Raków Częstochowa dostał bolesną lekcję futbolu od Atalanty Bergamo na koniec rywalizacji w Lidze Europy. Zespół Dawida Szwargi marzył o wywalczeniu jeszcze przepustki do gry w Lidze Konferencji Europy, ale ostatecznie uległ włoskiej ekipie aż 0:4. Złudzenia zostały brutalnie rozwiane.
Po spotkaniu wielu graczy częstochowskiego zespołu wyglądało na rozczarowanych i niepocieszonych. Zapytaliśmy Bartosza Nowaka, czy miał poczucie, że starcie u siebie z Atalantą było rzeczywiście najtrudniejszym z tych spotkań fazy grupowej Ligi Europy. Na pewno skończyło się dla Rakowa najwyższą porażką. Jednocześnie jednak rywale do Sosnowca nie przyjechali wcale w najsilniejszym składzie. Padały hasła o grze "rezerwami" przez Atalantę.
- Niekoniecznie był to dla nas ten najtrudniejszy mecz w Lidze Europy. Musimy z pokorą na to spotkanie patrzeć, bo wynik był wysoki. Ja z boiska czułem natomiast, że byliśmy momentami blisko, a jednak daleko. Atalanta nas wcale aż tak piłkarsko nie zdominowała - przekonuje piłkarz Rakowa. - Po prostu: byli groźni, strzelili bramki, było widać po nich jakość, spokój, ogranie. A nam tego dnia kilku aspektów zabrakło - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Muriel siał popłoch
Nowak nie określałby składu Atalanty na to spotkanie mianem "rezerw": - To są po prostu zawodnicy, którzy aspirują do gry w pierwszej jedenastce włoskiego zespołu. Choć na pewno była to inna drużyna, niż grała z nami w pierwszym meczu. Nadal jednak pojawili się tu bardzo dobrzy piłkarze.
Z tamtego pierwszego spotkania w Sosnowcu zagrali tacy piłkarze jak Charles De Ketelaere, Luis Muriel czy rezerwowy w Bergamo Mario Pasalić. Zwłaszcza kolumbijski napastnik demolował w czwartek defensywę Rakowa, strzelając dwa gole. - Każdy, kto oglądał te mecze, widział jakość u np. Muriela. A tych zawodników z jakością było we włoskim zespole więcej - wskazuje Nowak.
30-latek wzdycha: - Przegraliśmy wysoko. Szkoda, planowaliśmy to inaczej. Mieliśmy swoje szanse i żal tych kilku sytuacji. Przynajmniej na jedną bramkę zasłużyliśmy z przebiegu spotkania, patrząc na to, ile okazji sobie wykreowaliśmy. Jest niedosyt.
Nawet jednego gola
Z trybun piłkarze Rakowa słyszeli głośne podpowiedzi, żeby strzelili choć tego jednego gola. Kibice mieli bowiem podgląd na to, co działo się równolegle w meczu Sporting - Sturm Graz. - W drugiej połowie trochę się otworzyliśmy, poszliśmy na fazy przejściowe. W efekcie zarówno Atalanta sobie stworzyła pewne sytuacje, jak i my. Szkoda, że nie udało się tego wykorzystać - podkreśla Nowak.
Teraz Rakowowi została walka o obronę mistrzostwa Polski. - Każdy zespół po to gra w lidze krajowej o czołowe lokaty, by właśnie w tych europejskich pucharach rywalizować. My w tym roku dotarliśmy tu, do tego etapu i będziemy się starali z tego wyciągnąć jak najwięcej - z tych starć z najlepszymi drużynami. Będziemy chcieli te pozytywne rzeczy wdrożyć i poprawić nasze mankamenty. Na pewno w Europie słowem-kluczem jest: intensywność. Na to trzeba zwrócić uwagę - mówi pomocnik.
Nowak od razu zaczął myśleć o niedzielnym meczu w lidze z Koroną Kielce: - Przed nami teraz ostatni mecz. Chcemy ten rok zakończyć zwycięstwem. Odpadliśmy z europejskich pucharów. Nie mówię, że wcześniej nie skupialiśmy się na lidze, ale teraz to starcie z jest dla nas kluczowe. Walczymy, by w kolejnym roku znów się w Europie znaleźć.
Piłkarz Rakowa przed starciem z potęgą. "Takie rzeczy opowiada się wnukom"
"Jaja". Eksperci bezlitośni dla Rakowa Częstochowa