We wtorek, 2 maja, poznaliśmy triumfatora Fortuna Pucharu Polski w sezonie 22/23. Wyłoniła go dopiero seria rzutów karnych, w której Legia Warszawa okazała się lepsza od Rakowa Częstochowa.
Mimo że od 7. minuty warszawianie grali w osłabieniu, bo czerwoną kartkę otrzymał Yuri Ribeiro, to udało im się utrzymać remis do samego końca. Bohaterem był Kacper Tobiasz, który kilkukrotnie uchronił Legię od straty bramki. W serii "jedenastek" z kolei obronił uderzenie Mateusza Wdowiaka, po którym legioniści zdobyli tytuł po pięciu latach posuchy.
- Puchar to zasługa całej drużyny. Tak naprawdę to był mój pierwszy mecz, jeśli chodzi o Puchar Polski. Bez chłopaków nie znaleźlibyśmy się w tym miejscu. Cieszę się, że mogłem postawić kropkę nad "i". Udało mi się spełnić jedno z najskrytszych moich marzeń - dzieciaka, który zaczynał paręnaście lat temu (karierę - przyp. red.) - przyznał bramkarz Legii w rozmowie z Polsatem Sport.
ZOBACZ WIDEO: Nieprawdopodobne sceny. Cieszył się z gola ze środka boiska, a po chwili...
PGE Narodowy w Warszawie licznie wypełnili fani zespołu ze stolicy. Ci od początku do końca meczu dopingowali swoją drużynę. Ostatecznie zostali wynagrodzeni, bo to Legia odniosła końcowy triumf.
- Kibice to jednak jest jedna druga tego, co się dzieje. Nawet stojąc po przeciwnej stronie ciągle ich słyszałem i czułem ich wsparcie. Sprawiali, że byliśmy ciągle pod prądem, każdy biegał i dawał z siebie wszystko. Nic tylko się cieszyć - stwierdził bohater finałowego meczu Pucharu Polski.
Od początku serii rzutów karnych, Tobiasz starał się prowokować rywali. Ostatecznie młody golkiper dopiął swego, bowiem udało mu się obronić decydującą o tytule "jedenastkę".
- Tak naprawdę od początku poprzedniego tygodnia zaczęliśmy trenować z naszymi trenerami rzuty karne. Dali nam rozpiskę, kilka razy się nie sprawdziła. Jednak czucie, intuicja to coś innego. Najważniejsze jest to, że tego jednego udało mi się obronić - przyznał Tobiasz.
- Pewnie dzisiaj nie zasnę! - dodał na koniec uradowany golkiper stołecznej drużyny.
Przeczytaj także:
Ależ wynik. Legia Warszawa śrubuje rekord