Gol stadiony świata w meczu Pogoni

Pogoń Szczecin przed rewanżowym meczem z Linfield FC znajdowała się w uprzywilejowanej pozycji. W Irlandii Północnej Portowcy zapewnili sobie trzybramkową zaliczkę, którą dość szybko zaczęli jednak trwonić. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze.

Pierwszy mecz z Linfield FC był całkiem udany dla Pogoni Szczecin. A przynajmniej możemy tak powiedzieć w przypadku jej działań ofensywnych. W Irlandii Północnej czwarta drużyna poprzedniego sezonu PKO Ekstraklasy zdobyła pięć bramek, co na pierwszy rzut oka wygląda naprawdę dobrze.

Jednak nie można było przejść obojętnie obok tego, co szczecinianie wyczyniali pod swoją bramką. W pierwszym meczu stracili dwa gole i starcie rewanżowe od samego początku zapowiadało się bardzo ciekawie.

Bowiem już w 16. minucie Portowcy dali się zaskoczyć. Wtedy zapewne niektórym sympatykom klubu z województwa zachodniopomorskiego zapaliła się w głowach lampka, że awans do kolejnej rundy jeszcze nie jest tak pewny, jak się wydawało. Szczególnie, że do przerwy utrzymało się jednobramkowe prowadzenie gości.

Jednak niedługo po przerwie Pogoń wyrównała za sprawą Efthymisa Koulourisa i od tego momentu byliśmy świadkami rollercoastera. Dwie minuty po bramce Greka przyjezdni znowu wyszli na prowadzenie, a po kolejnych siedmiu minutach ponownie byliśmy świadkami remisu, gdy na 2:2 trafił Linus Wahlqvist.

Najpiękniejsze i ostatnie, istotne uderzenie przyszło na kwadrans przed zakończeniem rywalizacji. Wtedy piłkę w okolicach 30. metra od bramki Linfield przyjął Wahan Biczachczjan i huknął nie do obrony. Ormianin przyzwyczaił nas już do swoich znakomitych strzałów z dystansu i tym razem zaprezentował tę broń w europejskich pucharach.

Czytaj też:
Eksperci o polskich meczach w LKE
Z kim i kiedy Lech Poznań zagra w III rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy

Komentarze (0)