To sytuacja, która rzadko zdarza się w przypadku tak głośnych transferów. Kiedy wielkie kluby ściągają nowe gwiazdy, już podczas ogłoszenia transferu prezentują piłkarza z numerem, z którym będzie występował w debiutanckim sezonie w nowych barwach. Nie jest tak w przypadku FC Barcelony i Roberta Lewandowskiego.
Wicemistrz Hiszpanii już zderzył się z dużą krytyką za to, w jak amatorski sposób ogłaszał finalizację umowy z Bayernem. Z kolei naprędce zorganizowana prezentacja w USA nie była adekwatna do rangi piłkarza, który w Bundeslidze jest legendą. A podczas pierwszych występów podczas tournee po Stanach Zjednoczonych, które z wypiekami na twarzy ogląda cały świat, Lewandowski występuje z numerem "12". Dlatego podczas jego niedzielnego debiutu w towarzyskim El Clasico z Realem tysiące kibiców przecierało oczy ze zdumienia.
Zmiana po 11 latach
Sytuacja jest bez precedensu. Ostatni raz Polak występował z innym niż "9" numerem 11 lat temu podczas pierwszego sezonu w Borussii Dortmund. Potem przejął "9", z którą nie rozstawał się w klubach i reprezentacji. Na tym numerze Lewandowski opiera swoją markę osobistą, którą sygnowana jest m.in. odzież i zdrowa żywność.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zabawił się jak Maradona. Kapitalny gol obrońcy
Wszystko zmieniło się tego lata, kiedy po przejściu do FC Barcelony Polak zaczął grać w przedsezonowych sparingach z innym numerem. Wszystko dlatego, że posiadaczem "9" jest nadal inny zawodnik Barcelony, Memphis Depay.
Czy przez to może ucierpieć jego budowana latami marka? O to pytamy ekspertów z zakresu marketingu sportowego.
- Można wprawdzie dostrzegać minimalne straty, ale nie analizowałbym tego w tych kategoriach. Przedsezonowe tournee to zbyt krótki i specyficzny okres, by mówić o stratach dla marki RL9 - mówi nam Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska.
Zdaniem Kity, więcej na tym zamieszaniu traci FC Barcelona. Klubowi i jego sponsorowi technicznemu uciekają przez to grube pieniądze. Dlatego nadal nie sprzedają koszulek z nazwiskiem Lewandowskiego i numerem "9". Jedyną możliwością dla kibiców jest dorobienie wybranego przez siebie nadruku, za co zwykle trzeba dopłacić.
- O ile Lewandowskiemu może to nie przeszkadzać, to dla Barcelony jest to poważny problem i już ma realne negatywne konsekwencje. Zwykle największy zapał kibiców, największa fala do kupowania koszulek i nowych produktów związanych z nowym piłkarzem występuje zaraz po podpisaniu kontraktu. Część ruchu komercyjnego na pewno osłabła w związku z tym, że po drodze było wiele problemów z koszulkami Lewandowskiego - zwraca uwagę nasz rozmówca.
- A pierwsze dni są niezwykle istotne, w wielu wypadkach kluczowe. Z każdą dobą, tygodniem spada poziom chęci wydania stosunkowo dużej kwoty np. na koszulkę. To wszystko na życzenie klubu. Przez ostatnie dwa tygodnie, w temacie Lewandowskiego, FC Barcelona położyła marketingowo i komunikacyjnie prawie wszystko, co się dało. To się w głowie nie mieści, bo w takich klubach marketing to rodzaj przemysłu, w którym detale są precyzyjnie dopracowane, a komercjalizacja każdego elementu posunięta do granic możliwości - opowiada Kita.
Podobnego zdania jest Maciej Akimow, prezes agencji marketingowej
Shark Agency.
- Zamieszanie z numerem Lewandowskiego rozpatrywałbym w kategoriach branżowej ciekawostki. Może to oczywiście wprowadzać kibiców w zakłopotanie, ale tu wszystko jest przesądzone. Takie rzeczy jak numer u takich zawodników są zapisane bezpośrednio w kontraktach z klubem. Barcelonie też bardzo mocno zależało na tym, żeby sprowadzić Lewandowskiego. Widać to po zachowaniu prezydenta Joana Laporty i jego licznych ciepłych słowach na temat piłkarza. Dlatego jestem przekonany na 100 procent, że Lewandowski będzie grał z "9" - podkreśla Akimow.
"Znamienne milczenie"
I - podobnie jak Kita - dodaje, że przysparza to więcej problemów klubowi niż zawodnikowi, który oparł swoją markę na konkretnym numerze z boiska.
- Kiedy zestawy strojów na tournee były przygotowane, Lewandowskiego nie było w klubie, więc Depay utrzymał swoją "9". Takie zmiany między meczami w USA wyglądałyby dziwnie. A amerykańscy kibice nie przywiązują do tego dużej wagi. Jednak biznesowo byłoby dużo lepiej, gdyby Lewandowski już podczas tournee grał z "9", żeby jego koszulki rozchodziły się po kolejnym kontynencie i nie było żadnych wątpliwości co do jego numeru w Barcelonie. Tym bardziej że Robert posługuje się marką RL9 i sam fakt, że media interesują się jego numerem na koszulce świadczy o tym, że komunikacyjnie nie wszystko się powiodło po stronie klubu - przyznaje Akimow.
Sprawa najprawdopodobniej wyjaśni się dopiero 5 sierpnia. Wtedy FC Barcelona zorganizuje drugą, huczniejszą prezentację Lewandowskiego na własnym stadionie Camp Nou. I być może wtedy zaprezentują także numer, z którym napastnik będzie ostatecznie występować podczas oficjalnych rozgrywek.
- Znamienne jest milczenie Barcelony wokół numeru Lewandowskiego. Temat cały czas się wlecze i nie jest sprecyzowany. Klub nie podaje w tym temacie oficjalnych informacji. To wszystko jest do góry nogami w stosunku do tego, czego byśmy oczekiwali od klubu jakości FC Barcelony - ocenia Kita.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
"W Bayernie się cieszą, że zrobił im przysługę". Zaskakujące słowa o Lewandowskim
Media: FC Barcelona ma nowego zawodnika! Kolejny hit transferowy