Żubry objęły w tym meczu prowadzenie w 29. minucie po przepięknym strzale przewrotką z pierwszej piłki Kamila Zapolnika, ale później z rzutu karnego wyrównał Dani Ramirez, a w drugiej połowie dwa gole dla ŁKS-u zdobył Husein Balić. Zapolnik w 90. minucie wykorzystał jedenastkę dla Puszczy, ale ostatecznie trzy punkty pozostały w Łodzi. Więcej o meczu przeczytasz TUTAJ.
- Komentarz? Może być jeden. Gratulacje dla ŁKS-u, bo dawno nie wygrał meczu. Spodziewaliśmy się, że będzie bardzo zdeterminowany, ale chcę podkreślić, że to my mieliśmy wszystko w swoich rękach. W pierwszej połowie był moment, że prowadząc grę na pewnym poziomie, powinniśmy osiągnąć korzystniejszy wynik. Niestety wróciły stare błędy, które popełniamy, czyli po strzelonej bramce cofamy się i dajemy przeciwnikowi 3 czy 4 rzuty rożne, które kończą się interwencją VARu - skomentował na gorąco po meczu Tomasz Tułacz.
Inna sprawa, że zanim ŁKS Łódź objął prowadzenie, niepołomiczanie trzykrotnie obijali poprzeczkę bramki Aleksandra Bobka. Wszystkie trzy szanse miał Konrad Stępień.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo szaleje. Tylko zobacz, co zrobił na treningu
- Przegraliśmy mecz, bo nie wykorzystaliśmy sytuacji po stałych fragmentach gry. Popełnialiśmy trampkarskie błędy w defensywie. Szczególnie bramka na 1:3 to wstyd i tyle. Stawiamy się w trudnej sytuacji, aczkolwiek nie "beznadziejnej". Liczę na to, że zespół sam zadziała w taki sposób, że zrozumie, że to są rozgrywki wyższego szczebla i nie wolno sobie na pewne rzeczy pozwalać - przyznał szkoleniowiec Puszczy Niepołomice.
W 2024 roku Puszcza zdobyła zaledwie dwa punkty w czterech meczach. Co ciekawe, w każdym z nich obejmowała prowadzenie i je traciła. To może oznaczać, że w sferze mentalnej u piłkarzy tej drużyny nie jest najlepiej.
- To są obawy. Nie ma nic gorszego w życiu sportowca, jak obawy. Jak w życiu prywatnym człowiek się obawia, ma problemy, a co dopiero u sportowca. Pokazujemy i analizujemy, ale działania nie przynoszą skutku. Strzeliliśmy piękną bramkę, dostaliśmy owację od publiczności. I co zrobiliśmy? Pierwsza akcja jesteśmy we własnym polu karnym całą drużyną - tłumaczył trener ekipy z Małopolski.
- Mamy zawodników, którzy wielokrotnie grali w Ekstraklasie i mają doświadczenie, dzięki czemu powinni potrafić takie wyniki dowozić do końca. Liczę na to, ze jeszcze nic nie jest przegrane. Mam nadzieję, że zespół też będzie w to wierzył. Musimy podjąć pewne działania, by skończyć z takim sposobem grania - dodał.
Tomasz Tułacz zabrał również głos w sprawie pracy sędziów. Szczególne zastrzeżenia miał do tego, jak duży wpływ na płynność meczów ma wideoweryfikacja.
- Nie chcę mówić, że mamy pretensje do VAR-u, ale nie po to go wymyślono, żeby głównymi bohaterami byli panowie oglądający sytuacje boiskowe przed telewizorem. Nie odnoszę się do tego, czy był karny czy nie - czy ręka jest przypadkowa czy nie. Jednak to zmierza do tego, że nie ci, którzy grają, a ci, którzy obserwują są najważniejsi - skomentował trener Puszczy.
- Uważam, że polscy sędziowie sędziują bardzo dobrze. Nie chcę komentować wydarzeń z Hiszpanii. Nie rozumiem jednak, dlaczego najważniejszą osobą nie jest arbiter na boisku, tylko panowie za pulpitem. Ten przepis wchodził po to, by nie skrzywdzić żadnej drużyny na boisku. Popatrzmy: ile stempli kończy się żółtą kartką, a ile nie. Ile jest karanych odkopnięć piłki, odepchnięć. Sprawdzamy, czy ręka przy ciele jest ręką. Raz jest, a w innym przypadku nie jest. Nie oceniam, ale dla najtrudniejsza jest interpretacja zagrań, nawet identycznych - stwierdził.
- Wierzę w to, że sędziowie na boisku i ci z VARu chcą wykonać swoją pracę jak najlepiej. Nasi sędziowie są jednymi z najlepszych w Europie, ale są sytuacje, które trudno zrozumieć. A jak się przegrywa, trudno to przyjąć trenerom. Zazwyczaj tak jest, że jak drużyna wygrywa, to interpretacja oraz VAR nie przeszkadzają - zakończył Tomasz Tułacz.
Piłkarze z Niepołomic mają 22 punkty i zajmują 16. miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy. To pozycja zagrożona spadkiem. W najbliższą sobotę 9 marca Puszcza zagra w Krakowie z Rakowem Częstochowa.
Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj też: Mariusz Rumak ocenił blamaż w Częstochowie. "Raków nie zagrał nie wiadomo jak"