Już przed sezonem forma Roberta Lewandowskiego mogła zastanawiać. Podczas tournee Barcelony w USA nasz piłkarz wyglądał słabo fizycznie, ale też nie stwarzał zagrożenia pod bramką rywali. W pierwszych meczach La Liga było podobnie. Lewandowskiemu szło na boisku, jak po grudzie. Polak miał problemy z najprostszymi elementami gry: przyjęciem piłki, wymianą podań bez przyjęcia. Strzelił dwa gole (z Villarrealem i Osasuną), ale to była droga przez mękę.
Wrześniowe mecze reprezentacji Polski potwierdziły, że coś złego stało się z kapitanem kadry. Napastnik miał problem, by ograć w sytuacji jeden na jeden nawet obrońcę Wysp Owczych. A gdy w drugiej połowie wyszedł sam na sam z ich bramkarzem, mający kilka metrów straty rywal, na co dzień pracujący jako elektryk, dogonił Lewandowskiego i wybił go z rytmu. "Lewy" za chwilę stracił piłkę.
W tamtym spotkaniu napastnik uratował jednak polską kadrę dwoma golami: wytrzymał nerwy i otworzył wynik z rzutu karnego, a następnie ładnym lobem ustalił wynik na 2:0.
Ale z lepszym rywalem, Albanią, Lewandowski już nie istniał. Pisząc relację z tego spotkania zauważyłem po jego zakończeniu, że ani razu nie użyłem w tekście nazwiska naszego napastnika. A przecież mówimy o kapitanie, najlepszym graczu i twarzy tej drużyny.
Zawodnik tracił piłkę zaraz po przyjęciu. Przegrywał pojedynki fizyczne. Co dziwiło, zgubił nawet umiejętność, którą wyróżniał się od lat - utrzymanie się przy piłce z rywalami na plecach czy przechwyty tak zwanych bezpańskich piłek po dalekich wybiciach swoich obrońców. W przegranym 0:2 spotkaniu eliminacyjnym w Tiranie Lewandowski był jednym z najgorszych na boisku.
Kapitan kadry dał wszelkie argumenty, by poważnie zastanawiać się, co będzie dalej z jego formą. Spadek dyspozycji "Lewego" obserwujemy od zimy ubiegłego roku, jeszcze przed mistrzostwami świata w Katarze. Zaczęło się niewinnie, od niewykorzystania rzutu karnego z Almerią. W następnej kolejce Polak obejrzał czerwoną kartkę, został zawieszony na trzy mecze i wszystko się posypało. A początek w Barcelonie miał przecież wyśmienity - w lidze strzelił trzynaście goli w dwunastu kolejkach.
Słabsza forma była zauważalna już w trakcie mundialu. Po mistrzostwach Lewandowski wpadł w dołek - w dwunastu spotkaniach po turnieju tylko cztery razy trafiał do bramki w hiszpańskiej ekstraklasie. "Zjazd" przyszedł nagle, trochę zaskakująco, ale stał się wyraźny.
Ale mecz z Betisem w sobotę, który Barcelona wygrała po koncertowej grze 5:0, daje nadzieję, że Lewandowski odbije się od ostatnich niepowodzeń.
ZOBACZ WIDEO: Kto za Fernando Santosa? "Tego możemy być pewni"
To był "świeży" występ Polaka, który dobrze rozumiał się z nowym graczem Joao Felixem. Lewandowski nie pomylił się w sytuacji sam na sam i pewnym strzałem wykończył akcję. A w ostatnim czasie pudłował i w takich sytuacjach. Do tego Polak dorzucił asystę i przede wszystkim - przestała przeszkadzać mu piłka przy nodze.
- Ta maszyna powoli się rozpędza, wszystko przyjdzie z czasem. Z Betisem naprawdę dobrze się czułem - przyznał Lewandowski na gorąco po meczu w rozmowie z Eleven Sports.
Lewandowski zapowiadał, że forma dopiero przyjdzie i oby jego słowa się sprawdziły. Przed napastnikiem nie tylko ważne mecze w Lidze Mistrzów z Barceloną, ale przede wszystkim kluczowe spotkania w reprezentacji. To na niego liczy się najbardziej. W październiku i listopadzie kadra gra w eliminacjach Euro 2024 z nożem na gardle.
Na razie sytuacja jest bardzo skomplikowana, prawdopodobnie awans trzeba będzie wywalczyć po barażach, a w takich momentach potrzebny jest człowiek od zadań specjalnych. To być może ostatni turniej, na który awansuje kadra, zanim Robert Lewandowski zejdzie z reprezentacyjnej sceny.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Adam Nawałka selekcjonerem? Ale nie sam! Zaskakująca propozycja