Rozbój w biały dzień. Lewandowski okradziony (OPINIA)

Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Cieszy powrót Roberta Lewandowskiego do wysokiej formy. Po meczu, w którym nie strzelił gola, brzmi to absurdalnie? Nic bardziej mylnego. Nie wszystko w piłce da się ująć liczbami. Czasem "czucie i wiara silniej mówi niż mędrca szkiełko i oko".

W tym artykule dowiesz się o:

Po czterech kolejnych meczach ze zdobytą bramką Robert Lewandowski tym razem nie powiększył swojego dorobku, ale mecz z Getafe (4:0) to kolejny dowód na to, że niepotrzebnie martwiliśmy się o "Lewego". Może nie jest to dyspozycja, którą Polak zgłasza swoją kandydaturę do Złotej Piłki czy FIFA Best, ale nie jest już tym nieporadnym i irytującym swoimi reakcjami oldbojem co kilka tygodni temu.

Mecz z Getafe skończył bez gola i asysty, co przy strzelaninie, jaką urządzili sobie mistrzowie Hiszpanii, każe sądzić, że Lewandowski znów był w czapce-niewidce. To krzywdzące spłycenie jego gry. Nie bójmy się powiedzieć tego głośno. Lewandowski w meczu z Getafe został okradziony. Nie chodzi o nieuznanego gola, bo ewidentnie spalił akcję (zobacz TUTAJ). Został okradziony przez kolegów z zespołu.

W spotkaniach z Getafe Lewandowski cierpi wyjątkowo, dlatego tym razem uciekał od brutalnie grających środkowych obrońców. Dawno (jeśli w ogóle?) "Lewy" nie czuł się tak dobrze jako fałszywa "9" i tylko niezdarności Raphinhi i Frenkiego de Jonga "zawdzięcza" to, że skończył spotkanie bez asysty. A mógł mieć trzy. Takie występy nie zdarzają mu się często.

ZOBACZ WIDEO: Barcelona ma kolejny wielki talent. Po tym golu komentator aż krzyczał

Pod koniec pierwszej połowy Raphinha w fatalny sposób zmarnował świetne prostopadłe podania od Lewandowskiego. Najpierw posłał piłkę w trybuny, a potem nieudolnie podawał jeszcze do Joao Feliksa. A w drugiej połowie de Jong ruszał się jak mucha w smole, kiedy próbował dojść do podania "Lewego". Gdyby był bardziej dynamiczny niż "Batory" w porcie, stanąłby oko w oko z bramkarzem.

To był rozbój w biały dzień. Paradoksalnie, Raphinha i De Jong byli bohateram Barcelony w sobotnie popołudnie, ale - jak na złość Lewandowskiemu - akurat w tych sytuacjach zachowali się, jakby występ w barwach Barcelony kupili sobie na aukcji charytatywnej. Aż strach pomyśleć, co hiszpańska prasa zrobiłaby z Lewandowskim, gdyby ten zachował się tak jak Raphinha i De Jong...

Barcelona wygrała 4:0, tymczasem Lewandowski został oceniony za ten występ bardzo, bardzo źle. Jakby brał udział w innym spotkaniu. Więcej TUTAJ. A algorytm SofaScore.com przyznał mu 6,2 (w skali 1-10) i to druga najniższa nota w spotkaniu. Niższą otrzymał jedynie Jose Carmona (5,9) z Getafe, a równie słabą otrzymało jeszcze trzech graczy gości.

W futbolu jednak (na szczęście), mimo postępującej cyfryzacji, pogoni za danymi i ich fetyszyzacją, wciąż jest jednak miejsce na "mickiewicza". Po obejrzeniu takiego występu Lewandowskiego i zapoznaniu się z jego podsumowaniami, "czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko".

Piłka nożna to sport zespołowy. Ma to swoje zalety, ale ma te wady, bo nie wszystko zależy tylko od ciebie. Gdyby Raphinha i de Jong nie spartaczyli takich podań "Lewego", mówilibyśmy wręcz o nowym otwarciu w karierze Polaka, który wzbogacił swój repertuar o kolejne zagrania. Tymczasem spadają na niego gromy.

A przecież nawet w sytuacji, w której zdobył nieuznaną bramkę, zachował się w sposób znamionujący wielką klasę. W świetny sposób przyjął piłkę, obrócił się z rywalem na plecach, zasłaniając mu dostęp do piłki i pewnym strzałem nie dał bramkarzowi szans na interwencję.

"Gra się do gwizdka", a Gaston Alvarez i David Soria nie wyglądali na kogoś, kto odpuścił. Po prostu nie byli w stanie zatrzymać "Lewego". Oczywiście, gola nie ma, ale to, że forma Lewandowskiego idzie w górę, jest oczywiste. Kto temu zaprzecza, ten albo nie ma pojęcia o dyscyplinie, albo ma interes w tym, by tego nie uznać.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty