W wieku 15 lat był najmłodszym sędzią, teraz jest najmłodszym posłem. Jasno mówi o Mejzie

- Gdybym myślał o tym, że jestem piętnastoletnim szczylem, który rządzi dużo od siebie starszymi, długo bym nie pociągnął - mówi WP najmłodszy poseł tej kadencji, a także były sędzia Adam Gomoła. Opowiada, co chce zmienić i jak zagłosuje ws. aborcji.

Arkadiusz Dudziak
Arkadiusz Dudziak
Adam Gomoła PAP/EPA / Marcin Obara / Na zdjęciu: Adam Gomoła
W wieku 15 lat został najmłodszym sędzią piłkarskim w swoim okręgu, a dziewięć lat później został najmłodszym posłem na Sejm X kadencji. Adam Gomoła startował z ramienia Trzeciej Drogi i uzyskał prawie 22 tysiące głosów w województwie opolskim, co dało mu mandat w parlamencie.

W rozmowie z WP SportoweFakty 24-latek opowiada, jak reagował na kąśliwe uwagi dużo starszych piłkarzy i jak sędziowanie go zmieniło. Mówi także, co należy zmienić w polskim sporcie i czy nasz kraj powinien się starać o zorganizowanie igrzysk. Tłumaczy jak chce sprawić, by państwo polskie przestało dyskryminować Ślązaków, a także jak on i Polska 2050 zagłosują ws. ustaw Lewicy dot. liberalizacji aborcji.

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że jako piętnastolatek postanowił pan zostać sędzią piłkarskim?

Adam Gomoła, poseł na Sejm RP z ramienia Polski 2050, były sędzia piłkarski: Trenowałem piłkę nożną i gdy miałem piętnaście lat wiedziałem już, że nie zostanę zawodowym piłkarzem. Do sędziowania zainspirował mnie starszy o rok kolega. Myślałem, że w przyszłości będę miał szansę prowadzić mecze wysokich lig, będę mógł uczestniczyć w ważnych wydarzeniach, czego jako piłkarz bym nie osiągnął.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznaliśmy bramkę roku?! Fenomenalny gol piłkarki

Pomyślałem też, że to dobry sposób na zahartowanie charakteru. A zauważyłem, że brakuje mi zdecydowania, pewności siebie, umiejętności zarządzania ludźmi i ich emocjami. Byłem zdeterminowany, by to poprawić właśnie poprzez sędziowanie. To była też moja pierwsza forma zarobku i poczułem, co to znaczy praca.

Większe nerwy były w pierwszym dniu w Sejmie czy w debiucie sędziowskim?

Chyba jednak na boisku. Pamiętam ten pierwszy mecz trampkarzy do lat 15. Było to w Zdzieszowicach, na stadionie Ruchu. Emocje były ogromne. Wtedy musiałem wszystko zrobić sam, a tu miałem wsparcie kolegów i koleżanek. Do roli posła szykowałem się dłużej.

Koledzy, którzy pamiętają pana z boiska mówią, że nie miał pan problemu, by dyrygować dużo starszymi osobami i nie było żadnych kłopotów z podejmowaniem trudnych decyzji.

To spore wyzwanie, by pracować jako sędzia w tak młodym wieku. Gdy słyszałem nieprzychylne komentarze po moich decyzjach, to one zawsze dotyczyły mojego wieku i wiele tych tekstów do dziś siedzi mi w głowie. Musiałem nauczyć się szybko podejmować decyzje i brać na siebie konsekwencje.

Zawsze lubiłem trzymać się zasad, a piłka w tej materii nie jest skomplikowana. Wychodziłem z założenia, że piłkarze i tak muszą się dostosować do decyzji, jakie podejmę. Gdybym myślał o tym, że jestem piętnastoletnim szczylem, który rządzi dużo od siebie starszymi, długo bym nie pociągnął. Najtrudniej było w B klasie, tam byłem sam bez sędziów asystentów, ale dałem sobie radę.

W polityce też chce pan narzucać dużo swoich pomysłów?

Ludzie po to mnie wybrali, żebym był skuteczny, niezależnie od swojego wieku. Jest dużo podobieństwa między pracą sędziego i polityka. Trzeba mieć grubą skórę, bo słyszy się wiele nieprzychylnych opinii. Powinno się wykonywać swoje zadanie z poczuciem misji. Podejmuje się trudne decyzje, często wybór między czymś złym i gorszym, ale ktoś to musi robić.

Praca arbitra dała mi dużą odporność na hejt, bezpodstawną krytykę. Najlepszy sędzia to ten, którego pracy nie widać na boisku. Maksymalnie daje prowadzić grę, ale w razie spornych sytuacji wkracza. Nie jest nadaktywny.

Czyli chciałby pan być Szymonem Marciniakiem polskiej polityki?

Chciałbym być pracowitym politykiem, który ślęczy nad ustawami, rozmawia z ludźmi, ale nie wchodzi w życie obywateli tam, gdzie nie jest potrzebny. Przez ostatnie osiem lat w Polsce obserwowaliśmy kreowanie bezsensownego sporu. Politycy wzajemnie się obrażali, bo to przysparzało im popularności. Tęsknię za nudną polityką, w której nie ma hejtu. Moje marzenie jest takie, że pomiędzy partiami są różnice programowe, ale generalnie w parlamencie zasiadają ludzie uczciwi. Pragnę, by taka normalność wróciła i myślę, że obywatele też tego chcą.

Skoro chciałby pan ludzi uczciwych, to pewnie irytuje pana obecność na przykład posła Łukasza Mejzy?

Niestety, obok pewnych rzeczy, które dzieją się w Sejmie, nie da się przejść obojętnie. Najważniejszy organ w Polsce, a znajdują się w nim osoby jak wspomniany Łukasz Mejza czy Dariusz Matecki. Obaj mają na swoim sumieniu tak wielu skrzywdzonych ludzi i wciąż nie ponieśli za to odpowiedzialności. Ale po uwolnieniu prokuratury z politycznych okowów ministra Ziobry to może nastąpić.

Chce pan karierę polityczną związać jakoś ze sportem?

Będę pośrednikiem między światem sportu i polityki. Na razie nie myślę o resortach i długo taka myśl się nie pojawi. W komisji sportu z ramienia Polski 2050 będą zasiadać Adam Luboński i Żaneta Cwalina-Śliwowska. To też osoby ze świata sportu, które poradzą sobie z zadaniami. Mam już kilka spraw, które należałoby załatwić. Będę w Komisji ds. Energii i Klimatu. To sprawy bardzo ważne dla mojego pokolenia. Będę walczył o jak najszybszą transformację energetyczną w Polsce.

Jakie rzeczy w świecie sportu wymagają naprawy?

Trzeba uregulować powiązania związków sportowych z rządem. W czasie rządów PiS pojawiały się naciski ze spółek Skarbu Państwa. Szefem Polskiego Związku Piłki Siatkowej omal nie został europoseł PiS Ryszard Czarnecki. To byłoby szkodliwe dla siatkówki, która teraz przeżywa przecież złote lata. Trzeba stworzyć mechanizmy, by podobne sytuacje w przyszłości się nie powtarzały, nawet gdyby do władzy mieli powrócić populiści.

Wśród najczęściej wymienianych kandydatów na ministra sportu nie ma żadnych członków Polski 2050. Czy partia myśli poważnie o tym resorcie?

Ono przypadło innemu naszemu koalicjantowi. Jednak mamy wiele osób, którym polski sport jest bliski. Jestem przekonany, że współpraca nowego ministra z Polską 2050 będzie dobra.

Do Sejmu z ramienia Polski 2050 weszła Joanna Mucha, była ministra sportu. Nie chciała wrócić na to stanowisko?

To już trzeba by ją było o to zapytać. Wydaje mi się jednak, że obecnie ma inne priorytety.

Politycy PiS mocno w kampanii eksponowali pomysł organizacji igrzysk w Polsce w 2036 roku. Nowy rząd będzie kontynuował ten pomysł?

Trzeba przeprowadzić szerokie konsultacje społeczne. Widać po przykładach różnych miast-organizatorów, że to ogromne przedsięwzięcie. To mieszkańcy takiego miasta musieliby odpowiedzieć, czy chcą się podjąć tego wyzwania. Oczywiście, organizacja igrzysk olimpijskich to ogromny prestiż, każdy by sobie życzył, by Polska była postrzegana jako nowoczesny kraj, który może gościć tak wielką imprezę. Ale trzeba się zapytać o to obywateli.

Skoro nie sport, to jakie inne są pana priorytety?

Jestem ekonomistą, więc sprawy gospodarcze są dla mnie bardzo ważne. Zmagamy się z recesją gospodarczą, czego nie było od trzech dekad. Najważniejsze jest przyjęcie Krajowego Planu Odbudowy. Odbyłem kilkanaście spotkań z samorządowcami z Opolszczyzny, którzy już mają przygotowane projekty i pokażą mi, co wybudują, jak tylko dostaną pieniądze. W tym jest wiele obiektów sportowych.

Chciałbym przywrócić subwencję na nauczanie języka niemieckiego w szkołach. W moim regionie korzystało z nich kilkadziesiąt tysięcy dzieci i zapewniały ponad 500 etatów nauczycielskich. PiS odebrał te pieniądze. W Europie tylko w polskim prawodawstwie funkcjonuje dyskryminacja jednej mniejszości narodowej, bo jedynie mniejszość niemiecka nie ma prawa do trzech lekcji języka tygodniowo, lecz jednej. A ja zawsze będę stał w obronie każdego polskiego obywatela.

Jestem najmłodszym posłem tej kadencji i chcę, by nowe pokolenie miało swój głos. Będę współpracował z organizacjami młodzieżowymi i wspierał ich pomysły na poziomie parlamentu. Chciałbym, by Sejm znów był bliski ludziom, by organizacje pozarządowe miały wpływ na tworzenie prawa.

Tytułuje się pan dumnym Ślązakiem. Czy będzie pan się starał o to, by język śląski miał taki status, jak na przykład kaszubski, by można było zdawać w tym języku maturę i nadać mu wyższą pozycję w polskim prawie?

Język śląski musi zostać zauważony. Kaszubi, Łemkowie są dużo mniej liczebni, a ich mowa ma status języka regionalnego bądź jako grupa posiadają status mniejszości etnicznej. Państwo polskie nie dostrzega Ślązaków, a przecież ponad pół miliona osób tak się właśnie określa. Chciałbym, aby śląski stał się językiem regionalnym, a później, by Ślązacy byli uznawani jako mniejszość etniczna.

W ciągu 30 lat to się nie wydarzyło i sytuacja wynika jeszcze z fobii, które odziedziczyliśmy po PRL-u, że Ślązacy to ukryta opcja niemiecka, co można było usłyszeć choćby od Jarosława Kaczyńskiego. Nawet w czerwcu poseł PiS ze Śląska mówił o tym, że w obronie przed śląskim separatyzmem trzeba tu umieścić Wojska Obrony Terytorialnej, co jest absurdem. Ten region to część Polski, bardzo bogata kulturowo.

Na pana stronie internetowej w jednym z trzech priorytetów wymienia pan prawa kobiet. Lewica zgłosiła ustawę, która umożliwiała legalizację aborcji do 12. tygodnia bez podania przyczyny. Zagłosuje pan za?

Jak najszybciej powinniśmy powrócić do stanu sprzed wyroku trybunału Julii Przyłębskiej. Chciałbym referendum w tej sprawie. Ja podniosę rękę za takim rozwiązaniem, które wybiorą obywatele, choćby było sprzeczne z moimi przekonaniami.

A jakie jest pańskie zdanie w tym temacie?

Nie chciałbym, żeby kobiety bały się rodzić, ale też nie chciałbym, żeby była substytutem antykoncepcji. Sprawimy, żeby nie było zmuszania kobiet do heroizmu, co zrobił PiS.

Widzę jednak z badań opinii publicznej, że najprawdopodobniej społeczeństwo zagłosowałoby za legalizacją aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży. Jeśli taki będzie wynik referendum, zagłosuję za aborcją. W Irlandii też było bardzo restrykcyjne prawo aborcyjne, ale później obywatele zliberalizowali je w referendum. Nawet, gdyby ustawa Lewicy przeszła, to Andrzej Duda ją zawetuje. W tym momencie jedynie referendum może tę sprawę tak naprawdę rozwiązać.

Cała Polska 2050 wstrzyma się od głosu w wypadku projektów Lewicy?

Wiele osób będzie głosowało za. Moje koleżanki i koledzy mają często liberalniejsze poglądy. W sprawach światopoglądowych nie mamy dyscypliny partyjnej i tym się różnimy od innych ugrupowań, że nie łamiemy sobie kręgosłupów moralnych.

W kampanii w wyborach prezydenckich 2020 mieliśmy hasło: "zgadzam się z Szymonem w 95 proc.". Łączy nas, że chcemy Polski demokratycznej, praworządnej, europejskiej, zielonej. Są takie sprawy, w których się nie zgadzamy, ale szanujemy te różnice.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Grają z Janem Pawłem II na sercu. Poskromili... Czerwone Diabły

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×