Holender broni Legii Warszawa. "Wstydzę się"

Nie milkną echa skandalu, do jakiego doszło podczas meczu Ligi Konferencji Europy pomiędzy AZ Alkmaar i Legią Warszawa. O tym, jak Holendrzy traktowali Polaków mówi znany w naszym kraju producent telewizyjny, Rinke Rooyens.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
policja wokół autokaru Legii w Alkmaar Małe zdjęcie: Rinke Rooyens Getty Images / Marcel van Dorst / Na zdjęciu: policja wokół autokaru Legii w Alkmaar. Małe zdjęcie: Rinke Rooyens
Choć od meczu AZ Alkmaar z Legią Warszawa minęło już 6 dni, to wciąż mówi się o tym, co stało się w Holandii. Wynik spotkania - 1:0 dla AZ - zszedł na dalszy plan. Przypomnijmy, że w Alkmaar doszło do skandalicznych wydarzeń. Polski zespół nie mógł opuścić stadionu. Do tego holenderska policja i ochroniarze mieli zachowywać się agresywnie w stosunku do zawodników, członków sztabu oraz prezesa Dariusza Mioduskiego. Do tego dwóch piłkarzy Legii - Josue i Radovan Pankov - trafiło do aresztu.

Legia Warszawa nie zamierza odpuszczać w sprawie skandalu, do jakiego doszło po meczu z AZ Alkmaar w Lidze Konferencji Europy. Przygotowywana jest pełna dokumentacja zdarzeń, która ma trafić do UEFA.

Stołeczny klub na bieżąco informuje o tym, co działo się w Alkmaar. W mediach społecznościowych opublikowano rozmowę z obecnym na meczu producentem telewizyjnym, Rinke Rooyensem. Jest on Holendrem, który od 25 lat mieszka w Polsce. Jego słowa dają wiele do myślenia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gol "stadiony świata" w Polsce. Przyjrzyj się dokładnie
- Jestem Holendrem i byłem na meczu AZ - Legia. Wstydzę się tego, jak musiałem się tam czuć. Ludzie nie wiedzieli, że jestem Holendrem. Obserwowałem, jak mówili o Polakach. Że są traktowani, jak robotnicy. Od początku, jak byliśmy w mieście, było czuć stres - powiedział Rooyens.

Dodał, że polscy kibice nie mogli chodzić po ulicach Alkmaar i zostali skierowani do oddalonej o około 80 kilometrów Hagi. Przed stadionem byli policjanci szturmowi z psami. Rooyens stwierdził, że polscy kibice zachowywali się spokojnie i nie było żadnego zagrożenia.

- Było czuć tam wiele stresu wśród osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, czyli burmistrza, komendanta policji i szefa ochrony stadionu. Dla tego ostatniego był to pierwszy międzynarodowy mecz. Ich podejście eskalowało wszystko. To był największy problem. Zamiast próbować to zrobić ugodowo, to ja poczułem rodzaj dyskryminacji - powiedział Rooyens.

- Gdy widziałem, co wydarzyło się w busie, to zażartowałem, że robią mi wstyd, że będę słyszał przez dwa lata, jak Holendrzy organizują mecz. Od razu była skierowana do mnie agresja, że nie rozumiem, co się dzieje. To było czuć, że jest duża agresja. To mogło być normalnie i spokojnie załatwione - dodał.

Rooyens obserwuje wydarzenia w Holandii i stwierdził, że po pandemii koronawirusa jest tam wiele eskalacji konfliktu pomiędzy kibicami i służbami porządkowymi. Według niego, podejście stróżów prawa jest takie, żeby dochodziło do zaostrzenia sytuacji.

Czytaj także:
Selekcjoner Wysp Owczych ostrzega Polaków
Reprezentant nie dopuszcza tej myśli. "Nie wyobrażam sobie tego"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×