Jan Tomaszewski słynie z ciętego języka i nie hamuje się w swoich opiniach - szczególnie jeśli chodzi o grę reprezentacji Polski. Nie inaczej było po piątkowej, wręcz kompromitującej porażce Biało-Czerwonych z Czechami (1:3). Nasi rywale błyskawicznie strzelili dwie bramki, czym zszokowali polskich piłkarzy.
- Przecież juniorzy nie straciliby w ciągu 120 sekund dwóch bramek - przyznał Tomaszewski w "Super Expressie". - Stało się, dostali dwa nokdauny. Po prostu obuchem w łeb dostali i trzeba się podnieść. Pierwsza połowa była zdecydowanie słabsza, bo Czesi dostali wiatr w żagle. Strzelić dwie bramki w dwie minuty to jest sukces nieprawdopodobny - zauważył.
Były reprezentant Polski wrócił jeszcze do tego, co działo się wokół kadry przed meczem. Sporo dyskusji wywołał wywiad Łukasza Skorupskiego w "Przeglądzie Sportowym", w którym odniósł się do tematu dzielenia rzekomej premii od premiera. A później nastąpiła medialna cisza w reprezentacji - aż do przedmeczowej konferencji, kiedy wywołany do tablicy został Robert Lewandowski.
- Żałuję tylko, że Robert nie wystąpił na pierwszej konferencji prasowej - po tym wywiadzie Łukasza Skorupskiego. Przez te dwa dni było tyle spekulacji, że atmosfera w zespole jest do niczego... Komu to jest potrzebne? - zapytał Tomaszewski.
75-latek uważa, że oglądalibyśmy innego Lewandowskiego w kadrze, gdyby nadal był piłkarzem Bayernu Monachium. - Moim zdaniem popełnił błąd. Inaczej grałby na mistrzostwach świata, inaczej grałby w Bayernie. Byłby niekwestionowanym liderem klasyfikacji strzelców. Czy to się komuś podoba czy nie, Robert nie gra w Barcelonie takiej typowej "dziewiątki". Cofa się, musi przebiec w trakcie meczu dwa, trzy kilometry więcej. A to bardzo duży wysiłek - podsumował.
Czytaj także:
- Sponsor kadry nie miał litości dla piłkarzy. "Czeski film"
- Problemy na konferencji po meczu. Mina Santosa mówiła wszystko
ZOBACZ WIDEO: Zaskakujące opinie nt. Roberta Lewandowskiego. Oto co napisali Hiszpanie