Dziwna końcówka Miedzi Legnica. Trener miał pretensje do sędziego

PAP / Darek Delmanowicz / Na zdjęciu: Grzegorz Mokry
PAP / Darek Delmanowicz / Na zdjęciu: Grzegorz Mokry

Miedź Legnica miała zwycięstwo w Mielcu na wyciagnięcie ręki, ale popełniła serię błędów w doliczonym czasie i pozwoliła Stali na doprowadzenie do remisu 1:1. Trener Grzegorz Mokry miał zastrzeżenia do decyzji sędziego Pawła Raczkowskiego.

Ewentualna wygrana w Mielcu mogła jeszcze urealnić utrzymanie Miedzi Legnica w PKO Ekstraklasie. Remis 1:1 pozwolił jedynie zmniejszyć z 11 do 10 punktów stratę do bezpiecznych miejsc w tabeli. To przepaść.

Podopieczni Grzegorza Mokrego stracili gola w doliczonym czasie, a odsłonięcie się przed rywalem i zachowanie po dośrodkowaniu Leandro do Mateusza Matrasa wyglądało absurdalnie.

- Koniec meczu był dla nas dramatyczny i zgubiliśmy kluczowe dla nas punkty. Drugi raz z rzędu straciliśmy gola w ostatnich sekundach. Inaczej interpretuję przepisy, bo tuż przed bramką powinien być rzut wolny dla nas przy narożniku boiska - mówi trener Mokry na konferencji prasowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niecodzienne ogłoszenie szczęśliwej nowiny

Stal nie prezentowała się dobrze w końcówce meczu, ale jej ambitne próby doprowadzenia do remisu 1:1 zostały nagrodzone. Wcześniej dobrych szans na pokonanie Mateusza Abramowicza nie wykorzystali Marcin Flis czy Bartłomiej Ciepiela. Sposób na wpakowanie piłki do bramki beniaminka znalazł dopiero Mateusz Matras, środkowy obrońca.

- Nastawialiśmy się na zdobycie trzech punktów, a wywalczyliśmy punkt w dramatycznych okolicznościach. Kończyliśmy mecz w dziesięciu, a przesunięcie Matrasa do ataku groziło nam nadzianiem się na kontrę. Drużyna zagrała jednak do końca, a Matras zachował się jak napastnik - podsumowuje Kamil Kiereś, szkoleniowiec Stali.

Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty