Serbski obrońca Radovan Pankov trafił do Legii Warszawa przed obecnym sezonem. W rozmowie z WP SportoweFakty porównuje grę z "Wojskowymi" w Lidze Konferencji Europy z pucharowymi emocjami przeżywanymi wcześniej z Crveną Zvezdą Belgrad w Lidze Europy i Lidze Mistrzów. W tych ostatnich rozgrywkach miał okazję zagrać przeciwko Robertowi Lewandowskiemu, gdy Polak strzelał jeszcze gole dla Bayernu Monachium.
Serb wraca też do wydarzeń z Alkmaar, kiedy to wraz z Josue trafili do holenderskiego aresztu. W styczniu Pankov ma być przesłuchany w sprawie zarzutów o naruszenie nietykalności cielesnej jednego z ochroniarzy. Więcej o wydarzeniach po meczu AZ Alkmaar - Legia Warszawa pisaliśmy m.in. TUTAJ.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: Serbskie media sporo rozpisywały się o tarapatach, w jakie wpadł pan jesienią po meczu Alkmaar – Legia, kiedy wraz z Josue trafiliście w Holandii do aresztu. Po tych wydarzeniach dostał pan wsparcie z Serbii?
Radovan Pankov, piłkarz Legii Warszawa: Nie aż takie, jak tu, z Polski. Po prawdzie, byłem tym nieco rozczarowany. Najpewniej jednak w ojczyźnie mieli inne istotne sprawy, którymi byli wówczas zajęci. Największe wsparcie otrzymałem z mojego klubu i od moich kibiców. Muszę też zaznaczyć, że polski polityk, ówczesny premier Mateusz Morawiecki wstawił się za nami. Dzięki temu najpewniej mogliśmy opuścić areszt wcześniej.
Josue przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty, że dla niego wydarzenia z tamtej nocy były traumatycznym doświadczeniem. Jak pan to wszystko wspomina?
Tak było. Jesteśmy jednak mocnymi facetami, nie ma takich przeszkód, które nam mogą zaszkodzić w jakikolwiek sposób.
Na 11 stycznia zaplanowano pańskie przesłuchanie w sprawie wydarzeń w Holandii. Chodzi o domniemane naruszenie nietykalności cielesnej jednego z ochroniarzy.
Mam wrażenie, że w tym terminie je ostatecznie zaplanowano, bo wyszliśmy wówczas z aresztu w piątek dzięki wstawiennictwu Mateusza Morawieckiego, a do poniedziałku ten człowiek [ochroniarz - przyp. red.] miał termin ostateczny, by przedłożyć medyczną dokumentację, obdukcję. W międzyczasie prokuratura wyznaczyła termin na 11 stycznia. Myślę jednak, że to będzie tylko czysta formalność, bo dostałem akt oskarżenia, z którego wynika, że temu człowiekowi nic tak naprawdę nie jest.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Rozmawiamy po meczu z Cracovią. Ostatnio dwa razy z rzędu graliście ze sobą. Najpierw w niedzielę w Warszawie, a we środę w zaległym meczu ligowym w Krakowie.
Nie jest to typowa sytuacja. Dopiero co wygraliśmy z Cracovią 2:0, a teraz oni zwyciężyli 2:0. Musimy grać lepiej w krajowych rozgrywkach. Wierzymy jednak, że w przyszłym roku będziemy mistrzami Polski.
W lidze radzicie sobie w kratkę, ale za to w Europie jest za co was chwalić. Które - jak dotąd - spotkanie Legii w Lidze Konferencji było pana zdaniem najlepsze?
Myślę, że najciekawszym naszym meczem był ten rozgrywany u siebie przeciwko Aston Villi. To był jeszcze sam początek tych rozgrywek, dodał nam wiatru w żagle. Generalnie sądzę jednak, że rozegraliśmy w Europie sporo naprawdę przekonujących, dobrych spotkań. Zwłaszcza w fazie grupowej, ale też w kwalifikacjach. Z kolei najmniej korzystnie wyglądał ten mecz ze Zrinjskim w Bośni, ale jednak tam również zwyciężyliśmy.
Mecze w Europie w barwach Legii mogą się równać z wrażeniami zbieranymi przez pana w europejskich pucharach z Crveną Zvezdą Belgrad?
Rzeczywiście te starcia są podobnie emocjonujące. Kibice Legii dają nam niesamowite wsparcie. Kocham grać przed naszą publicznością, na naszym stadionie w Warszawie, przy Łazienkowskiej. Naprawdę to wsparcie bardzo mocno się odczuwa z boiska.
W barwach Crvenej Zvezdy więcej minut dostawał pan u Dejana Stankovicia, ale to pod skrzydłami Vladana Milojevicia przeżywaliście chyba najlepsze chwile dla klubu?
To były dwa najbardziej przepełnione sukcesami okresy w najnowszej historii Crvenej Zvezdy. Muszę wspomnieć jeszcze czas pracy z Milosem Milojeviciem. Nie grałem wówczas dużo, bo musiałem wracać po kontuzji, ale walczyłem o powrót. Natomiast co do Vladana Milojevicia - dał mi szansę w Zveździe, on się na mnie poznał i to dzięki niemu trafiłem do klubu z Belgradu. Z Vladanem Crvena Zvezda dwukrotnie rywalizowała w fazie grupowej Ligi Mistrzów. A później z Dekim Stankoviciem - również dwukrotnie, ze sporymi sukcesami, w Lidze Europy. Dotarliśmy przecież do 1/8 finału, to było piękne doświadczenie. Chciałbym znowu zagrać w Lidze Mistrzów, najlepiej z Legią.
Z Vladanem Milojeviciem w roli szkoleniowca mierzyliście się u siebie z Bayernem Monachium. Ostatecznie przegraliście jednak 0:6, a Robert Lewandowski nastrzelał wam wówczas aż cztery gole.
Tak było. Grałem w tym meczu przez pół godziny. Lewandowski faktycznie zdobył przeciwko nam aż cztery gole. Moim zdaniem "Lewy" jest jednak w top piątce najlepszych napastników w historii futbolu.
Prestiżowe wyróżnienie dla Kamila Grabary. Bramkarz zareagował nietypowo