Tak jak w pierwszym meczu można było narzekać na Raków Częstochowa, tak w rewanżu wszystko zagrało jak należy. Sytuacji strzeleckich było mnóstwo, w pierwszej połowie brakowało jeszcze skuteczności, natomiast po przerwie zespół Flory Tallinn został rozmontowany.
Dwa gole dla Rakowa strzelił Łukasz Zwoliński. Dostał od trenera Dawida Szwargi szansę od 1. minuty i w pełni ją wykorzystał. Co prawda w pierwszej połowie zmarnował dobrą okazję, gdy z pięciu metrów strzelił prosto w bramkarza, ale w drugiej części był już zabójczo skuteczny.
Najpierw dostał kapitalne podanie od Zorana Arsenicia i zachował się jak rasowy napastnik w polu karnym, a dwanaście minut później sam rozpoczął kontrę Rakowa, pobiegł w pole karne i skorzystał z kapitalnego płaskiego dośrodkowania Frana Tudora. 0:2, można było rozsiąść się wygodniej w fotelu i oglądać, jak Raków kontroluje boiskowe wydarzenia. W końcówce gospodarzy dobił Giannis Papanikolaou po wyśmienitym strzale w samo okienko.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma zaledwie 18 lat. Nowa gwiazda Realu już zachwyca!
Raków wyglądał dużo lepiej niż w pierwszym meczu. Miał bardzo dużo miejsca w środku boiska i z niewyobrażalną wręcz lekkością kreował kolejne sytuacje. Świetnie dysponowany był szczególnie Tudor, który co chwilę nękał defensywę Flory.
Początkowo brakowało tylko... goli. Tego, co w futbolu najważniejsze. A okazje były. W poprzeczkę trafił choćby Bartosz Nowak, dobry strzał z osiemnastu metrów oddał Ben Lederman, ale między słupkami Flory stał Evert Grunvald, który wyczyniał cuda. Po strzale Ledermana zbił piłkę na słupek, a parę minut później instynktownie obronił uderzenie Milana Rundicia po rzucie rożnym.
Wystarczył jednak pierwszy gol Zwolińskiego i drużyna Flory kompletnie się posypała. W drugiej połowie była już tłem dla rozpędzającego się z każdą minutą Rakowa. To był taki Raków, jakiego oczekiwaliśmy już tydzień temu.
Ostatnie pół godziny to już ruch jednostronny i kolejne sytuacje Rakowa. Niestety, głównie marnowane w spektakularny sposób. Co prawda pięknego gola strzelił Papanikolaou, po chwili trafił też rezerwowy Fabian Piasecki, ale sędziowie dopatrzyli się minimalnego spalonego w początkowej fazie akcji i VAR tę bramkę anulował. Niemniej, goście grali bardzo samolubnie, tak jakby każdy chciał strzelać, a przecież asysty w piłce są równie istotne, co gole. Koniec końców nie można jednak narzekać na postawę mistrzów Polski.
W drugiej rundzie poprzeczka zawieszona będzie zdecydowanie wyżej, bo rywalem Rakowa będzie najprawdopodobniej Karabach Agdam, który w środę zagra u siebie rewanż z Lincoln Red Imps (w pierwszym spotkaniu wygrał 2:1).
Flora Tallinn - Raków Częstochowa 0:3 (0:0)
0:1 Łukasz Zwoliński 47'
0:2 Łukasz Zwoliński 59'
0:3 Giannis Papanikolaou 85'
Pierwszy mecz: 0:1, awans: Raków Częstochowa
Flora: Evert Grunvald - Kristo Hussar, Markkus Seppik, Marten Kuusk, Michael Lilander - Danil Kuraksin (68' Marko Lipp), Martin Miller, Konstantin Vassiljev, Rauno Alliku, Henrik Ojamaa - Sten Reinkort (62' Nikita Mihhailov).
Raków: Vladan Kovacević - Stratos Svarnas, Zoran Arsenić, Milan Rundić - Fran Tudor (79' Mateusz Wdowiak), Ben Lederman, Giannis Papanikolaou, Marcin Cebula (68' Władysław Koczerhin), Bartosz Nowak (68' John Yeboah), Jean Carlos Silva (79' Deian Sorescu) - Łukasz Zwoliński (68' Fabian Piasecki).
Żółte kartki: Seppik (Flora) oraz Svarnas (Raków).
Sędzia: Marian Alexandru Barbu (Rumunia).
CZYTAJ TAKŻE:
Zabawa i śpiewy w Mołdawii. Wyciekł film ze Stasiakiem
Bayern mocno osłabił Napoli. Kosztowny ruch mistrzów Niemiec