Przyszłość selekcjonera - z winy samego zblatowanego z premierem trenera i będącej tego pokłosiem "afery premiowej" - przestała być sprawą tylko sportową, a stała się też polityczną. Świadczą o tym statystyki. Komunikat PZPN o kontrakcie był niusem dnia, w który klikały miliony Polaków.
Internauci chcieli przekonać się, czy Cezary Kulesza pokazał kciuk skierowany w górę, czy w dół. Zamiast tego, po otwarciu komunikatu federacji zobaczyli naprężony środkowy palec prezesa PZPN. Kulesza pokazał go wszystkim. Od kibiców, przez piłkarzy i sponsorów związku, aż po samego Michniewicza.
Męczy nas piłka
Fani domagają się rozstania z selekcjonerem. Tuż po odpadnięciu z mundialu dali temu wyraz w ankiecie WP SportoweFakty. Jej wyniki były druzgocące dla szkoleniowca: 82 proc. respondentów opowiedziało się za rozstaniem z Michniewiczem. Czas nie uleczył ran, bo dokładnie tydzień później wynik sondy na ten temat był niemal identyczny.
ZOBACZ WIDEO: Spór o premie Chorwatów. Nasz ekspert wyjaśnia
Kibice żądają zmiany, bo nie chcą cierpieć - choć sam Michniewicz lubi, kiedy jego drużyny po piłkarsku "cierpią" na boisku - oglądając grę drużyny narodowej. W trakcie mundialu Michniewicz porównał się do Jezusa Chrystusa, tyle że to nie on cierpi za miliony, lecz to miliony cierpią przez niego.
Selekcjoner, jak wiemy, nie zamienia wody w wino. Jego cud polega natomiast na tym, że potrafił przekonać wybitnych piłkarzy, by dobrowolnie poddali się takim torturom.
Wotum nieufności
Jednak gdy mundial się skończył, Robert Lewandowski i Piotr Zieliński, zrzucili okowy. "Lewy" w wywiadzie "na gorąco" po meczu z Francją wypowiedział się tak, jakby stawiał ultimatum: albo ja, albo Michniewicz. Oczywiście, później jego sztab doszedł do wniosku, że kapitan kadry się zagalopował i próbował to odkręcać, ale umówmy się: Lewandowski powiedział to, co chciał powiedzieć.
A Zieliński wypowiedział się o stylu gry kadry z niespotykaną dotąd u niego bezpośredniością: - Powinniśmy wykorzystywać umiejętności "Lewego", moje czy Milika. A tak naprawdę wszystkich piłkarzy, bo jest u nas naprawdę sporo jakości i trzeba z tego korzystać. Jestem takim zawodnikiem, który lubi mieć piłkę przy nodze.
Liderzy reprezentacji, jej najlepsi piłkarze, zgłosili poważne wotum nieufności wobec selekcjonera. Zaryzykowali, bo przecież Michniewicz wyprowadził drużynę narodową z grupy mundialu, ale nie mogli dłużej milczeć.
Może nie postawili na szali swojej przyszłości w kadrze, ponieważ na odsunięcie ich polskiego piłkarstwa zwyczajnie nie stać, ale ich relacje z trenerem ucierpią. Selekcjoner czasem zasłania się niepamięcią, ale z drugiej strony bywa bardzo pamiętliwy...
Lewandowski, Zieliński i inni piłkarze od "buntu w okopach" (więcej TUTAJ) nie będą spać spokojnie, dopóki nie poznają nazwiska nowego selekcjonera. Kiedy to się stanie? Tylko Kulesza wie.
Cierpienie za miliony
Pewnie gdyby chodziło o sam zaproponowany kadrze styl gry, Michniewicz mógłby już układać w głowie plan na eliminacje Euro 2024. W końcu Kulesza dobrze wiedział, że zatrudnia "grabarza futbolu", jak selekcjonera określił ostatnio Stefan Szczepłek, więc powinien być przygotowany na to, że zaproponowana przez niego metoda na dłuższym dystansie spotka się z krytyką.
Kłopot w tym, że przyszłość 52-latka na stanowisku stanęła pod znakiem zapytania głównie przez "aferę premiową" i jego rolę w niej. Może się okazać, że Michniewicz jednak będzie cierpiał za miliony. Te niedoszłe od Mateusza Morawieckiego.
Po pierwsze, przy Bitwy Warszawskiej są niepocieszeni faktem, że selekcjoner zaangażował szefa rządu i rozmawiał z premierem o premii z pominięciem PZPN. Po drugie, kryzys wizerunkowy selekcjonera i związku niepokoi sponsorów, którzy domagają się zmian (więcej TUTAJ).
Pieniądz rządzi światem - to wiemy nie od wczoraj. Dlatego lobbing mecenasów związku może przynieść zamierzone przez nich skutki. Poniedziałkowym komunikatem Kulesza nie udobruchał sponsorów. Taką grą na nosie mógł tylko pogłębić ich złość.
Friendzone
Michniewicz jest dziś tym pochyłym drzewem, na które skacze każda koza. Kulesza wykonał przy tym jednak fikołek. Prezes PZPN w poniedziałek przekazał selekcjonerowi, że nie przedłuży z nim kontraktu, ale może lada moment ponownie go zatrudni.
Zachował się jak niedojrzały nastolatek, który publicznie przy wszystkich rzuca partnerkę/partnera, ale potem na ucho jej/mu szepcze: "Może jeszcze kiedyś...". Jeśli nie uda się z kimś atrakcyjniejszym, to wszystko będzie po staremu.
Michniewicz został jednocześnie porzucony i sfriendzonowany - to wybitne okrucieństwo, na które mimo wszystko sobie nie zasłużył. Na pewno nie ze strony bezpośredniego przełożonego, którego cele wynikowe zrealizował.
Nawet jeśli robił coś za jego plecami, to Kulesza ma do dyspozycji inne narzędzia niż publiczne upokorzenie. Za wygranie barażu, utrzymanie drużyny w Lidze Narodów i wyjście z grupy na mundialu należała mu się bardziej pochwała i szacunek.
Nie posądzam prezesa PZPN o taką przebiegłość - to raczej zbieg okoliczności, jaki znamy z powieści o Nikodemie Dyźmie - ale jeśli faktycznie chce nadal współpracować z Michniewiczem, to poniedziałkowym zabiegiem wypracował sobie dobrą pozycję negocjacyjną.
Żal kibiców
Jeśli nie, co jest realniejszym scenariuszem, to wszystkich czekają trudne tygodnie. Przypomnijcie sobie, ile czasu Kuleszy zajęło wytypowanie następcy Sousy. Bezkrólewie trwało ponad miesiąc. Nic nie wskazuje na to, by teraz miało być inaczej.
Do momentu zatrudnienia swojego następcy Michniewicz będzie żył nadzieją, że wróci na stanowisko. 52-latek bowiem dał się złapać Kuleszy na haczyk. Reprezentujący go Mariusz Piekarski dał do zrozumienia, że jego klient pracy z kadrą daje priorytet. Więcej TUTAJ.
To oznacza, że wbrew temu, co głosi o "zyskaniu w oczach za granicą", nie ma dla niego ofert. Propozycja z Rosji, której nie tak dawno z utęsknieniem razem wyczekiwali, raczej nie nadejdzie...
Kandydaci na następcę Michniewicza też do samego końca nie będą wiedzieli, na czym stoją. W styczniu było przecież tak, że Adam Nawałka skompletował sztab i kładł się spać jako selekcjoner, by ostatecznie nie doczekać się powrotu do kadry.
W środowisku mówi się, że Kulesza nie lubi spieszyć się z decyzjami personalnymi. A może jego ciągłe bicie się z myślami i wahania są efektem niezdolności do podejmowania strategicznych decyzji, a nie uwielbienia do gruntownej analizy?
Żal tylko kibiców. Najpierw Michniewicz zohydził im reprezentację Polski. Potem czuli ciarki żenady, gdy czytali jak milionerzy z boiska zasadzili się na publiczną premię. A teraz swoją opieszałością znęcał się nad nimi będzie Kulesza.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty