"Czytam o wczorajszych "przygodach" Legii na Wyspach i myślę, że chyba nadszedł czas żeby opowiedzieć, jak to wszystko wygląda "od środka" i dlaczego to, co się zdarzyło wczoraj i w Alkmaar, było kompletnie bez sensu... na wszystkich płaszczyznach" - napisał w piątek tajemniczo Bogusław Leśnodorski na portalu X (więcej -->> TUTAJ).
48-latek to były prezes (lata 2012-2017) i współwłaściciel Legii Warszawa (lata 2014-2017). To po nim nadeszła era samodzielnego panowania Dariusza Mioduskiego, który najpierw - od 2014 roku - miał pakiet większościowy (60 procent udziałów).
Teraz Leśnodorski odniósł się do ostatnich zawirowań, jeżeli chodzi o "przygody" z udziałem Legii w europejskich pucharach. Najpierw w Alkmaar, potem w Birmingham (45 kibiców stanie przed sądem).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się działo! Oprawa godna finału
Przypomnijmy, że w Alkmaar w spotkaniu z AZ doszło do starć z ochroną i policją. W ich efekcie Radovan Pankov i Josue trafili na komisariat, a Mioduski pod stadionem został kilkakrotnie uderzony przez funkcjonariuszy.
- Prezes klubu nie powinien specjalnie kozakować, bo cena, którą zapłaci za to klub, jest za wysoka - przyznał Leśnodorski w rozmowie z Weszło. - Można wyjść na ulicę, dostać z liścia, kopa w tyłek i się popłakać - to nie jest wielkie bohaterstwo. Było dużo zachwytu nad tym, ale nie wiem, czym tam się zachwycać
- Może jest w naszej kulturze coś takiego, że jak wyjdziesz i ktoś ci przyłoży z plaskacza, to jesteś bohaterem. Nie czuję tego. W ogóle tego nie rozumiem. A tego płaczu - to już zupełnie. Jeśli idziesz się bić, to musisz się liczyć, że możesz dostać. Tak to wygląda. Później nie płaczesz - dodał.
Leśnodorski uważa, że właściciel klubu powinien zachować się zupełnie inaczej. Co miał na myśli? - Jak jesteś szefem klubu, to jego dobro, a nie własne emocje i ambicje są na pierwszym miejscu - przyznał.
- Jeśli wiesz, że klub zapłaci za to cenę, a ty chwilę się pogrzejesz w reflektorach sławy, że dostałeś kopa w tyłek czy tam z otwartej ręki, to jest to wątpliwe. Możesz zdobyć poklask kilkutysięcznej grupy, ale to nie ma znaczenia - dodał.
Powrót do przeszłości
Leśnodorski wrócił też do momentu, gdy sam był prezesem stołecznego klubu. Zdradził pewne szczegóły, jak wtedy zachowywał się Mioduski względem Legii.
- Lobbował za tym, żeby nakładano na nas kary i to dość wysokie. Albo żeby ich nie anulowano - powiedzmy sobie wprost. Dzwonił do różnych, dość wysoko postawionych działaczy, nawet reprezentujących Polskę w strukturach międzynarodowych. Prosił, żeby nie pomagać klubowi - wyjawił.
- Nie stawiam tez, mówię o pewnym zdarzeniu, o którym wiele osób wie. To było wiele lat temu, nie ma co z tego robić tajemnicy. Miał jakieś swoje pobudki - dodał.
Mówiąc o przeszłości należy wspomnieć, że za czasów Leśnodorskiego w Legii, właścicieli było trzech - oprócz niego i Mioduskiego, był też Maciej Wandzel (od września 2014 roku). I to właśnie jego aktualny szef Legii miał potem oskarżyć o konflikt, jaki wybuchł pomiędzy współwłaścicielami.
Mioduski następnie odkupił wszystkie udziały (w marcu 2017 roku) i zaczął panować samodzielnie. Leśnodorski uważa jednak, że w Europie jest "za mały", żeby zachowywać się tak, jak to miało miejsce w Alkmaar. Na nic jest nawet to, że piastuje wysokie stanowisko w European Club Association.
- Może teraz wydawało mu się, że jeżeli prasa pisze, że jest wysoko postawionym działaczem UEFA czy zrobił sobie ileś zdjęć z byłymi piłkarzami i innymi ludźmi ze struktur, to ta organizacja będzie słuchać, co ma do powiedzenia. Tak nie jest - przyznał Leśnodorski.
- To jest jednak sport. Jak grasz w Lidze Mistrzów, jesteś rozpoznawalny w Europie, to jesteś traktowany poważnie. Jeśli raz na kilka lat grasz w Lidze Konferencji i od razu jest z tego awantura i zamieszanie, to nie traktują cię poważnie - zakończył wątek.
Zobacz także:
Obrzydliwe zachowanie kibica. Jest reakcja klubu
Nieoczekiwane słowa Jana Tomaszewskiego po losowaniu grup Euro 2024