Gwiazdą "człapak" z polskiej ligi, sielanka na trybunach. Co czeka Raków w dwumeczu z Florą Tallinn?

Raków Częstochowa jest zdecydowanym faworytem dwumeczu z Florą Tallinn w I rundzie el. Ligi Mistrzów. Na co musi przygotować się mistrz Polski? Porozmawialiśmy z dwoma ekspertami o estońskim futbolu.

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Andre Martins (z lewej) i Konstantin Vassiljev WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Andre Martins (z lewej) i Konstantin Vassiljev
Większość osób w Polsce była zgodna po losowaniu I rundy eliminacji Ligi MistrzówRaków Częstochowa trafił nieźle, bo rywalizację w europejskich pucharach rozpocznie od dwumeczu z Florą Tallinn.

Mistrz Polski będzie faworytem, choć już raz w historii zdarzyło się, że zespół z Estonii eliminował polski klub. Miało to miejsce w sezonie 2009/2010, gdy Wisła Kraków nie poradziła sobie z Levadią Tallinn. W sumie odbyło się sześć dwumeczów polsko-estońskich, z czego pięć wygrały polskie zespoły.

Flora Tallin. Co to za zespół? Przede wszystkim - trzynastokrotny mistrz Estonii, ośmiokrotny zdobywca Pucharu Estonii. Są jednak znacznie słabsi niż choćby w 2021 roku. Praktycznie zawsze grają w ustawieniu 1-4-2-3-1, trener Jurgen Henn rzadko decyduje się na zmiany. Największym problemem tej drużyny jest gra w ataku. Brakuje tam skutecznej "dziewiątki" po odejściu krytykowanego w Polsce Rauno Sappinena. Mimo to aktualnie są liderem ligi.

ZOBACZ WIDEO: Ależ przymierzyła. Gol stadiony świata

To klub czy reprezentacja Estonii?

Flora jest dość specyficznym zespołem. Od 2021 roku występują tam wyłącznie zawodnicy z Estonii. Nie uświadczy się jakiegokolwiek zagranicznego piłkarza. Do 2020 można było doszukać się w kadrze m.in. Fina czy Gruzina (choć z estońskim obywatelstwem). Niewiele wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości coś miało się w tej materii zmienić.

Zespół jest bardzo mocny w tamtejszych realiach. W czterech ostatnich sezonach trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Estonii. W 2021 roku do tytułu zabrakło jednego punktu. Wtedy cieszył się lokalny rywal - Levadia. Było to jednak w sezonie, gdy Flora awansowała do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Łączenie gry na kilku frontach okazało się znanym w Polsce "pocałunkiem śmierci".

- W lidze zdarzają im się frajerskie remisy i porażki. Jest to jest największa wada zespołu. W poprzednim sezonie przegrali wygrany dwumecz z Seinajoen JK w eliminacjach Ligi Konferencji, a w dogrywce grali tylko dzięki Karlowi-Rometowi Nommowi i jego interwencjom. Jest to zespół, który czasem zapomina jak się gra, choć wcale tego nie widać na boisku. Jako przykład podam przegrane 0:2 derby z Levadią, na których byłem. Flora wcale nie była zespołem gorszym. To samo w finale Pucharu Estonii. Flora była lepsza, ale czasem popełnia za dużo błędów i myśli, że mecz sam się wygra - opowiada Jan Gawlik z "Piłkarska Estonia".

Stary dobry "człapak" z polskiej ligi

Gwiazdą Flory jest Konstantin Vassiljev. Mimo 38 lat na karku w dalszym ciągu ma ogromny wpływ na grę swojego zespołu. Co ciekawe, został przesunięty nieco niżej. Już nie jest ustawiany jako typowa "dziesiątka", a bardziej "ósemka".

Niemniej, jego liczby są imponujące: 2018/19 - 32 mecze (12 goli, 17 asyst), 2019/20 - 25 meczów (10 goli, 10 asyst), 2020/21 - 24 mecze (7 goli, 10 asyst), 2021/22 - 31 meczów (13 goli, 11 asyst), 2022/23 - 15 meczów (5 goli, 9 asyst).
- W lidze estońskiej może sobie człapać, co robi w każdym meczu, ale jak pośle piłeczkę, albo uderzy z dystansu, to ręce składają się do oklasków. I nic nie wskazuje na to, by miał kończyć. Sądzę, że nawet po czterdziestce będzie czołową postacią tej ligi - mówi Gawlik.

- Z jednej strony to taka romantyczna historia, z drugiej dość wstydliwa, bo Vassiljev ciągnie Florę Tallinn, a jednocześnie reprezentację. Wygląda korzystnie nawet na tle takich drużyn jak Belgia czy Austria, w fazie grupowej Ligi Konferencji też wypadał przyzwoicie. Potrafi się zmobilizować na kluczowe spotkania, natomiast oczywiście musi być obudowany zawodnikami z lepszą dynamiką - podkreśla Dawid Czemko z portalu Estoński Futbol.

To musi wykorzystać Raków

Flora w skali polskiej ligi jest przeciętnym zespołem. W ofensywie, mówiąc oględnie, szału nie ma, z kolei w defensywie jest sporo dziur.

Nie jest to monolit. - Raków powinien grać na Marco Lukkę i Markkusa Seppika. Ten pierwszy zawsze był trochę taką zapchajdziurą. Uważam, że to jedno ze słabszych ogniw. Michael Lilander to solidny prawy obrońca, mogący z powodzeniem grać na lewej stronie. Trudno go zajechać, biega od szesnastki do szesnastki - mówi Gawlik.

W dodatku nie pomagają jej kontuzje. Leczy się podstawowy obrońca Henrik Purg, ponadto Erko Tougjas, Markus Soomets i dwaj piłkarze znani z polskiej ligi Ken Kallaste i Sergei Zenjov.

Co może przemawiać za Estończykami? - Są w trakcie sezonu, więc są w tzw. rytmie meczowym. To też dość zgrany zespół. Są tam sami krajowi zawodnicy, kadra praktycznie się nie zmienia - dodaje Czemko.

Awans to obowiązek

Każde inne rozstrzygnięcie niż spokojny awans Rakowa będzie odebrany w Polsce jako kompromitacja.

Trener Flory już po samym losowaniu mówił, że jego zespół trafił najgorzej, jak tylko się dało. Jeśli była drużyna, której Flora chciała uniknąć w pierwszej rundzie, to był nią Raków.

- Byli rozstawieni, więc mogli trafić na dużo słabsze zespoły. Tylko Raków wydawał się nie do przejścia. W Estonii jest presja, żeby co roku walczyć o grupę Ligi Konferencji. Tak naprawdę trzeba przejść dwóch rywali i ma się zapewnioną grę w pucharach jesienią. Nastroje wewnątrz zespołu są po tym losowaniu średnie. Każdy zdaje sobie sprawę, że Raków jest zdecydowanie silniejszy. Plusem dla nich jest to, że w przypadku przegranej zostaną przesunięci od razu do III rundy el. Ligi Konferencji - mówi Czemko.

Piekła na trybunach... nie będzie

Najważniejsze informacje dla Rakowa? Stosunkowo niedaleki wyjazd i perspektywa gry na naturalnej murawie, nie na sztucznej.

- Flora i Levadia grają na narodowym stadionie z naturalną murawą. Rozgrywają tam mecze od późnej wiosny do jesieni, gdy murawa się do tego nadaje. Sam początek i końcówka sezonu grana jest na mniejszym obiekcie, położonym vis-à-vis. Tam już położona jest sztuczna nawierzchnia - wyjaśnia Czemko.

Częstochowianie nie muszą się nastawiać na fanatyczny doping miejscowej publiczności i tzw. piekło na trybunach. - Zdecydowanie nie. Będzie to bardziej atmosfera piknikowa. Liczba kibiców będzie dość skromna jak na polskie realia. Nie spodziewałbym się więcej niż dwóch tysięcy osób na trybunach - podsumował.

Tomasz Galiński, dziennikarz WP SportoweFakty

CZYTAJ TAKŻE:
Były reprezentant oburzony zachowaniem polskich piłkarzy. "Na poziomie przedszkola"
Ostra reakcja Szpakowskiego na kompromitację kadry

Czy Raków Częstochowa awansuje do II rundy el. Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×