W finale mistrzostw świata działo się na murawie bardzo wiele. Ostatecznie lepsza po rzutach karnych okazała się Argentyna. Zespół Lionela Scaloniego wygrał 4:2, a w regulaminowym czasie gry było 3:3.
Dla polskiego kibica również był to mecz wyjątkowy. Głównym rozjemcą spotkania był bowiem Szymon Marciniak. Polski sędzia wraz ze swoim zespołem miał kilka trudnych decyzji do podjęcia, które z pewnością wpłynęły na losy rywalizacji.
W całym spotkaniu zobaczyliśmy trzy rzuty karne podyktowane przez Marciniaka. - Każdy z karnych był, jak najbardziej prawidłowy, choć te dla Francji zdecydowanie trudniejsze do wychwycenia. Szczególnie ten drugi. Zanim ja zdążyłem spojrzeć na Szymona, on już gwizdnął jedenastkę - mówi dla WP SportoweFakty Adam Lyczmański, ekspert sędziowski w Canal + Sport.
ZOBACZ WIDEO: Nie ma chwili spokoju. Miss mundialu pokazała codzienność w Katarze
Na murawie nie dochodziło do zbyt wielu bezpośrednich starć między zawodnikami. - To zasługa Szymona. Doskonale ustawił sobie mecz. Nie zaczął od kartek, najpierw porozmawiał z De Paulem na początku, a później kapitalnie zarządzał spotkaniem. Zawodnicy mieli do niego wielki szacunek - dodaje ekspert.
Jedną z najtrudniejszych do wychwycenia, była próba symulacji Marcusa Thurama w polu karnym Argentyny, za co Marciniak ukazał śmiałka żółtą kartką. - To była z pewnością sytuacja niełatwa do oceny, ale Szymon doskonale wychwycił próbę symulacji i dał żółtą kartkę - stwierdza Lyczmański.
Gdyby trzeba było na siłę szukać jakichś błędów Marciniaka, można wskazać na sytuację z końcówki drugiej połowy, gdy Francuzi wychodzili z kontrą. - Tutaj Szymon podjął decyzję, że należy się żółta kartka, bo był to faul taktyczny. Gdyby puścił grę, do kartki już by nie wrócił - zauważa ekspert.
W historii mundiali był to pierwszy taki przypadek, że Polak poprowadził finał mistrzostw świata. - Duma mnie rozpiera. Szymon był dziś fenomenalny, zachowywał się, jak komputer, który praktycznie się nie myli. Mamy swojego mistrza świata. Docenić trzeba także asystentów Tomasza Listkiewicza i Pawła Sokolnickiego, którzy również spisali się perfekcyjnie. Ja żałuję tylko, że nie było Mazurka Dąbrowskiego, bo zdecydowanie się należał. Po takim występie umieściłbym nawet Szymona w gronie nominowanych do tytułu sportowca roku w Polsce. Jestem dumny - kończy Adam Lyczmański.
Rafał Sierhej, dziennikarz WP SportoweFakty.
Czytaj także:
Największa trauma Roberta Lewandowskiego. "To wciąż boli"
Absurd na MŚ. Szef FIFA wystawił Katarowi laurkę