Od 2014 roku Rafał Gikiewicz występuje za naszą zachodnią granicą. Golkiper zamienił wówczas Śląsk Wrocław na Eintracht Brunszwik. Po latach sam zainteresowany postanowił opowiedzieć o kulisach tego transferu.
Bramkarz za wszelką cenę chciał przenieść się do niemieckiego klubu. W rozmowie z portalem spox.de przyznał, że podkoloryzował rzeczywistość, by otrzymać zielone światło na transfer.
- Gdybym powiedział ludziom w Śląsku, że jadę na testy do niemieckiej pierwszoligowej drużyny, zażądaliby opłaty w wysokości pięciu milionów euro. Dlatego powiedziałem, że boli mnie brzuch. Później spotkałem się z właścicielem Śląska i wcieliłem się w aktora: "Nasze dziecko ma dopiero rok, ale moja żona jest już w depresji, przechodzimy bardzo trudny okres, jeśli będę musiał tu zostać, prawdopodobnie stracę żonę i dziecko." Uroniłem nawet kilka łez - mówił (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: Szymon Marciniak w świetnym humorze. Tak rozśmieszał dziennikarzy
Gikiewicz chwytał się nieczystych zagrywek, ale dopiął swego, podpisując kontrakt z Eintrachtem Brunszwik. Jego słowa spotkały się jednak z dużą krytyką w środowisku piłkarskim.
35-latek postanowił wydać oświadczenie w mediach społecznościowych. "O moim odejściu ze Śląska wypowiadałem się wiele razy. W tym wywiadzie po prostu za dużo powiedziałem o stanie mojej żony w tamtym czasie. A jej stan to czysta prawda. Nikogo nie okradłem, wręcz przeciwnie wszystkie należne mi pensje i premie odpuściłem. Nie mam nic do dodania" - Gikiewicz uciął temat na Twitterze.
Swoje pięć groszy dorzucił były agent bramkarza. "Ja wiem jak było! Szkoda, że jakoś nikt nie krytykuje klub/obecnego wtedy prezesa jak Ciebie potraktowano ile kasy musiałeś odpuścić. Reasumując 100% krytykujących Ciebie osób postąpiłoby podobnie" - napisał Marcin Hakman.
Czytaj także:
Barcelona walczy o napastnika. Talent trafi na Camp Nou?
Nazywał go "legendą". Infantino nagle zmienił front?