W styczniu Fernando Santos został ogłoszony nowym selekcjonerem reprezentacji Polski. Na tym stanowisku zastąpił Czesława Michniewicza, który z kadrą awansował do 1/8 finału mistrzostw świata w Katarze. Portugalski szkoleniowiec od razu zabrał się do pracy, by po swojemu ułożyć reprezentację.
Początki nie były łatwe. Wszystko przez warunki atmosferyczne panujące w Polsce. - Od samego początku uderzyło mnie, jak jest zimno. Nie jestem do tego przyzwyczajony i cierpiałem z tego powodu - powiedział selekcjoner naszej kadry, który wybierał się na mecze PKO Ekstraklasy, by oglądać potencjalnych kandydatów do gry w reprezentacji.
Dodał, że miał też problemy z komunikacją i innym sposobem bycia niż w Portugalii. Zawodowo nie miał z tym żadnych trudności, ale te pojawiły się przez pierwszych kilkanaście dni, kiedy mieszkał jeszcze w hotelu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zaryzykował i się udało! Cudowny gol w Niemczech
Dopiero wtedy, gdy przeniósł się do domu, mógł poczuć się jak u siebie i wrócić do normalnego życia. Santos wyznał, że nie miał czasu na zwiedzanie, ale Warszawa robi na nim bardzo miłe wrażenie.
- Wybrałem się z żoną do parku koło mojego mieszkania i podobało mi się, że tyle ludzi spędzało tam czas, robiło grilla, to robiło wrażenie. Ważne jest też dla mnie, że łatwo trafić na mszę - dodał Santos.
Portugalczyk poprowadził kadrę w dwóch meczach. Najpierw reprezentacja Polski przegrała z Czechami (1:3), a następnie pokonała Albanię 1:0. Oba spotkania rozegrano w ramach eliminacji Euro 2024.
Kolejne spotkania zaplanowano w czerwcu. Najpierw Polacy towarzysko na PGE Narodowym zagrają z Niemcami (16 czerwca), a cztery dni później na wyjeździe zmierzą się z Mołdawią.
Czytaj także:
Fernando Santos obnażył polskie podwórko. Bolesna i zaskakująca prawda (Opinia)
Juventus przebudził się. Istotna obrona Wojciecha Szczęsnego