Po pierwszym meczu, wygranym przez FC Kopenhagę 1:0, to duński klub był faworytem. W rewanżu Raków Częstochowa starał się odrobić straty, naciskał na przeciwników, ale to mistrz Danii w 35. minucie objął prowadzenie. Zrobił to za sprawą strzału Denis Vavro w 35. minucie, a błąd w tej sytuacji popełnił bramkarz Vladan Kovacević.
To był kluczowy moment spotkania. FC Kopenhaga robiła wszystko w defensywie, by przerywać ataki Rakowa. Ostatecznie cel został osiągnięty i to najlepszy duński klub zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Tym samym słowa dotrzymał Kamil Grabara, który po pierwszym meczu stwierdził, że to FC Kopenhaga awansuje do piłkarskiego raju.
- Drugi raz będę grał w Lidze Mistrzów, ale to uczucie kompletnie się nie nudzi. Każdy piłkarz o tym marzy i chce tam grać. Oczywiście, że to fajne - powiedział Grabara przed kamerą Polsatu Sport.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć
Bramkarz wskazał, jaki był słaby punkt jego zespołu. - Pod koniec zrobiła się lekka nerwówka. Przy prowadzeniu 1:0 mieliśmy sytuacje, zabrakło, by strzelić drugą bramkę i dwumecz by się skończył. Jak się zostawia otwartą furtkę, to dobra drużyna, jaką jest Raków, na pewno z niej skorzysta. Ostatnie 10 minut było, jakie było. Nauczka dla nas jako drużyny, że mecze gra się 90 minut, a nie 85 - dodał Grabara.
Polak po ostatnim gwizdku odetchnął z ulgą. Jego zespół przetrwał w końcówce napór Rakowa. - Nie ukrywam, że mamy problemy w defensywie. Nie chcę odbierać niczego Rakowowi, może gdyby mecz trwał 10 minut dłużej, to strzeliliby drugą bramkę - stwierdził bramkarz Kopenhagi.
Raków rywalizować będzie w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Grabara nie chciał oceniać, czy mistrz Polski sobie poradzi w tych rozgrywkach. - Życzę im powodzenia. Nie będę sypać głowy popiołem, że do Ligi Mistrzów wszedł polski bramkarz, a nie polska drużyna. Wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwy dwumecz, jeżeli byśmy nie awansowali, to bylibyśmy bardzo bardzo rozczarowani - ocenił.
Z kolei w rozmowie z TVP Sport wyjaśnił, dlaczego był wściekły na poczynania obrońców. - Brakowało cynizmu pod polem karnym przeciwnika, wepchnięcia piłki do bramki. A potem sami sobie gotujemy katorgę - powiedział polski bramkarz.
Czytaj także:
Raków dalej gra w pucharach. To czwarty polski klub w Lidze Europy
Ligi Mistrzów nie ma, ale premia i tak jest ogromna. Raków Częstochowa zarobił górę pieniędzy