Raków Częstochowa pokonał Koronę Kielce, natomiast trudno o zachwyty. Styl był co najmniej dyskusyjny. Dawida Szwargę mogą cieszyć jedynie trzy punkty, bo gra była daleka od oczekiwań. Mecz został - mówiąc kolokwialnie - przepchnięty przez mistrza Polski.
Była wstydliwa przegrana z rezerwami Atalanty, co skutkowało odpadnięciem z europejskich pucharów, a w niedzielę Raków niemiłosiernie męczył się z będącą tuż nad strefą spadkową Koroną. I ciężko o stwierdzenie, że jest to zasłużone zwycięstwo. Raczej bardzo szczęśliwe.
Częstochowianie samemu nie potrafili wykreować sobie w zasadzie żadnej sytuacji, więc z pomocą przyszła Korona, a konkretnie Piotr Malarczyk, który w 87. minucie strzelił gola plecami. Niestety dla niego trafił do swojej bramki. To był niesamowity zwrot akcji, bo dosłownie chwilę wcześniej Korona wyszła na prowadzenie po kapitalnej akcji, lecz VAR tego gola nie uznał, gdyż Jakub Konstantyn pomagał sobie ręką w momencie przyjęcia piłki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Na nic zdał się manewr trenera Dawida Szwargi z brakiem defensywnego pomocnika w składzie. Na papierze było to bardzo ofensywne ustawienie Rakowa, jednak na boisku kompletnie nie było tego widać. Piłkarze Rakowa sprawiali wrażenie bardzo zmęczonych. Nie potrafili przyspieszyć gry i wykreować wielu dogodnych sytuacji.
Dość powiedzieć, że jedną z ciekawszych sytuacji było pożegnanie Tomasa Petraska, które odbyło się w przerwie. Czech jest legendą Rakowa, a od pół roku gra w koreańskim Jeonbuk Hyundai Motors. Czy Konrad Forenc został zmuszony do jakiejś spektakularnej interwencji i musiał ratować swój zespół przed stratą gola? Niekoniecznie. Miał dobrą obronę na refleks w pierwszej połowie po dośrodkowaniu Srdjana Plavsicia i rykoszecie, w drugiej części odbił piłkę nogą po zagraniu Bartosza Nowaka niemal z linii końcowej. I to tyle.
Szczęśliwy gol samobójczy po rzucie rożnym, do tego jeszcze niewykorzystany rzut karny przez Fabiana Piaseckiego w ósmej minucie doliczonego czasu. W Częstochowie pewnie cieszą się, że ten rok już się kończy.
Oczywiście wynik mógł być inny, gdyby np. lepsze wybory podejmował John Yeboah. A tymczasem popsuł w zasadzie wszystko, co tylko się dało. Potrafił dobrze zacząć akcję, ograć jednego czy dwóch rywali krótkim dryblingiem, natomiast później szwankowało podanie lub wykończenie akcji. Parę razy był z piłką w polu karnym, lecz brakowało decyzji o strzale. Albo uderzał tak lekko, że Forenc spokojnie bronił.
Korona przez większość meczu w ogóle nie była zainteresowana grą w piłkę. Ograniczyła się do defensywy, w drugiej połowie bardzo głębokiej. W pierwszej też, ale wtedy były jakiekolwiek próby atakowania. Oglądaliśmy strzały z dystansu, choć bardzo lekkie i spokojnie radził sobie z nimi Vladan Kovacević. Raz został zmuszony do trudniejszej interwencji, gdy z ostrego kąta próbował zaskoczyć go Dawid Błanik. Mimo to mogła odnieść zwycięstwo, gdyby Kontantyn przyjmował piłkę minimalnie inaczej w akcji bramkowej. Tam decydowały centymetry.
Raków Częstochowa - Korona Kielce 1:0 (0:0)
1:0 Piotr Malarczyk (s.) 87'
Składy:
Raków: Vladan Kovacević - Fran Tudor, Adnan Kovacević, Stratos Svarnas - Deian Sorescu (87' Bogdan Racovitan), Władysław Koczerhin, Bartosz Nowak, John Yeboah (69' Ante Crnac), Marcin Cebula (81' Dawid Drachal), Srdjan Plavsić (69' Jean Carlos Silva) - Łukasz Zwoliński (81' Fabian Piasecki).
Korona: Konrad Forenc - Dominick Zator, Miłosz Trojak, Piotr Malarczyk, Marius Briceag - Jacek Podgórski, Yoav Hofmeister, Martin Remacle (63' Dalibor Takac), Nono, Dawid Błanik (82' Jakub Konstantyn) - Jewgienij Szykawka (73' Adrian Dalmau).
Żółte kartki: Sorescu (Raków) oraz Malarczyk (Korona).
Sędzia: Tomasz Musiał (Kraków).
CZYTAJ TAKŻE:
Złe wieści dla Jakuba Kiwiora. Arsenal szykuje wielki transfer
Absurdalna scena w Bundeslidze. Połasił się na gola [WIDEO]