Mało kto spodziewał się, że w spotkaniu dwóch beniaminków w leniwe niedzielne popołudnie w Łodzi kibice będą świadkami takich piłkarskich fajerwerków, jakie zaserwował gracz Puszczy Niepołomice Kamil Zapolnik.
W 29. minucie pomocnik "Żubrów" popisał się kapitalnym uderzeniem przewrotką. Nie dość, że w ten efektowny sposób pokonał golkipera gospodarzy, to posłał jeszcze piłkę w same "widły" bramki Aleksandra Bobka. Za głowę złapali się zarówno jego koledzy, jak i rywale.
To był gol idealny, więc nic dziwnego, że film z trafieniem Zapolnika stał się viralem i zrobił furorę nie tylko w Polsce, ale i na świecie. - Znajomi oznaczali mnie w postach, wysyłali powtórki, gratulowali. Można powiedzieć, że znam już tę bramkę na pamięć - śmieje się piłkarz Puszczy.
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 3, 2024
Fenomenalna bramka napastnika Puszczy Niepołomice! Musicie to zobaczyć!
Transmisja meczu z ŁKS-em w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/Dacm2GZGSl pic.twitter.com/RIt8NRwVrr
Bramka była tak spektakularna, że gracza gości... brawami nagrodzili nawet fani ŁKS. - Było to miłe, bo rzadko się zdarza, że grasz na wyjeździe i kibice gospodarzy cię oklaskują. Widziałem to podczas meczu, podziękowałem kibicom ŁKS. To są takie chwile, które na dłużej zapadają w pamięci - mówi 31-latek w rozmowie z WP SportoweFakty.
Próby na betonie
Piłkarz Puszczy nie ukrywa, że to trafienie nie było dziełem przypadku. Zapolnik oddawał podobne uderzenia już na treningach. To niemal jego "znak firmowy".
- Dosyć często zdarzało mi się próbować takich strzałów na treningach. Można powiedzieć, że wreszcie dopiąłem swego. Swego czasu też w barwach GKS Tychy, bodaj w meczu z Zagłębiem Sosnowiec, udało mi się zdobyć bramkę z przewrotki. Wówczas sytuacja była nieco łatwiejsza, miałem łatwiejszą pozycję do uderzenia, z piłki kontrowanej, więc technicznie było to prostsze do wykonania - wspomina.
Tym razem było trudniej, ale i tak wpadło: - Trzeba było to zrobić idealnie technicznie, a jednocześnie nadać tej piłce siły. Cieszę się, że finalnie wyszło tak, jak wyszło.
W szatni Puszczy już zaczęły się komentarze - pół żartem, pół serio - o nominacji do Nagrody im. Puskasa. Tej, którą niedawno otrzymał Marcin Oleksy - przyznawaną przez FIFA za najlepszą bramkę roku. Nazwano ją na cześć słynnego węgierskiego piłkarza Ferenca Puskasa.
- Koledzy już mnie o to zagadywali. Wiadomo, to miłe, ale nie zagłębiałem się w ten temat. Wszystko na chłodno - nie podpala się pomocnik, który w niedzielę znalazł się na ustach kibiców z całej Polski.
ZOBACZ WIDEO: "Awaria transmisji". Ludzie przecierali oczy ze zdumienia
Jaką piłkarz Puszczy ma receptę na to, by opanować podobne uderzenia? Może nie aż tak efektowne, bo to z niedzieli trudno powtórzyć, ale na strzały przewrotką?
- Trzeba mieć do tego nosa. Ja od małego biegałem z piłką pod blokiem, nie przechodziłem wtedy szkolenia w żadnych szkółkach. Wiadomo, jak to bywa na podwórku: często nawet na betonie próbowało się takich uderzeń. Myślę, że to mogło mi zostać właśnie z lat młodzieńczych - zastanawia się.
Problem w Puszczy
Radość z dubletu zmącił jednak Zapolnikowi wynik końcowy. Walcząca o utrzymanie Puszcza niespodziewanie nie była w stanie nawet zremisować z ostatnim w tabeli PKO Ekstraklasy ŁKS.
Trener Tomasz Tułacz po spotkaniu utyskiwał, że jego zespół nie potrafi zarządzać meczem po wyjściu na prowadzenie.
- Niestety wróciliśmy do starych błędów, które popełnialiśmy. Po strzeleniu bramki cofamy się. Byliśmy nieskuteczni i popełnialiśmy trampkarskie błędy w defensywie, co przeciwnik wykorzystał - mówił Tułacz.
- Nie potrafimy dowieźć wyniku. Choć z perspektywy boiska wydawało mi się, że o ile w trzech poprzednich meczach rzeczywiście za mocno się cofnęliśmy, to z starciu z ŁKS nie wycofaliśmy się aż tak głęboko. Staraliśmy się grać w średnim pressingu. Zabiły nas błędy indywidualne. W naszej sytuacji, gdy każdy mecz jest dla nas jak finał, gramy o życie, nie możemy popełniać takich błędów - przyznaje Zapolnik.
Swoje zrobił też brak skuteczności. Sam Konrad Stępień trzy raz obijał poprzeczkę. - Szkoda tych sytuacji Konrada i jego samego. Trochę brakło nam szczęścia. Rzut karny dla ŁKS wynikał z czystego przypadku. To podcięło nam skrzydła przed samą przerwą. Później, po przerwie, mieliśmy dwie dobre sytuacje, a ich nie wykorzystaliśmy. Następnie głupi błąd i tracimy bramkę, napędzamy rywala kolejnymi pomyłkami. Jak chcemy w tej lidze zostać to nie możemy w kolejnym meczu na wiosnę prowadzić i nie dowieźć zwycięstwa. Tak się nie da - rozkłada nasz rozmówca Zapolnik.
I podkreśla: - W efekcie też ta moja bramka tak nie cieszy. Bo nie wywieźliśmy z tego punktów. I można uznać, że te moje bramki nic tak naprawdę zespołowi nie dały.
Nie bać się Rakowa
W najbliższej kolejce Puszcza podejmie Raków Częstochowa, który dopiero co na łopatki rozłożył Lecha Poznań (4:0), przezwyciężając wcześniejszy minikryzys. W takich okolicznościach "Żubrom" bardzo trudno będzie wyrwać choćby punkt, ale piłkarze Tułacza nie zamierzają składać broni.
- W naszej sytuacji nie możemy patrzeć na rywala, z każdym musimy grać o punkty. I przede wszystkim nie bać się tego przeciwnika. Wiadomo, że mecz z Rakowem będzie trudny. Widać, jak zespół z Częstochowy zareagował po tym nieudanym ostatnim okresie: wygrali 4-0 z Lechem. To pokazuje siłę tego zespołu - przyznaje Zapolnik.
31-lattek trafił do Puszczy w lutym zeszłego roku. Wcześniej grał w Miedzi Legnica, w karierze ma też występy m.in. w Górniku Zabrze czy GKS Tychy.
- Puszcza to specyficzny klub, jeśli chodzi o "rozmiar kapelusza". Wiadomo, jak jest teraz w Ekstraklasie, kluby działają na zasadzie minikorporacji. A u nas jest taka rodzinna, skromna atmosfera. To nas scala - podkreśla 31-latek, dodając: - Trzeba przenieść to na boisko i pokazać, że na boisku też jesteśmy jedną rodziną, jednym zespołem. Miejmy nadzieję, że już od meczu z Rakowem tę jedność będzie bardziej widać.
Probierz zainteresowany Hajdą?
Niedawno w rozmowie z nami trener Tomasz Tułacz przyznał, że prezes Puszczy rozmawiał z selekcjonerem Michałem Probierzem o jednym z zawodników niepołomickiej ekipy. - Nie wiem, czy dziś trener Probierz byłby zainteresowany powołaniem go, ale taka rozmowa nastąpiła. Wykorzystałem tę informację do rozmowy z tym graczem, by go podbudować - mówił nam szkoleniowiec.
Czy selekcjonerowi chodzi o niespełna 24-letniego pomocnika Wojciecha Hajdę. - Bardzo możliwe, bo Wojtek jest w dobrym wieku dla piłkarza. Prezentuje dobrą, równą formę. Reprezentacja zawodników do środka pola potrzebuje zawsze. Choć na pewno trzeba pytać samego zainteresowanego – uśmiecha się Zapolnik.
Gwiazdor Barcelony zabrał głos po kontuzji. "Nie miejcie wątpliwości"
"Spełniam sen". Koreańczyk zaskoczył wyznaniem o Polsce