Cypryjczycy zapowiadali, że Raków Częstochowa w Limassol będzie miał piekielnie trudno utrzymać jednobramkową przewagę. Mistrz Polski długo cierpiał, ale to on finalnie zadał decydujący cios.
W 50. minucie spotkania kapitalnie z rzutu wolnego przymierzył Fran Tudor. To był decydujący moment, a ekipa spod Jasnej Góry jest o rundę od fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Szczegółową relację z meczu przeczytasz tutaj -->> Znowu to zrobili! Raków u bram piłkarskiego nieba
- Wiedzieliśmy przed meczem, że najciężej będzie strzelić pierwszą bramkę, przebić się przez szczelną defensywę Rakowa - podsumował mecz w rozmowie z TVP Sport Karol Struski.
22-letni polski pomocnik Arisu Limassol przyznał, że jego drużyna miała swoje sytuacje, ale brakowało szczęścia, jak chociażby przy uderzeniu Mariusza Stępińskiego, po którym piłka obiła aluminium.
Cypryjczycy nie potrafili, za to cios zadali mistrzowie Polski. - Zaczynamy drugą połowę i niestety Raków wychodzi z kontrą, rzut wolny, piękna bramka. Wtedy zaczęły się schody - dodał Struski.
- Potrzebowaliśmy szybkiej reakcji, a tego nie było - kontynuował. - Gdybyśmy strzelili na 1:1 to kto wie, piłka jest przewrotna. Chodziło o to, żeby złapać ten bliski kontakt. Cóż walczymy dalej, ale na nasze nieszczęście już w Lidze Europy.
Struski, który opuścił PKO Ekstraklasę w lipcu poprzedniego roku (transfer z Jagiellonii Białystok) zdawał sobie doskonale sprawę z tego, jak grają częstochowianie i co jest najsilniejszą bronią tego zespołu - tak wcześniej za trenera Marka Papszuna, jak i teraz za Dawida Szwargi.
- Raków słynął już za czasów, gdy grałem w ekstraklasie, z dobrej defensywy i wychodzenia kontrami. Wiedzieliśmy co nas czeka. Niestety nie udało nam się przebić przez ten mur - podsumował spotkanie.
Zobacz także:
Raków czeka przeprowadzka. Nie zagra już w Częstochowie
Kovacević jak Kmicic. Eksperci w euforii po wielkim sukcesie Rakowa
ZOBACZ WIDEO: Czarne miesiące PZPN. Co dalej? "Zrobiło się nieciekawie"