Z Kataru - Dariusz Faron, WP SportoweFakty
Kiedy Michniewicz został selekcjonerem, "Przegląd Sportowy" zatytułował swoją okładkę: "Podzielił Polskę". Trener mocno się wtedy obruszył. Po zwycięstwie nad Szwecją w meczu barażowym pytał nawet ironicznie jednego z dziennikarzy, jaka tym razem będzie pierwsza strona.
Dziś to hasło (choć z innych przyczyn niż wówczas) jest nader aktualne. Żeby było jasne: nie ma w tym ani grama winy Michniewicza. Po prostu uwielbiamy skrajności. I nie mówię tu wyłącznie o dziennikarzach, tylko szerzej, o Polakach.
W mundialowej wojnie polsko-polskiej rozumiem obie strony.
ZOBACZ WIDEO: "Jakbym siedział przy 100 kg dynamitu". Polski piłkarz wystawił oceny za mecz z Argentyną
Postawcie się na miejscu Michniewicza. Objął kadrę za pięć dwunasta, przed meczem o być albo nie być ze Szwedami. Dzisiaj wszyscy trenerzy po rozpoczęciu nowej pracy jak refren powtarzają, że potrzebują czasu, a nasz selekcjoner go nie miał. I momentalnie wywarł wpływ na reprezentację. Szwedów ograła na Stadionie Śląskim "jego" kadra. Naprawdę nie trzeba było być znawcą futbolu, żeby w tamtym triumfie zobaczyć rękę i warsztat Michniewicza. Później selekcjoner poszedł za ciosem i w ogromnych bólach poprowadził nas do pierwszego od 36 lat awansu do fazy pucharowej mundialu.
Z ręką na sercu - też bym się na jego miejscu trochę wkurzał, gdyby w takich okolicznościach co chwilę zaczepiano mnie o styl. Tym bardziej że od początku wyłożył karty na stół: liczy się tylko wynik i jeśli ktoś czeka, że Michniewicz stworzy dzieło sztuki, to takie, które będzie się podobało tylko turpistom. Kadra ukochała brzydotę, wychodząc z założenia, że cel uświęca środki.
Michniewicz może dziś powiedzieć, że ogromna większość na tym mundialu gra na wynik i nie przejmuje się notami za styl. I będzie miał rację.
Może przypomnieć, że Duńczycy, półfinaliści Euro 2020, są już za burtą, zaś Niemcy muszą drżeć o awans, podczas gdy my jesteśmy w najlepszej szesnastce turnieju - tu też zgoda.
Czy się komuś to podoba, czy nie - selekcjoner odniósł z kadrą sukces. Z tym nie można dyskutować.
Z drugiej strony, nie można też udawać, że na tym obrazie nie ma czerni. Jest i to całkiem sporo. W Katarze nie gramy w piłkę. Prezentujemy archaiczny styl, antyfutbol. Jesteśmy od tego, żeby mordować piłkę nożną, obrzydzać ją rywalom. Rozegraliśmy dobre 45 minut - to druga połowa przeciwko Arabii Saudyjskiej. A wszyscy przeciwnicy w meczach z Polakami wyglądali dużo lepiej.
Występ kadry w fazie grupowej jest jak wesele - ksiądz udzielił ślubu, państwo młodzi szczęśliwi, na zdjęciu wszyscy szczerze uśmiechnięci, ale jedzenie chłodne, a DJ-owi co chwilę zacina się płyta. Cieszysz się, bo przecież poziom imprezy nie jest w całym tym zamieszaniu najważniejszy. Jednocześnie nie powiesz, że byłeś na najlepszych "baletach" na świecie. Trochę wesele, a trochę stypa.
Wbrew narracji Michniewicza, to nie tak, że jego piłkarze widzą tylko róż, a źli dziennikarze czepiają się o styl. - Nie jestem zadowolony z tego, jak graliśmy. Styl jest do poprawy. Jeśli chcemy tu strzelać gole musimy grać odważniej - powiedział wczoraj w strefie mieszanej Robert Lewandowski.
I nie - nie szuka dziury w całym, nie chce uderzyć w Michniewicza, nie marudzi. Po prostu mówi o tym, co widzieli wszyscy.
Selekcjoner ma rację - cieszmy się, bo jest z czego. Jednocześnie nie zakłamujmy rzeczywistości, do niczego dobrego to nie prowadzi.
W czasie gdy wielu mówi, że trzeba koniecznie iść w prawo albo lewo - stanę więc pośrodku.
Naprawdę nie trzeba wybierać czerni albo bieli. W występach naszej reprezentacji na mundialu jest zdecydowanie więcej kolorów.
Zobacz także:
Znany sędzia ocenił przyznanie karnego Argentynie
Szczęsny zdradził, co powiedział Messiemu