WP SportoweFakty jako pierwsze opisały kiedyś niesamowitą historię rodziny Mattiego Casha.
Część jego bliskich, od strony mamy, pochodząca z Polski, okrężną drogą (od Syberii przez Afrykę) dotarła do Anglii i tam osiadła na stałe.
Na długie lata kontakty między polską częścią rodziny (mieszkającą w Brańsku na Podlasiu) a angielską mocno osłabły, ale polski paszport dla gracza Aston Villi i gra dla reprezentacji odmieniły wszystko.
Rodzina piłkarza zaczęła przyjeżdżać na mecze Biało-Czerwonych, a kilka dni temu po raz pierwszy wybrała się do Brańska. A konkretnie - Stuart i Barbara, czyli rodzice Mattiego.
Pięć wyjątkowych dni w Brańsku
- To było coś niesamowitego, absolutnie fantastycznego – mówi WP SportoweFakty Stuart Cash. I po tym, w jakich emocjach wypowiada te słowa, widać, że trudno mu ukryć emocje. – Spędziliśmy w Brańsku pięć dni i tak nam się podobało, że na pewno wrócimy. Planujemy w przyszłym roku przyjechać na jeszcze dłużej – mówi Stuart, który kiedyś też grał w piłkę.
Głównym powodem zaproszenia Cashów było 25-lecie ślubu pary z rodziny Barbary. – Impreza na 75 osób. Jedzenie? Genialne! A polska wódka? Oczywiście, że spróbowałem, ale ze względu na moc tego trunku nie wypiłem za wiele – śmieje się Cash, który przyznaje, że choć jego ta wizyta chwyciła za serce, to jego żonę jeszcze bardziej.
- Barbara po raz pierwszy spotkała wielu członków swojej rodziny osobiście. Wcześniej byli w kontakcie, ale tyko za pośrednictwem social mediów. Tym razem była okazja, aby lepiej się poznać. Byliśmy też na grobach dziadków Basi. Tak, to było niezwykle emocjonalne - jeszcze raz podkreśla Stuart.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć
Stacja Szepietowo
Polska część rodziny Cashów zadbała o to, aby Stuart i Barbara poznali wszelkie aspekty jej funkcjonowania. – Byliśmy na przykład w gospodarstwie, gdzie rodzina Basi ma 150 mlecznych krów. Fajnie było zobaczyć z bliska, jak to wszystko działa – przyznaje ojciec Mattiego.
Z dogadaniem się nie było problemu, choćby dlatego, że w polskiej części rodziny są osoby mówiące po angielsku. Sam Stuart w rozmowie z nami nie był natomiast w stanie wymówić nazwy stacji kolejowej, do której dotarli z Warszawy, a skąd odebrała ich rodzina.
Nie ma się co jednak dziwić, bo chodzi o Szepietowo, czyli nazwę trudną do wymówienia dla obcokrajowca. To jednak mało istotne, najważniejsze, że obie strony były bardzo zadowolone ze spotkania. – Przyjęto nas fantastycznie. To niezwykle otwarci, bardzo sympatyczni ludzie. A my ze swojej strony przywieźliśmy sporo upominków związanych z Mattym, czyli koszulki z jego autografami i tak dalej – opowiada ojciec piłkarza.
Superforma Casha
A sam Matty złapał ostatnio superformę, strzelając dwa gole w swoim setnym meczu dla Aston Villi (3:1 z Burnley). – Akurat wtedy byliśmy w Polsce, oglądałem mecz na laptopie. Matty jest w superformie. I co bardzo ważne, również pod względem fizycznym. Nie dokuczają mu już żadne kontuzje, jak to było na przykład po mistrzostwach świata. Gra wszystko w tym sezonie. A teraz nie możemy się już doczekać najbliższych meczów kadry - przyznaje Stuart.
A wracając do meczu z Burnley - po tym spotkaniu nastąpił atak na zespół Aston Villi. Ktoś rzucił cegłówką, która rozbiła przednią szybę autokaru, którym drużyna wracała do domu. – Aż nie chcę myśleć, co mogło się stać, gdyby autokar jechał szybciej. Natomiast co do syna, to siedział z tyłu, więc za bardzo nie odczuł tego uderzenia. Niemniej cała sytuacja była zatrważająca… - przyznaje Stuart Cash.
W czwartek Cash dołożył kolejnego gola, w meczu z Hibernianem (3:0) w ramach eliminacji Ligi Konferencji. Z kolei w najbliższą sobotę Aston Villa zagra wyjazdowy mecz z Liverpoolem, a potem Matty Cash powinien się pojawić na zgrupowaniu reprezentacji Polski, przed starciami z Wyspami Owczymi (7.9) i Albanią (10.9). Oczywiście, jak zawsze, Stuart wybiera się na mecz syna do Warszawy.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Polak ofiarą własnego talentu i podpisu
Właściciel Rakowa zabrał głos. "Nie wykorzystaliśmy szansy"