[b]
Z Thorshavn Mateusz Skwierawski[/b]
Michał Probierz podjął duże ryzyko w swoim debiucie. Postawił na zawodnika, który przez półtora roku nie mógł grać w piłkę i na obrońcę z trzeciej ligi włoskiej. Patryk Dziczek i Patryk Peda nie zawiedli, a ten drugi udowodnił, że może zostać w seniorskiej reprezentacji na dłużej.
- Jest to dla mnie duży przeskok. Myślę, że odnalazłem się dobrze w pierwszej reprezentacji, czuję zaufanie od trenera. Będę pamiętał ten debiut do końca życia - mówił Peda, zawodnik trzecioligowego włoskiego SPAL, który do tej pory występował w kadrze młodzieżowej do lat 21.
A Dziczek przypominał, jaką drogę przeszedł, gdy z powodu problemów z sercem nie mógł grać w piłkę po transferze do Włoch. - Jestem dziś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Gdyby ktoś miesiąc temu powiedział mi, że zagram dla kadry, nie uwierzyłbym - nie krył emocji pomocnik Piasta Gliwice.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski zabrał głos ws. kontuzji. Wróci na hit z Realem?
- Gdy zaczęły się moje problemy z sercem, to przez pierwsze pół roku nie mogłem robić kompletnie nic - opowiada. - Prowadziłem życie emeryta, bo lekarze zabronili mi jakiegokolwiek wysiłku. Mogłem jedynie wyjść na spacer. Po pół roku rozpocząłem indywidualne treningi w Pszczynie z trenerem Michałem Puchałą. Rodzina nie miała ze mną łatwo, człowiek chodził sfrustrowany, ale cały czas wierzyłem, że wrócę do piłki. Warto było zacisnąć zęby - przekonuje.
Tak było bez "Lewego"
Wprowadzając w sumie trzech nowych graczy do pierwszego składu (także Bartosza Slisza) Probierz mógł przeszarżować, ale się obronił. W Thorshavn widzieliśmy drużynę zdyscyplinowaną i "posłuszną" na boisku. Każdy z kadrowiczów wiedział, jakie ma zadania i je wykonywał.
Można jedynie żałować, że żaden z graczy choć na chwilę nie wyszedł z szablonu. Brakowało kwintesencji piłki, czegoś efektownego dla oka. Polacy mierzyli się w końcu z kadrą pół-profesjonalistów pracujących w tygodniu na etacie. Pozostaje liczyć na to, że był to jedynie pierwszy krok w odbudowie pokiereszowanej kadry i lepsze dopiero nadejdzie.
Selekcjoner nie chciał powiedzieć na gorąco o refleksjach związanych z brakiem w składzie kontuzjowanego Roberta Lewandowskiego. Zwrócił jednak uwagę na to, co dostrzegł wśród innych graczy reprezentacji.
- Nie mogę powiedzieć, jak prowadzi się kadrę z Robertem Lewandowskim, bo tego jeszcze nie doświadczyłem. Ale na pewno drużyna bardzo chciała dobrze wypaść. Wszyscy zawodnicy byli zaangażowani. Nawet mimo lekkich urazów chłopaki chcieli trenować, nie odpuszczali. Widziałem w nich sportową agresję i wielką chęć. Podobało mi się takie nastawienie - powiedział selekcjoner.
Koniec wstydu
A nowy, tymczasowy kapitan reprezentacji Piotr Zieliński spokojnie podchodził do kwestii opaski. - Co mi dała? Nic. Nie zmieniła mojego zachowania, nie odczuwałem dodatkowego ciężaru, presji. Nie potrzebuję opaski, by być pewnym siebie. To był jedynie dodatek, ale także wielkie wyróżnienie i spełnienie marzenia z dzieciństwa - komentował na chłodno "Zielu".
Michał Probierz pokazał, że nie marnował czasu od momentu przejęcia reprezentacji po Fernando Santosie. Szybko przebudował zespół, podjął niepopularne decyzje, odstawił kilku doświadczonych graczy i sprawił, że w końcu polski kibic nie musiał wstydzić się za drużynę narodową.
Na Wyspach Owczych szału nie było, ale solidność już tak. I w końcu dopisało polskiej kadrze szczęście. Nieoczekiwanie Biało-Czerwoni wrócili do gry o bezpośredni awans po wysokiej wygranej Albanii z Czechami (3:0). Wojciech Szczęsny nazwał to "cudem" i słusznie, bo po tym, co reprezentacja odstawiała w trwających eliminacjach zajęcie drugiego miejsca w grupie wydawało się już niemożliwe.
Kolejny mecz kwalifikacji do Euro 2024 polska kadra rozegra w najbliższą niedzielę (15.10) z Mołdawią w Warszawie.