58 mln euro. Tyle zdecydowała się wyłożyć tego lata zmagająca się z kłopotami finansowymi FC Barcelona, by mieć u siebie Raphinhię. To Brazylijczyk, a nie Robert Lewandowski, był najdroższym letnim transferem klubu z Katalonii. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że 25-latek, który czarował swoją grą kibiców w Leeds, będzie idealnym wzmocnieniem odbudowującego się giganta.
On sam jednak na chłodno podchodzi do swoich boiskowych popisów. Gdy ktoś mówi o "magii" w jego grze, odpowiada, że prawdziwą magią jest to, że udało mu się wyrwać z brazylijskich faweli.
Włóczęga
Jego rodzina nigdy nie narzekała na biedę. A przynajmniej nie na tyle, by w domu brakowało jedzenia. Co innego jednak na treningach, na które musiał dojeżdżać wiele kilometrów.
ZOBACZ WIDEO: Kto jest wygranym zgrupowania? "On w końcu czuł się mocny"
- Gdy wychodziłem z domu w południe, to wracałem po dwudziestej. Jeżeli miałem wówczas pieniądze, to ledwo starczyły na autobus. Nie było mnie stać na jedzenie, a głód nie czekał, aż wrócę do domu - wspominał na łamach "UOL Esporte".
Młody Brazylijczyk nie miał wyboru. By zabić dokuczliwe uczucie musiał prosić o pomoc napotkanych na ulicy ludzi. Niektórzy litowali się nad chłopakiem kupując mu przekąski, inni wyzywali od włóczęgów: - Nie było nic innego do roboty niż czekać na autobus, którym wrócę do domu by coś zjeść.
Straceni przyjaciele
Charakter i upór w dążeniu do celu pozwolił ostatecznie Raphinhi zrealizować swoje marzenie - założyć koszulkę Barcelony - tę samą, którą przed laty nosił jego idol - Ronaldinho.
- Kibicowałem im odkąd byłem dzieckiem, odkąd dołączył do nich Ronaldinho. Dzięki niemu poznałem historię klubu. Chciałem być tego częścią. To marzenie, to pragnienie, było silniejsze niż jakakolwiek inna propozycja - mówił po transferze piłkarz.
Nagrodą za lata ciężkiej pracy były też gratulacje od idola. - "Ronnie" pogratulował mi transferu poprzez mojego ojca - przyznał Raphinha.
Wszystko jednak mogło potoczyć się zgoła odmiennie. Wielu brazylijskich dzieciaków w młodości przejawia bowiem duży talent do piłki. Niewielu jednak ma w pakiecie również dostatecznie mocny charakter, by nie ulec pokusom lokalnej ciemnej strony.
- Ludzie, którzy nie są dostatecznie skupieni na piłce, nie posiadają rodziny, która mogłaby im pomóc, gubią się. Straciłem wielu przyjaciół w przestępczym świecie, w świecie handlu narkotykami... Przyjaciół, którzy grali nawet dziesięć razy lepiej niż ja, który mogliby być dziś w wielkich klubach. Posiadanie takich przykładów blisko siebie było ważnym czynnikiem pomagającym utrzymać koncentrację - przyznał piłkarz.
Spełnione marzenia
Młody Brazylijczyk konsekwentnie pokonywał kolejne stopnie w swojej karierze. W końcu dostał szanse pokazać się w lokalnym turnieju do lat 20, w którym większe kluby mogły wypatrywać potencjalne talenty. Ostatecznie trafił do Avai, jego pierwszego poważnego zespołu.
- W Avai w pewnym momencie zostałem powołany na mecz z Fluminense i pojechałem do Rio de Janeiro. Nie wszedłem na boisko, ale doświadczenie było dla mnie niezwykłe - wspominał.
Ostatecznie nie doczekał się jednak debiutu w brazylijskiej drużynie. Bardzo szybko wypatrzyli go bowiem portugalscy skauci z Guimaraes i tak rozpoczęła się jego przygoda w Europie. Od Vitorii, przez Sporting, Stade Rennais, Leeds aż do Barcelony.
- Kiedy ludzie pytają mnie, czy wyobrażałem sobie wyjazd z Leeds do największego klubu na świecie, jakim jest Barcelona, odpowiadam, że nie tylko to sobie wyobrażałem, ale udało mi się to osiągnąć. Z dużym wysiłkiem i poświęceniem osiągnąłem to, czego zawsze pragnąłem - stwierdził z dumą piłkarz.
Duma lokalnej społeczności
Osiąganie z sukcesów z Barceloną to jedno, ale przed Raphinhą teraz, jak sam mówi - szczyt kariery - wyjazd z reprezentacją Brazylii na mistrzostwa świata.
- To dla mnie wszystko. Realizacja marzeń tego 10-letniego chłopca, który myślał tylko o grze w klasy.
- Noszenie koszulki brazylijskiej reprezentacji razem z chłopakami, których zawsze śledziłem było marzeniem samym w sobie. Ale granie w niej i strzelanie bramek? Nigdy nie zapomnę meczu z Urugwajem, w którym strzelił pierwsze dwa gole. To była noc, której nigdy nie chciałem zakończyć, dla mnie trwała ona wiecznie - mówił piłkarz.
Jak podkreśla, obecnie "żyje on marzeniem nie tylko swoim, ale całego miasta, społeczności, przyjaciół z dzieciństwa". Przyjaciół, którzy w młodości pomogli mu nie zboczyć na złą drogę, a dziś mogą cieszyć się z bramek Raphinhi na największych stadionach świata.
Szansa na kolejne już we wtorkowy wieczór. O 21:00 FC Barcelona zmierzy się na wyjeździe z Interem Mediolan w ramach 3. kolejki Ligi Mistrzów. Transmisja z tego meczu dostępna będzie na kanałach Polsat Sport Premium 1 i Polsat Sport Premium 2.
Bartłomiej Bukowski
WP SportoweFakty
Czytaj także:
- "Bella vittoria". Milik skomentował wygraną swojej drużyny
- "Kopiuj + wklej". Krychowiak skomentował swój wyczyn