Historia piłki nożnej przesiąknięta jest opowieściami o piłkarzach, którzy nie wykorzystali w pełni wielkiego talentu, jaki zesłał im los. Bohater tego tekstu mógłby długimi godzinami opowiadać, jak głupimi wybrykami oraz wątpliwej jakości rozrywką można zboczyć z drogi ku wiecznej chwale.
Złodziej marzeń
Adrian Mutu przyszedł na świat 8 stycznia 1979 roku w rumuńskiej Calinesti, małej miejscowości położonej na Wołoszczyźnie. Spędził tam całe dzieciństwo, które - w przeciwieństwie do wielu piłkarskich osobistości - nie było napiętnowane biedą i nadmiernymi problemami.
Jego rodzice pracowali jako nauczyciele. Wiedzieli o chęci syna do uprawiania sportu, ale specjalnie tego nie pochwalali. Młody Adrian prezentował duży potencjał umysłowy, głównie w zakresie matematyki. Odziedziczył go po ojcu, który z zawodu był właśnie matematykiem i chciał, aby syn intensywnie związał swoją przyszłość z nauką.
Jako ośmiolatek w tajemnicy przed rodzicami zgłosił się do lokalnego klubu, FC Arges, w którym dawniej występował również idol Mutu - Nicolae Dobrin, obok Gheorghe Hagiego największa legenda rumuńskiej piłki. Od najmłodszych lat futbol był jego pasją. Kiedy rodzice po raz kolejny zignorowali prośbę o kupno piłki, ukradł z kieszeni dziadka emeryturę i w tej samej chwili popędził nabyć upragniony przedmiot. Jego marzenie spełniło się, był najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie. Sprawa kradzieży musiała wyjść na jaw.
ZOBACZ WIDEO: Co z przyszłością Zielińskiego? "Jeden trener do niego wydzwania"
Za swój czyn został surowo ukarany, a ojciec i matka poważnie zastanawiali się, czy nie zabronić krnąbrnemu młokosowi grania w ukochaną dyscyplinę. Wkrótce doszli do wniosku, że żadne zakazy nie mają sensu i trzeba pozwolić synowi realizować się w swojej wielkiej miłości. Poszedł rodzicom na rękę i nie zaniedbał nauki.
Gdy opuszczał Rumunię, był na ostatnim roku studiów prawniczych, które udało mu się ukończyć. W młodości mocno interesował się literaturą, jego ulubionym prozaikiem był Fiodor Dostojewski. Kiedyś pokusił się o pewne spostrzeżenie: - Fascynuje mnie moc, jaką mają słowa. Mogą zarówno burzyć wielkie mury, jak i budować bariery nie do przejścia.
Walka gigantów o krajowy klejnot
W barwach FC Arges zadebiutował w rumuńskiej pierwszej lidze w 1996 roku jako 17-latek. W międzyczasie zaliczył debiut w młodzieżowej reprezentacji. Wcześniej przez dziewięć lat grał w juniorskich sekcjach klubu. Uzdolniony napastnik szybko zdał sobie sprawę, że jest dobry, co znalazło odzwierciedlenie w jego charakterze.
Podczas jednego ze spotkań zignorował planowaną przez trenera zmianę i nie zszedł z boiska. W Rumunii zaczęła nieść się wiadomość o nowym piłkarskim klejnocie, o który wkrótce bitwę stoczyć miały trzy największe kluby w państwie - Steaua, Dinamo oraz Rapid.
Po dwóch latach gry w Arges zgłosiła się po niego Steaua, której jak sam zaznaczał, był zagorzałym fanem. Wraz ze swoim agentem, Ioanem Becalim, udał się do stolicy, aby tam negocjować warunki przenosin do nowego zespołu. Zarezerwował pokój w hotelu i poszedł spać z przekonaniem, że jutro podpisze kontrakt z wymarzonym klubem. Tak się jednak nie stało.
Becalli rano poinformował go, że wielką chęć współpracy z 19-letnim wtedy piłkarzem wykazuje również Mircea Lucescu, trener Rapidu. Następnego dnia miał miejsce kolejny zwrot akcji. Mutu za kwotę 600 tysięcy euro oficjalnie stał się nowym nabytkiem Dinama Bukareszt. W ciągu kilku godzin wszystkie trzy wielkie marki rumuńskiego futbolu intensywnie walczyły o względy młodziutkiego gwiazdora.
Wylądował u największego rywala Steauy, więc musiał tłumaczyć się ze słów o ulubionym klubie. Zrobił to najlepiej, jak tylko mógł. W pół sezonu strzelił dla Dinama aż 22 bramki i wydatnie przyczynił się do zdobycia mistrzostwa i krajowego pucharu. Wykonał dalszy, zamaszysty krok w kierunku wielkiej kariery. Klejnot zaczynał błyszczeć, jednak błysk ten miał okazać się tylko pozorny.
Włoskie wojaże
Po tym jak szturmem zdobył uznanie w rodzimych rozgrywkach, zaczęły pojawiać się oferty transferowe z dużych europejskich firm. W czasach, gdy piłka nożna była postrzegana w Rumunii tylko jako biznes, a gracze jako zwykły towar, Inter Mediolan na początku 2000 roku wykładając na stół sześć milionów euro bez problemu wykupił go z Dinama.
We Włoszech spotkał się z ogromną konkurencją. Dość powiedzieć, że o miejsce w składzie rywalizował z takimi piłkarzami jak Ronaldo Nazario da Lima, Roberto Baggio, Ivan Zamorano, Christian Vieri czy Alvaro Recoba. Debiut zaliczył wymarzony - zwycięska bramka w derbowym meczu Coppa Italia przeciwko Milanowi. O stałe miejsce w wyjściowej jedenastce było jednak bardzo ciężko i po zaledwie pół roku gry w Interze odszedł do Hellasu Werona za cztery miliony euro.
W Weronie szło mu przyzwoicie, ale wciąż daleko było od zachwytów. Chwalił go Alberto Malesani, ówczesny trener Hellasu. Choć jego słowa z perspektywy czasu mogą wydawać się zabawne i ironiczne, wtedy Mutu nie przyciągał swoim zachowaniem kłopotów.
- To jeden z najinteligentniejszych młodych ludzi, jakich znam. Nie mówię tylko o piłkarzach, ale ogólnie o ludziach. Przykład chłopaka, którego chętnie przedstawiłbyś własnej córce. Utalentowany, miły, przystojny - rozpływał się nad nim Malesani.
Po dwuletniej przygodzie z Hellasem trafił na jeden sezon do Parmy, gdzie wespół z Brazylijczykiem Adriano stworzył zabójczy duet. Uwagę zwracała jego znakomita szybkość i skuteczność oraz boiskowa ruchliwość połączona z wysokimi umiejętnościami dryblingu. Znowu na pochwały zdecydował się trener, tym razem bliski jego sercu Cesare Prandelli. Łączyły ich bardzo przyjacielskie, niemalże ojcowsko-synowskie relacje.
- Mutu rozgrywa naprawdę niesamowity sezon. W sytuacjach jeden na jednego z rywalem zachowuje się po prostu wybitnie. Moim zdaniem to aktualnie najlepszy gracz ligi - powiedział Prandelli.
Jesienią 2002 roku Parma z nim w składzie zmierzyła się w drugiej rundzie Pucharu UEFA z krakowską Wisłą i po pamiętnym dwumeczu musiała uznać wyższość Polaków. Mutu w pierwszym spotkaniu popisał się pięknym golem z rzutu wolnego.
Po co nam Ronaldinho? Mamy Mutu!
Kapitalna kampania okraszona 22 bramkami poskutkowała zainteresowaniem ze strony londyńskiej Chelsea, która latem 2003 roku zapłaciła za niego ogromną jak na tamte realia sumę 23 milionów euro. Chwilę wcześniej klub pozyskał miliarder Roman Abramowicz i stało się jasne, że na Stamford Bridge zapanuje moda na drogie inwestycje. Niedługo potem znaleźli się tam Crespo, Veron, Makelele, Bridge, Geremi, Cole, Johnson oraz Duff.
Trener The Blues Claudio Ranieri najbardziej zabiegał jednak o Mutu, ponieważ był fanem talentu Rumuna. Co ciekawe, do Londynu w tamtym okresie zamiast niego mógł trafić Ronaldinho. Ranieri odrzucił jednak ten pomysł, nazywając fenomenalnego Brazylijczyka "niezdyscyplinowanym playboyem". Tym samym jasno dał do zrozumienia, że preferuje zatrudnienie Mutu.
- Kiedy pan Abramowicz poprosił mnie o listę graczy, których widziałbym w zespole, Adriana umieściłem na pierwszym miejscu. Kiedyś powiedziałem, że Jimmy Floyd Hasselbaink jest jak rekin, a Carlton Cole jak lew. Cóż, Mutu to kolejny urodzony drapieżnik. Porównałbym go do węża - stwierdził Ranieri.
Do Chelsea wszedł razem z drzwiami. Strzelił cztery gole w trzech pierwszych meczach i dał poważne podstawy, by sądzić, iż jego talent eksploduje w końcu z właściwą, przepowiadaną przez wszystkich mocą. Nic bardziej mylnego. Mutu zaczął marnować wiele strzeleckich okazji, a na Wyspach przypięto mu łatkę nieskutecznego. Wciąż jednak mógł liczyć na wsparcie Ranieriego. Włoski szkoleniowiec konsekwentnie na niego stawiał i usprawiedliwiał słabsze występy. Debiutancki sezon zakończył z 10 golami na liczniku.
Brak skuteczności w kontekście Mutu niedługo potem właściwie przestał mieć znaczenie. Zaczął definiować go niekontrolowany temperament i pokręcony charakter, który coraz bardziej dawał o sobie znać.
- Mutu zachowywał się jak gówniarz. Mówiłem mu, żeby przestał kupować telefony za 25 tysięcy funtów i kolejne samochody. Miał skupić się tylko na graniu. Nigdy nie słuchał. Raz chciał, żebym okłamał Ranieriego i wmówił mu, że jest chory. Wszystko po to, by mógł pojechać do Włoch na imprezę - relacjonował niegdyś Becali.
Aktorka porno, konflikt z Mourinho i kokaina
Kilka miesięcy po transferze Mutu w angielskich bulwarówkach wybuchnął pierwszy wielki skandal z jego udziałem. Laura Andresan, rumuńska gwiazda filmów dla dorosłych, udzieliła głośnego wywiadu, w którym śmiała się z niego w jeden z najgorszych dla mężczyzn sposobów: nazwała go słabym w łóżku i stwierdziła, że ich seks bywał fajny tylko ze względu na popularność kochanka.
Romans ten rzecz jasna zniszczył ówczesny związek małżeński Mutu z reporterką telewizyjną Alexandrą Dinu. Był kiedyś podejrzany o pobicie Alexandry, ale wszystko rozeszło się po kościach. Po rozwodzie wdał się w przelotne związki z miss Izraela oraz prezenterką telewizyjną Kristiną Cepragą.
Drugą małżonkę, latynoską piękność Consuelę Matos Gomes, zdradzał z modelką Biancą Dragusanu. Żona odkryła w telefonie Adriana pikantne wiadomości, które wymieniał z Biancą, znaną przede wszystkim z operacji plastycznych i przelotnych znajomości ze sławnymi facetami. Od zawsze miał gigantyczną słabość do kobiet, której nie mógł i pewnie nawet nie chciał okiełznać.
Gdy Ranieri został zwolniony z klubu, stało się jasne, że to koniec taryfy ulgowej dla niesfornego snajpera. Nowym opiekunem Chelsea został Jose Mourinho, który kilka tygodni wcześniej wygrał z FC Porto Ligę Mistrzów. Mutu szybko popadł z nim w ostry konflikt, odbijający się w mediach szerokim echem. Piłkarz zaczął balować w dyskotekach i spóźniać się na treningi.
Pewnego dnia, kiedy nie zjawił się na zajęciach, do jego domu przyjechał klubowy lekarz z pytaniem, czy coś jest nie tak. Ten odpowiedział, że absencja na treningu była spowodowana silnym bólem głowy. Zdarzyło mu się symulować kontuzję, byleby tylko mieć święty spokój. Bezczelnie łgał i mydlił oczy. Mourinho natychmiast zareagował i odsunął go od składu.
Wychowanek FC Arges olał dyplomację i otwarcie skrytykował Portugalczyka, zarzucając mu brak odpowiedniego podejścia do zawodników. Słynący z ciętego języka Mourinho nie pozostał mu dłużny. Panowie jawnie obrzucali się błotem, a prasa wrzała od informacji na ten temat.- Tak, groziłem Mourinho. Poniosły mnie emocje. Byłem nawet bliski tego, aby go uderzyć - wyznał odważnie w rozmowie z dziennikarzem.
We wrześniu 2004 roku w jego organizmie wykryto kokainę. W klubie od dawna uwagę przykuwało dziwne zachowanie Rumuna. Chociaż wynik pierwszego testu był negatywny, inny wykonany przez antydopingową instytucję nie pozostawiał złudzeń. Mutu próbował się bronić i zaprzeczał, że korzystał z tego specyfiku, jednak po czasie dał za wygraną i przyznał się do brania koksu.
Powodem miała być frustracja wynikająca z braku miejsca w podstawowej jedenastce oraz trudne chwile związane z rozwodem. Za ten wybryk otrzymał zawieszenie na siedem miesięcy i musiał zapłacić 20 tysięcy funtów grzywny. Mniej więcej w tamtym okresie urządził sobie zawody z rumuńską policją, która ścigała go po tym, jak nie zatrzymał się do kontroli drogowej.
Portugalski trener wykorzystał okazje do wbicia kilku szpileczek swojemu jawnemu wrogowi: - Musisz uważać, kogo kupujesz. Nie da się obserwować zawodnika przez cały dzień, ale można z nim należycie rozmawiać. Jeśli ktoś na trening przychodzi zmęczony, ma wahania nastrojów i nie potrafi się skupić, to zaczynasz myśleć, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku.
Chelsea od razu rozwiązała z nim umowę i pozwała go na kwotę 22 milionów euro. Skoro wydali majątek na zawodnika, a ten przez swój czyn został wykluczony z piłkarskiego świata na dłuższy czas, to należało im się obfite zadośćuczynienie.
- Moja kariera legła w gruzach. Równie dobrze mogę zniknąć ze świata piłki nożnej. Chelsea mnie zniszczyła. Nie wiem, co zrobię. Jestem zszokowany i zaskoczony. Jeśli chcieli mnie zwolnić, mogli to zrobić potem. Dlaczego wszystko upublicznili? Żeby zrobić ze mnie przykład? - żalił się w mediach.
Rumun i klub poszli do sądu, a sprawa ciągnęła się latami. W 2011 roku we wszystko wmieszała się FIFA, podejmując decyzję, że Mutu ma uregulować Anglikom kwotę 15,2 miliona funtów, co później podtrzymał też Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie. W 2018 roku "Sky" informował, że ostatnia apelacja piłkarza została odrzucona i jest on zmuszony zapłacić swojej drużynie rzeczoną, horrendalną kwotę.
Pewnego razu w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Times” zapytany o jego pobyt w Chelsea palnął pół żartem: - Jeśli jeszcze raz zapytasz mnie o Chelsea, to stąd wyjdę. Mam wyj***ne na ten temat.
Kolejne włoskie wojaże i kolejne skandale
Skompromitowanego Mutu w ramach wolnego transferu przygarnął Juventus. Po zakończeniu zawieszenia rozegrał niezły sezon w ekipie ze stolicy Piemontu. W 2006 roku na światło dzienne wyszła afera "Calciopoli" i Juventus został zdegradowany do Serie B. Niektórzy zawodnicy zdecydowali się pozostać w klubie i grać nawet w drugiej lidze, natomiast inni zostali sprzedani, aby zaoszczędzić pieniądze. Padło między innymi na rumuńskiego łobuza.
Jego najlepszy czas w karierze miał dopiero nadejść. Oczko do swojego ulubieńca puścił Prandelli, sprawujący wówczas pieczę nad kadrą Fiorentiny. Biorąc pod uwagę zażyłą znajomość między nimi, Mutu długo się nie zastanawiał i przyjął ofertę z Florencji. To bez wątpienia jedna z trafniejszych decyzji w jego zwariowanym życiorysie.
W Fiorentinie spędził pięć lat, zostając ulubieńcem kibiców, a nawet kapitanem drużyny. Sympatycy nazywali go prestiżowym określeniem "Il Fenomeno". W trakcie jednego z meczów doznał przykrości ze strony fanów Lazio. Kibice z Rzymu śpiewali obraźliwe piosenki z użyciem słowa "Cygan", odnoszące się do jego rumuńskiego pochodzenia.
Rewelacyjne występy idola florentczyków zwróciły uwagę Realu Madryt. Królewscy mocno zabiegali o jego względy, co sam zresztą po latach przyznał w jednej z medialnych rozmów. Miłość do barw jednak zwyciężyła. Miłość, którą deklarował zdecydowanie i przekonująco: - Tutaj jest mój dom, kibice mnie kochają i wspierają. Pomogło mi to zapomnieć o kokainie. Wiem, że nigdzie nie będzie mi lepiej. W żadnym innym miejscu nie spędziłem tyle czasu co tutaj. Nie chcę stąd odchodzić. Mam nadzieję, że będę grał we Fiorentinie do końca swojej piłkarskiej kariery.
Sielanka nie trwała niestety wiecznie. Adrian znów dał plamę i znów w temacie niedozwolonych substancji. W kwietniu 2010 roku w jego organizmie wykryto sibutraminę, środek hamujący apetyt, zakazany sportowcom. Doprowadziło to do kolejnego zawieszenia - tym razem na dziewięć miesięcy. Do tego doszła ogromna grzywna ze strony klubu.
Fiorentina jednak nie pozbyła się go, tylko cierpliwie czekała na koniec zawieszenia. Winę na siebie próbowała wziąć matka Adriana, która w rozmowie z rumuńską telewizją powiedziała, że zostawiła w domu syna tabletki zawierające zakazaną substancję, a ten widocznie również przez przypadek je wziął. To przecież zupełnie normalne i wiarygodne wytłumaczenie. Kto z ciekawości chociaż raz nie łyknął pigułek niewiadomego pochodzenia, niech pierwszy rzuci kamieniem...
Prandelli opuścił Violę w 2010 roku, ale nowy trener Sinisa Mihajlović był gotowy korzystać z usług gwiazdora, gdy tylko będzie do jego dyspozycji. Tydzień przed końcem zakazu gry Mutu w jednej z miejscowych restauracji wdał się w bójkę z kelnerem. Potraktował go tak brutalnie, że biedaczek doznał między innymi złamania nosa oraz urazu klatki piersiowej i musiał poddać się operacji plastycznej.
Wydaje się, że nie jest to grupa zawodowa, którą darzy szczególną sympatią, bowiem innym razem został oskarżony o pobicie kelnera w swoim pokoju hotelowym. Do tego celu użył ponoć stalowego pręta owiniętego w ręcznik. Odgłosy incydentów w końcu ucichły i 32-letni wówczas napastnik wrócił do grania, lecz już nigdy nie odzyskał znakomitej formy.
- Może gdybym w przeszłości podejmował inne decyzje, dzisiaj byłbym laureatem złotej piłki? Wolę zbyt dużo o tym nie mówić - rozmyślał po latach.
Schyłek kariery i dziecko znalezione w rurze
Mutu na Półwyspie Apenińskim zaliczył jeszcze Cesenę, w której zdobył bramkę numer 100 w Serie A. Po spadku z ligi w 2012 roku uciekł do francuskiego AC Ajaccio, gdzie grał przez 18 miesięcy. Na powitanie w nowym otoczeniu zdążył odważnie rzec, że znajdzie się jeszcze w takiej formie, by śmiało móc dostać angaż w Barcelonie, a w lidze strzeli więcej goli niż jego kumpel z Juventusu, Zlatan Ibrahimović, który w tym samym czasie został ściągnięty do Paris Saint-Germain.
W trakcie pobytu na Korsyce bardzo przejął się historią noworodka z Chin, znalezionego w rurze kanalizacyjnej. Taki los zgotowali maluchowi jego zwyrodniali rodzice. Mutu zgłosił chęć adopcji. Sam jest ojcem trójki pociech - dwóch córek i syna. Skończyło się wyłącznie na zamiarach, ponieważ Rumunia nie posiada podpisanej umowy adopcyjnej z Państwem Środka. Niemniej jednak gest piłkarza zasługuje na szacunek.
Jego wypowiedzi świadczą o tym, iż los brzdąca naprawdę nie był mu obojętny: - Kiedy zobaczyłem to dziecko, od razu pomyślałem, że jest wyjątkowe. Przeżył, będąc w takiej sytuacji. To nieprawdopodobne. Nie mogłem jeść ani spać. Myślałem tylko o nim.
W styczniu 2014 roku, po 14 latach zagranicznych przygód, wrócił do ojczyzny. Wybrał skromną drużynę ze swoich rodzinnych stron, FC Petrolul Ploiesti, gdzie na jego prezentację przyszło aż 10 tysięcy ludzi. Przebywał tam pół roku, w tym czasie udało mu się wystąpić... w teledysku amerykańskiego rapera Snoop Dogga. Następnie zahaczył o Indie, przechodząc do FC Pune City.
Udzielił wywiadu tamtejszym mediom, próbując wyjaśniać swoje liczne występki: - To, co robiłem, ciągnie się za mną długimi latami. Popełniałem masę błędów, jestem świadomy swoich poczynań, ale to wszystko jest już za mną. Każdy ma prawo robić źle, prawda?
Klubową karierę zakończył w swoim kraju. Na początku 2016 roku podpisał kontrakt z ASA Targu Mures. Sześć miesięcy później oficjalnie ogłosił zawieszenie butów na kołku. Kilkanaście klubów, setki meczów, ponad 150 bramek i pewnie nie mniej skandali i afer.
Jego futbolowa droga, choć owiana wieloma kontrowersjami, nie była typową drogą zmarnowanego talentu. Adrian pograł w piłkę na wysokim poziomie, lecz ile mógłby osiągnąć, gdyby prowadził się należycie? Jak wiele traci sportowiec, który będąc u progu wielkiej chwały, zaczyna brać kokainę? Jak wiele traci sportowiec, który olewa treningi i wybiera nocne eskapady po suto zakrapianych imprezach? Balangowiczów oraz leniuszków w tym fachu było wielu. Mutu bez wątpienia znalazłby się w czołówce tego typu niechlubnych rankingów.
Jego największymi sukcesami są cztery tytuły piłkarza roku w Rumunii. Mistrzostwo oraz puchar kraju również ma na swoim koncie. Z ukochaną Fiorentiną przeżył piękną przygodę w Pucharze UEFA, docierając w 2008 roku aż do półfinału tych rozgrywek. W sezonie 2009/2010 był królem strzelców Pucharu Włoch.
Burzliwy związek z kadrą
W dorosłej reprezentacji zadebiutował 29 marca 2000 roku w meczu z Grecją, kilka miesięcy po przyjściu do Interu. Niedługo po debiucie w narodowych barwach pojechał na Euro 2000 i wystąpił tam w trzech spotkaniach, między innymi w przegranym 0:2 ćwierćfinale z Włochami.
Pierwsze trafienie dla Rumunii zaliczył w towarzyskim pojedynku z Polską, 17 kwietnia 2002 roku.
Wziął udział także w mistrzostwach Europy 2008, na których udało mu się trafić do bramki Włochów w zremisowanym 1:1 meczu fazy grupowej
Rumunia znalazła się w arcytrudnym gronie, gdzie oprócz Italii była jeszcze Francja, z którą również udało się zremisować oraz Holandia. Porażka z Oranje ostatecznie pogrzebała szansę Rumunów na awans do ćwierćfinałów, jednak ich udział w turnieju można ocenić bardzo pozytywnie.
Mutu nie krył zadowolenia: - Moim największym szczęściem było zakwalifikowanie się do Euro i udowodnienie, że nasze pokolenie może sprawić Rumunom radość. Radość, którą dawało im kiedyś pokolenie Hagiego. Piłka nożna i reprezentacja dały mi wiele. Jestem w siódmym niebie.
Od sensacji i przykrych zajść nie zdołał się powstrzymać nawet w tak zaszczytnym środowisku jak zgrupowanie reprezentacji. Na jednym z nich poszedł do baru pić alkohol z innym reprezentantem, Gabrielem Tamasem. Początkowo obaj dostali karę dożywotniego zakazu gry w kadrze, ale już po trzech meczach winy zostały im przebaczone i mogli wrócić. Kiedyś po przegranej z Serbią Mutu widziany był w dyskotece, gdzie całą noc bawił się przy akompaniamencie alkoholu.
Gdy selekcjoner Victor Piturca nie powołał go w 2013 roku na barażowe starcie eliminacji mistrzostw świata z Grecją, umieścił na jednym z portali społecznościowych przerobione zdjęcie, na którym Pițurca został porównany do Jasia Fasoli. Rumuńska federacja tym razem pozostała nieugięta i Mutu wyleciał z reprezentacji na zawsze.
Ostatecznie dla kadry zdobył 35 bramek w 77 występach i wyrównał strzelecki rekord, jaki ustanowił legendarny Gheorghe Hagi. Ich obu wielokrotnie zresztą porównywano. Mutu miał zrobić podobną, a może nawet większą karierę.
Trenerskie ambicje i zmiana na lepsze
Chwilę po zakończeniu piłkarskiej kariery został dyrektorem generalnym Dinama Bukareszt, swojego byłego zespołu. Pełnił tę funkcję przez rok, potem wrócił do kadry Rumunii, lecz już w innej roli. Odpowiadał za kontakty federacji z klubami krajowymi oraz zagranicznymi.
Jego nowym celem była realizacja się w pracy trenera. Zdobył odpowiednie uprawnienia i w kwietniu 2018 roku objął stery FC Voluntari, występującego w rumuńskiej pierwszej lidze. Chociaż udało mu się uratować Voluntari przed spadkiem, wygrywając baraż z Chindią Targoviste, zarząd zdecydował się go zwolnić.
Potem przez półtora roku zajmował się rezerwową drużyną klubu Al-Wahda Abu Zabi ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. 14 stycznia 2020 roku objął posadę selekcjonera reprezentacji Rumunii do lat 21. Oznajmił wówczas z dumą: - Czuję się zaszczycony, to dla mnie duża odpowiedzialność. Przejmuję schedę po Mirelu Radoi, który z młodzieżówką osiągnął wielki sukces. Jestem bardzo zmotywowany tym faktem. Mamy utalentowaną generację piłkarzy, chcemy kontynuować osiągnięte w ostatnich latach dobre wyniki.
Udało się mu awansować na młodzieżowe mistrzostwa Europy, na których Rumunia minimalnie przegrała walkę o awans z grupy. Potem prowadził Universitateę Craiova, a od 15 miesięcy jest trenerem Rapidu Bukareszt.
Zawirowania wokół jego osoby ustały. Podkreśla, że jest już innym człowiekiem. W wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" zarzekał się, iż kontrowersyjny tryb życia odszedł w zapomnienie, a on sam chce dawać młodym sportowcom odpowiedni przykład. Refleksje, na jakie się zdobył, brzmiały wiarygodnie.
- Jestem ojcem i trenerem. Muszę dawać przykład. Piłkarze, których prowadzę, mają na wyciągnięcie ręki mnie i moje błędy. Mogą się na nich uczyć. Podczas kariery popełniłem masę złych wyborów, dzisiaj postąpiłbym inaczej. Z drugiej strony, może właśnie te błędy sprawiły, że dzisiaj jestem kim jestem? Swoim dzieciom chce przekazać, czego nie powinny robić, aby wyrosły na wspaniałych i dojrzałych ludzi. Tak samo działam z moimi piłkarzami. Staram się nie tylko trenować, ale i edukować - mówił.
Ważna lekcja
Historia Adriana Mutu jest idealną przestrogą dla piłkarskich adeptów. Wielka kasa i sława zawróciły w głowie niejednemu małolatowi. Piłkarz będący na początku wędrówki na szczyt często nie zdaje sobie sprawy, że pieniądze można łatwo zdobyć i łatwo stracić, natomiast sportowa chwała jest wieczna i - co najważniejsze - nigdy nie przychodzi bez pracy nad sobą. Na tym świecie kupić można prawie wszystko.
Pasja i miłość to nieliczne rzeczy, których za gotówkę nabyć się nie da, a kosztem zawsze jest ciężka praca, szlifowanie charakteru, pokora i ogromne serce do pokonywania przeciwności. Jeżeli młody zawodnik nie jest gotowy każdą kroplą potu wylaną na treningu płacić za otrzymaną szansę i możliwość sukcesu, to dyskoteka imienia Adriana Mutu stoi przed nim otworem. Wejście do niej raz może okazać się drogą bez powrotu.