt na 5:5, publika oszalała jeszcze bardziej. Na krótko jednak, bo chwilę później w obozie bułgarskim zaczęły się dziać niedobre rzeczy. Tak niedobre, że rywale na drugim czasie technicznym prowadzili już 16:12, by po dwóch udanych blokach na Wlado Nikołowie zwiększyć przewagę i doprowadzić do zmiany tego zawodnika na wciąż borykającego się z kontuzją Jordanowa. Bułgarzy przegrali ostatecznie do 21.

Okres słabszej gry miał w trzecim secie Kazijski, w którego Amerykanie celowali zagrywką. Grę próbował ciągnąć Jordanow i szło mu całkiem nieźle. Kiedy wydawało się, że Bułgarzy znów złapali wiatr w żagle, dość nieszczęśliwie potknął się po ataku Todor Aleksiew i aż zawył z bólu, ale świadom, że nie ma na swojej pozycji zmiennika dzielnie dotrwał do końca partii, która potem nie miała już zbyt długiej historii. Po trwającym nieco ponad 20 minut secie było 2:1 dla USA.

Bułgarscy "trójkolorowi" nie podłamali się jednak trudną sytuacją i choć w czwartym secie zdobywanie punktów szło im jak po grudzie, to zerwali się jeszcze do walki i po wyrównanym początku odskoczyli przeciwnikom na 3 oczka (10:7). Amerykanie szybko jednak doprowadzili do remisu i już do końca meczu oglądaliśmy wyrównaną walkę, pełną soczystych ataków po obu stronach siatki. Po zagrywce Jordanowa w siatkę USA wyszło na prowadzenie 24:22. Sytuację uratował jeszcze asem serwisowym Żekow, ale chwilę później Stanley obił podwójny blok Bułgarów i było po meczu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×