Sprawa Daniego Alvesa ciągnęła się od 30 grudnia 2022 roku. Brazylijczyk miał wtedy dopuścić się napaści na tle seksualnym.
Dzień później na policję zgłosiła się 23-letnia ofiara zawodnika. 20 stycznia 2023 Alves został aresztowany. W trakcie postępowania wielokrotnie zmieniał wersję wydarzeń.
Utrzymywał, że jest niewinny, a do zbliżenia doszło za obopólną zgodną. Na początku tego roku na jaw wyszło, że w momencie zdarzenia znajdował się pod wpływem alkoholu.
ZOBACZ WIDEO: To musiało się wydarzyć. Jego historia trafiła na ekrany
- W żadnym momencie nie powiedziała mi, że tego nie chce. Nie uderzyłem jej ani nie rzuciłem na podłogę. Nie jestem brutalny. Nie powiedziała mi, że nie chce uprawiać seksu - mówił piłkarz w trakcie procesu, który odbył się w dniach 5-7 lutego (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Raporty medyczne potwierdziły jednak, że doszło do szarpaniny. Świadczyć miały o tym urazy ciała oraz siniaki na kolanach. Jego sprawa odbiła się szerokim echem w Hiszpanii. Chciano pokazać, że w kraju wszyscy są równi wobec prawa.
W czwartek (22 lutego) Dani Alves został wezwany do sądu, aby usłyszeć wyrok. Nie było go jednak w sali. Spędzi w więzieniu 4,5 roku. Ponadto będzie musiał zapłacić zadośćuczynienie w wysokości 150 tys. euro (około 650 tys. złotych).
- Oskarżony gwałtownie chwycił skarżącą, rzucił ją na ziemię i uniemożliwiając jej poruszanie się, doszło następnie do penetracji, mimo że skarżąca się na to nie zgodziła - tłumaczył sąd.
Daniemu Alvesowi przysługuje jeszcze możliwość wniesienia apelacji do sądu wyższej instancji.
Czytaj także:
- Fatalne informacje dla Rakowa. Piłkarz nie zagra do końca sezonu
- W Norwegii niepewność. "Zobaczymy inny styl gry Molde"