Po blamażu w Kiszyniowie reprezentacja Polski przystąpiła do rywalizacji z Wyspami Owczymi na PGE Narodowym. W pierwszej odsłonie zespół Fernando Santosa był stroną przeważającą, ale nie potrafił przełożyć tego na jakąkolwiek zdobycz. Po 45 minutach na tablicy wyników widniał rezultat 0:0.
Na przełamanie przed publicznością w Warszawie od kilkuset minut czekał Robert Lewandowski. Kapitan drużyny narodowej miał znakomitą okazję w 25. minucie czwartkowego spotkania, lecz jej nie wykorzystał.
Lewandowski był sam na sam z bramkarzem Mattiasem Lamhaugem, nagle upadł na murawę, natomiast David Smajc nie dopatrzył się przewinienia. Arbiter nie zmienił swojej decyzji po analizie VAR, a 35-latek uśmiechnął się pod nosem. O komentarz do całej sytuacji poprosiliśmy Adama Lyczmańskiego, który rozwiał wszelkie wątpliwości.
- To był delikatny, subtelny kontakt z bramkarzem. Absolutnie nie na rzut karny. Uśmiech Roberta był wymowny po tym zdarzeniu - przekazał nam były sędzia międzynarodowy, obecnie ekspert stacji Canal+ Sport.
Zdaniem naszego rozmówcy, Lewandowski ewidentnie próbował wymusić "jedenastkę", na co sędzia Smajc nie dał się nabrać. Najskuteczniejszy snajper po przerwie doczekał się 80. trafienia z orzełkiem na piersi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: najpierw tylko się przyglądał, a potem... Co za historia!
Jeden z przeciwników zagrał piłkę ręką w polu karnym i tym razem sędzia wskazał na wapno. Pewnym strzałem z 11 metrów Lewandowski pokonał bramkarza z Wysp Owczych. Potem snajper skompletował dublet, ustalając rezultat na 2:0.
Czytaj więcej:
"Niczego nie zbudujemy". Borek przestrzega Santosa
Jaki bojkot?! Ten obrazek z Narodowego nie zostawił złudzeń