Pokonanie Polski to największy sukces w historii mołdawskiego futbolu. To też pierwsze zwycięstwo pogromców ekipy Fernando Santosa w eliminacjach mistrzostw świata bądź Europy od... 8 czerwca 2019 roku. Więcej TUTAJ.
Dla Biało-Czerwonych to natomiast wielki blamaż. Polska nigdy nie przegrała z tak nisko notowanym w rankingu FIFA rywalem. Więcej TUTAJ. Porażka w Kiszyniowie mocno komplikuje Polakom sprawę bezpośredniego awansu do Euro 2024.
Ale długo nic nie zapowiadało sensacji. Do przerwy Polska prowadziła po trafieniach Arkadiusza Milika i Roberta Lewandowskiego, ale po zmianie stron Mołdawianie szybko złapali kontakt bramkowy, a w ostatnim kwadransie strzelili dwa kolejne gole.
- Oczywiście, nie liczyliśmy na taki wynik. Po pierwszej połowie byliśmy blisko porażki, ale w drugiej, moim zdaniem, Polacy się poddali, a nam apetyt rósł w miarę jedzenia. Strzeliliśmy pierwszego gola, drugiego i wtedy poczułem, że nie przegramy. A wygraliśmy - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej Siergiej Kleszczenko.
Co takiego wydarzyło się w przerwie w szatni Mołdawii, że na drugą połowę gospodarze wyszli odmienieni? - Mieliśmy krótką rozmowę. Spytałem piłkarzy, co mamy do stracenia poza własnym honorem? Nic. Dlatego powiedziałem, żebyśmy zagrali wyżej i pressowali na połowie przeciwnika. Po kilku akcjach uwierzyliśmy w siebie. W drugiej połowie nasza motywacja była poza skalą i to dało nam sukces.
Zapytany o to, jak wytłumaczyć to, co wydarzyło się na stadionie Zimbru Kiszyniów, Kleszczenko odparł: - Myślę, że właśnie za to kochamy piłkę nożną - jest nieprzewidywalna. Jestem pewny, że nikt na stadionie czy przed telewizorem nie mógł sobie tego nawet wyobrazić.
ZOBACZ WIDEO: Ależ przymierzyła. Gol stadiony świata