"Te pięć centymetrów martwi sztab Scaloniego". Argentyńskie media tak zapowiadają mecz z Polską

Getty Images / NurPhoto / Leo Messi musi wygrać mundial, by dorównać Diego Maradonie
Getty Images / NurPhoto / Leo Messi musi wygrać mundial, by dorównać Diego Maradonie

Przed meczem Polska - Argentyna na mundialu w Katarze argentyńskie media piszą o przewadze warunków fizycznych naszej drużyny. Przypominają też jak radzili sobie "Albicelestes", gdy w trzecim meczu pierwszej rundy mistrzostw świata grali o awans.

Największy dziennik w kraju "Clarin" oraz serwis internetowy telewizji TyC Sports zwracają uwagę na dużą różnicę wzrostu między zespołami Argentyny i Polski, która może być niebezpieczna dla ekipy Lionela Scaloniego.

Pięć centymetrów zmartwień

"Clarin" pisze, że historycznie Polacy byli wyższą drużyną niż "Albicelestes" i w środę też tak będzie. "Polska ze średnią wzrostu bliską 184 centymetrom (183,7 - przyp. WP SportoweFakty) zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce wśród uczestników mundialu, gdy Argentyna ze średnią 179 cm jest na 27. miejscu".

"Te pięć centymetrów średniej różnicy wzrostu martwi argentyński sztab szkoleniowy" - informuje popularny dziennik. I dodaje, że przewaga Polaków w warunkach fizycznych może skłonić Scaloniego do postawienia na środku obrony na wysokich Germana Pezzellę (190 cm) i Cutiego Romero (185 cm). Stoperzy, na których trener Argentyny postawił w ostatnim spotkaniu z Meksykiem, są wyraźnie niżsi - Nicolas Otamendi mierzy 183 centymetry, a Lisandro Martinez 175.

TyC Sports podaje z kolei, że o ile występ Otamendiego jest pewny, o tyle jego partnera Scaloni dobierze na podstawie jego warunków fizycznych i dlatego postawi albo na Romero, albo na Pezzellę. Być może zdecyduje się na zmianę również na prawej stronie defensywy i w miejsce Nahuela Moliny (175 cm) wystawi w wyjściowym składzie potężnego Juana Foytha (187 cm).

ZOBACZ WIDEO: Skład bez ulubieńca Michniewicza. Były reprezentant proponuje "11" na Argentynę

Messi jak Alberto Tomba. Spodobało się

"Clarin" przed meczem o awans do 1/8 finału przedstawia argentyńskim kibicom postać Czesława Michniewicza. Poświęca mu duży tekst, który zaczyna od pytania "Od czarnego charakteru do narodowego bohatera?". Selekcjonera Biało-Czerwonych opisuje jako człowieka z charakterem, sympatycznego i bezpośredniego. A przy tym fana reprezentacji Argentyny i Leo Messiego, który płacił za bilety na mecze Barcelony, żeby zobaczyć go w akcji. Przywołuje jego przydomek, który w naszym kraju zdążył już pokryć się sporą warstwą kurzu - "polski Mourinho".

Jednak artykuł w "Clarinie" to nie tylko ciepłe słowa pod adresem polskiego selekcjonera. Dziennik przypomina też, że gdy Michniewicz został selekcjonerem, wróciła sprawa jego "niezwykle bliskiej relacji z intrygującą postacią Ryszarda Forbricha, znanego przez wszystkich jako 'El Barbero'", że pisano o 27 godzin rozmów telefonicznych między Michniewiczem i "Fryzjerem" między 2003 a 2005 rokiem.

Argentyńskim dziennikarzom spodobała się anegdota dotycząca meczu ich reprezentacji z Meksykiem, opowiedziana przez polskiego trenera. Michniewicz, który oglądał spotkanie z trybun, zdradził im, że po golu Leo Messiego na 1:0 został wyściskany przez kibica siedzącego na miejscu obok.

Do gustu przypadło im także przyrównanie przez Michniewicza Messiego do słynnego narciarza alpejskiego Alberto Tomby, potrójnego złotego medalisty olimpijskiego z Calgary z 1988 roku. - Ma taką swobodę w mijaniu przeciwników na boisku, jak Tomba w mijaniu tyczek na stoku - powiedział o genialnym piłkarzu selekcjoner kadry Polski.

Ręka Kempesa

Największy sportowy dziennik "Ole" rozważa możliwe rezultaty w meczu Polska - Argentyna. Zwycięstwo to pewny awans do 1/8 finału i duża szansa na pierwsze miejsce w grupie C. Porażka - odpadnięcie z turnieju, a dla Biało-Czerwonych awans z pierwszej pozycji. Remis oznacza, że "Albicelestes" nie będą zależeć tylko od siebie.
W przypadku takiego wyniku, będą potrzebować remisu w spotkaniu Meksyku z Arabią Saudyjską lub wygranej Meksykanów różnicą nie większą niż dwóch goli.

"Ole" przypomina też historię potyczek Argentyńczyków z naszą reprezentacją (11 meczów, 6 zwycięstw, 3 porażki, 2 remisy, na mistrzostwach świata 2 mecze, jeden zwycięski i jeden przegrany), podkreślając, że miała ona swoją własną "rękę Boga".
To oczywiście nawiązanie do gola zdobytego ręką przez Diego Maradonę w ćwierćfinale MŚ 1986 przeciwko Anglii. W przypadku reprezentacji Polski ręka pomogła "Albicelestes" wygrać osiem lat wcześniej, w czasie mundialu rozgrywanego przed własną publicznością. Należała do Mario Kempesa.

"Do tego spotkania nie był w stanie strzelić gola w mistrzostwach, więc zrobił wszystko, żeby przełamać pecha. Tamtego dnia pojawił się na boisku bez wąsów i brody. Wierzcie lub nie, ale to przyniosło mu szczęście, a jego postawa była kluczowa dla zdobycia przez Argentynę pierwszego tytułu w historii" - pisze "Ole".

"W 16. minucie Kempes strzelił gola na 1:0, ale Polska miała idealną okazję do wyrównania. W tamtej sytuacji 'Pato' Fillol był już poza akcją, napastnik Grzegorz Lato uderzył głową w światło bramki, ale 'Matador' rzucił się niczym bramkarz i odbił piłkę ręką". Dziś za takie zagranie Kempes z hukiem wyleciałby z boiska, wtedy karano za nie jedynie rzutem karnym. Karnym którego Kazimierz Deyna nie wykorzystał.

Gdyby Kempesa spotkała wtedy sprawiedliwa kara, nie zdobyłby swojego drugiego gola w tym spotkaniu, które zakończyło się wygraną "Albicelestes" 2:0. Nie zagrałby też w kolejnym meczu przeciwko Brazylii (0:0). W całym turnieju zdobył wtedy sześć goli, w tym dwa w finale przeciwko Holandii, został mistrzem świata i królem strzelców.

Pierwszy raz Messiego i Lewandowskiego

Argentyńska edycja serwisu internetowego telewizji ESPN wymienia te mundiale, na których losy awansu dwukrotnych mistrzów świata do drugiej rundy ważyły się do ostatnich meczów fazy grupowej. Po raz pierwszy taka sytuacja miała miejsce w roku 1958 w Szwecji. Wtedy w meczu decydującym o przejściu do kolejnej rundy Argentyna doznała klęski w starciu z Czechosłowacją, której uległa aż 1:6.

Cztery lata później w Chile na koniec fazy grupowej zremisowała 0:0 z Węgrami i również odpadła. W 1966 roku na mundialu w Anglii pokonała Szwajcarię 2:0 i przeszli do ćwierćfinałów. W pamiętnych dla nas mistrzostwach w roku 1974 wyjście z grupy zapewniło "Albicelestes" pokonanie Haiti 4:1. W roku 1982 - 2:0 z Salwadorem, a w mistrzowskim 1986 taki sam wynik w spotkaniu z Bułgarią. Na mundialu 1990 był remis 1:1 z Rumunią i awans z trzeciego miejsca. W roku 2002 w Korei i Japonii - 1:1 ze Szwecją i szybki koniec mundialu, w którym zespół Marcelo Bielsy był jednym z kandydatów do zwycięstwa. Wreszcie w mistrzostwach sprzed czterech lat Argentyńczycy wyszarpali awans, wygrywając z Nigerią 2:1.

Serwis internetowy telewizji TyC Sports przedstawia historię pojedynków Messiego z Robertem Lewandowskim. W półfinałach Ligi Mistrzów w 2015 roku lepszy był Messi. Na Camp Nou jego Barcelona wygrała 3:0, na Allianz Arenie przegrała z Bayernem 2:3. Lewandowski zrewanżował się pięć lat później, także w Lidze Mistrzów, w fazie ćwierćfinałowej. Bayern rozbił wtedy "Dumę Katalonii" aż 8:2. Na arenie reprezentacyjnej ci dwaj wielcy piłkarze jeszcze nigdy się ze sobą nie zmierzyli.

Czytaj także:
Największy pechowiec w historii futbolu. Martin Palermo: To ten moment. Messi jest gotowy!
Andrij Szewczenko dla WP: Kibicuję wam w starciu z Argentyną! Ci czterej gracze mogą być kluczowi dla Polski

Komentarze (1)
avatar
bagart
30.11.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
5 centymetrów różnicy to nie tragedia. Wiadomo- większy ma swoje zalety, ale wszak mniejszy ale sprytny niekiedy może więcej.