Rzeczpospolita: Były medale, ale cieszyć się nie ma z czego
Dziesięć medali z Pekinu niewiele zmienia. Nasz sport ciągle stoi przed wyborem: wymyślić siebie na nowo albo zginąć. To cud, że w niektórych dyscyplinach rodzą się jeszcze mistrzowie. Wielu działaczy sprawia wrażenie, że zajmuje się wszystkim, tylko nie wynikami i zawodnikami. Najchętniej dzieleniem pieniędzy i pomyślnością własną oraz kreatywnym rozliczaniem faktur. Szpadzista Radosław Zawrotniak prosił prezesa związku szermierczego o złożenie protestu po swojej walce, bo czuł się skrzywdzony decyzjami sędziego. Usłyszał, że protest może sobie napisać sam, a prezes go potem podpisze. Wiele polskich medali z Pekinu miało taki nieprzyjemny rewers. W lekkoatletyce było z jednej strony piękne zwycięstwo Tomasza Majewskiego i srebro Piotra Małachowskiego, z drugiej twarz wiceprezesa Jerzego Sudoła czołgającego się po pekińskich trawnikach.
Polska The Times: Tylko na tyle było nas stać
Te igrzyska nie były takie złe, jak chcą je widzieć niektórzy, ale tylko wtedy, gdy uwzględnimy, że od Aten w naszym sporcie nie zmieniło się absolutnie nic. Związki jak działały, tak działają. Działacze jak pili, tak piją. Jak kręcili przy okazji rozliczenia obozów sportowych, tak kręcą. Jak myśleli, by załapać się na jakąś posadę w ośrodku sportowym finansowym z państwowych pieniędzy, tak myślą. Trenerów zatrudniają tylko takich, którzy za dużo nie wymagają i nie umieją, bo gdy będą za dobrzy, trzeba będzie się napocić, żeby znaleźć środki na premie.
Dziennik: 10 medali ratuje honor?
W Pekinie zdobyliśmy 10 medali, tyle samo co cztery lata temu podczas igrzysk w Atenach. Prezes PKOl Piotr Nurowski nie będzie więc musiał honorowo podawać się do dymisji. Tak naprawdę znów udało się jedynie spuścić delikatną kurtynę przysłaniającą prawdziwy obraz polskiego sportu, który znajduje się w opłakanym stanie. Pieniądze na przygotowania polskich sportowców do igrzysk pochodzą z budżetu państwa. To my za nie płacimy i to my przegraliśmy w Pekinie.
Przegląd Sportowy: Alarm przed Londynem
To nie były dobre igrzyska dla Polski. Dwudzieste miejsce w klasyfikacji medalowej (o 3 pozycje wyżej niż cztery lata temu) i 10 krążków (tyle samo było w Atenach) to żaden sukces. Wyprzedziła nas m.in. 2,5 razy mniejsza Holandia czy przeżywająca kryzys w lekkoatletyce i wreszcie bezradna wobec chińskiej potęgi gimnastycznej Rumunia. Nie było już co prawda w naszej ekipie takich wpadek jak na poprzedniej olimpiadzie (ścierka w kajaku, niesforny koń, czy błędna ocena bokserskich trenerów), ale przytrafiły się pijackie skandale (w ekipie szermierczej i lekkoatletycznej), skłócona reprezentacja szermiercza, zszokowana słabym występem kadra pływacka.
Sport: Lepiej w Londynie
W stolicy Chin Polacy zdobyli 10 medali. Akurat tyle, żeby szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski, nie musiał podawać się do dymisji, co obiecał, gdyby nasza reprezentacja uzyskała gorszy wynik niż w Atenach. Niestety, nie tyle, by usatysfakcjonować miliony kibiców w kraju. Mimo wszystko sytuację uratowały w sobotę wspaniałe srebrne dziewczyny.
Gazeta Wyborcza: Igrzyska za dychę
Do ostatniej chwili polscy sportowcy walczyli o stołek prezesa PKOl Piotra Nurowskiego, który miał podać się do dymisji, gdyby biało-czerwoni zdobyli mniej medali niż w Atenach. Rzutem na taśmę posadę prezesa i jego samopoczucie uratowały Maja Włoszczowska oraz Beata Mikołajczyk i Aneta Konieczna. Czy dziesięć medali to sukces, czy klęska? Kiedy cztery lata temu nasi sportowcy zdobyli w Atenach dziesięć medali, ogłosiliśmy klęskę. Teraz powtórzyliśmy tamten wynik, ale prezes PKOL wmawia nam, że igrzyska były udane.