- On też jest trochę szalony - przyznał były argentyński obrońca Pablo Zabaleta. Były zawodnik Manchesteru City w ten sposób odniósł się do osoby Emiliano Martineza. Choć sformułowanie "trochę" wydaje się tu pewnym niedopowiedzeniem.
"Ja nie dam rady?"
Finał mistrzostw świata 2022. Emiliano Martinez najpierw znakomicie broni w dogrywce strzał Randala Kolo Muaniego, by następnie stać się bohaterem rzutów karnych i ostatecznie zostać wybranym najlepszym bramkarzem mundialu.
W pamięci kibiców została jednak przede wszystkim cieszynka, jaką zaprezentował całemu światu po otrzymaniu statuetki Złotej Rękawicy. Nie przejmując się obecnymi obok oficjelami i kulturą panującą w Katarze, przyłożył w wymownym geście nagrodę do swojego krocza.
- Jeden z kumpli powiedział: "Założę się, że nie zrobisz tej samej cieszynki co podczas Copa America". Odpowiedziałem: "Oczywiście, że zrobię" - tłumaczył powody swojej nietypowej radości Argentyńczyk.
W obronie rodaków
"Szaleństwo" Martineza to jednak nie tylko głupie żarty. Charakter pokazał w trakcie ostatniego meczu eliminacji mistrzostw świata z Brazylią.
ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"
Na Maracanie od samego początku było nerwowo, a miejscowa policja nie do końca potrafiła opanować sytuację. Porządkowi próbowali spacyfikować najbardziej krewkich kibiców gości, ruszając na nich z pałkami.
- Widzieliśmy, jak policja biła ludzi. Miało to już miejsce podczas finału Copa Libertadores [argentyńskie Boca Juniors mierzyło się na Maracanie z brazylijskim Fluminense, przyp. red.] - mówił po meczu Leo Messi. - Byli bardziej skupieni na tym, niż na grze - dodawał rozgoryczony Argentyńczyk.
Ostatecznie kapitan "Albicelestes" zadecydował, aby drużyna, w ramach protestu, udała się do szatni. Niewiele brakowało, by mecz został odwołany, a sytuację uratowały dopiero późniejsze mediacje, w których brał udział m.in. prezes argentyńskiej federacji.
Zanim jednak do tego doszło, sprawę w swoje ręce, i to dosłownie, postanowił wziąć Emiliano Martinez. Golkiper Argentyny ruszył w kierunku policjantów okładających pałkami jego rodaków i próbował samodzielnie powstrzymać jednego z nich.
"Dibu Martinez bronił argentyńskich kibiców podczas represji" - pisał argentyński "TyC Sports". "Emiliano Martinez rzucił się w obronę Argentyńczyków i wzbił się przez płot, aby powstrzymać cios brazylijskiego funkcjonariusza policji" - można było przeczytać w dalszej części tekstu, który podkreślał bohaterstwo 30-latka.
Arsenal uratował go z biedy
Mocny charakter Martinez musiał wykuwać od najmłodszych lat. Wychowywał się w Mar del Plata, jednym z najważniejszych portów rybackich Argentyny położonym nad Atlantykiem.
Nie oznacza to jednak, że miał łatwe dzieciństwo. Wręcz przeciwnie. Martinez pochodzi z biednej rodziny. Dorastał w domu, w którym nie było nawet drzwi czy toalety, a i z jedzeniem bywało różnie.
- Widywałem tatę płaczącego w nocy, ponieważ nie był w stanie zapłacić rachunków - wyznał cytowany przez portal Tribuna.com.
Gdy w wieku 12 lat wyjechał do Buenos Aires, by dołączyć do zespołu Independiente, musiał na dłuższy czas rozstać się z rodziną, gdyż nie było jej stać na benzynę, by odwiedzać syna.
Wszystko zmieniło się dopiero, gdy 5 lat później zainteresował się nim Arsenal. Już za same pieniądze otrzymane za podpisanie kontraktu mógł kupić ojcu samochód. - Kiedy Arsenal zaproponował mi kontrakt, musiałem wykazać się odwagą. Miałem 17 lat i powiedziałem: "Tak". W imieniu moich rodziców - wspominał.
Koniec był bliski
Arsenal jednak nigdy nie zdecydował się postawić na Argentyńczyka. Przez 10 lat pobytu w klubie zaliczył aż 6 wypożyczeń. W pewnym momencie był nawet bliski porzucenia piłki. - Wypożyczenie do Getafe to był najczarniejszy moment w mojej karierze. Byłem bardzo blisko przejścia na emeryturę - przyznawał.
Ostatecznie jednak "Dibu", jak wołają na niego w Argentynie (skrót od "Dibujo" oznaczającego "Rysunek", imię postaci z popularnej w Argentynie bajki "Mi familia es un dibujo"), przetrwał trudne chwile, by w 2020 roku wreszcie odnaleźć swoje miejsce na ziemi, trafiając do Aston Villi. W klubie z Birmingham został nawet wybrany piłkarzem roku (2021).
Dziś jego pozycja, zarówno w kadrze, jak i w klubie, jest niepodważalna. Dwa miesiące temu piłkarze Legii Warszawa udowodnili jednak, że "nie taki diabeł straszny jak go malują", pokonując "The Villans", a "Dibu" aż trzykrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Teraz wszyscy w Warszawie mają nadzieję na powtórkę z rozrywki.
Czy tak się uda przekonamy się w czwartkowy wieczór. Początek meczu Aston Villa - Legia Warszawa zaplanowano na godzinę 21:00.
Czytaj także:
- Szalony dzień w Lidze Mistrzów
- Grabara zrobił to! Koniec passy Bayernu