LM: Atletico podpięło tlen. Emocje w Madrycie

PAP/EPA / JuanJo Martin / Na zdjęciu: Alvaro Morata (z prawej) i Nico Schlotterbeck
PAP/EPA / JuanJo Martin / Na zdjęciu: Alvaro Morata (z prawej) i Nico Schlotterbeck

Pierwsza połowa była koncertowa w wykonaniu Atletico Madryt. Mecz trwa jednak 90 minut, a po przerwie to Borussia Dortmund była lepsza i przed rewanżem przegrywa 1:2.

Pierwsza połowa to pełna dominacja Atletico Madryt. Gospodarze od gwizdka sędziego przejęli inicjatywę i już w 4. minucie wyszli na prowadzenie po fatalnym rozegraniu piłki przez Borussię Dortmund. Gregor Kobel nie najlepiej podawał do Iana Maatsena, który zachował się jeszcze gorzej, z czego w polu karnym skorzystał Rodrigo De Paul i nie dał szans bramkarzowi.

To nie był zresztą pierwszy i ostatni błąd BVB w defensywie. Po chwili gola piętką niemal nie zdobył Axel Witsel, który był na spalonym, lecz sędzia tego nie zauważył. Bardzo aktywny był Antoine Griezmann, który raz za razem napędzał ataki madrytczyków. Po jego dośrodkowaniu z rzutu rożnego Jose Maria Gimenez zgrywał futbolówkę na czwarty metr do Alvaro Moraty, a Hiszpan nie zdołał przekuć tego na gola.

Goście mieli ogromne problemy z pressingiem rywala, a ich pomyłki w tyłach tylko się mnożyły. Atletico zdołało to wykorzystać po raz drugi w 32. minucie. Po wyrzucie piłki z autu obrońcy patrzyli się na siebie, a ta tylko się od nich odbijała. W końcu trafiła do Griezmanna, który mięciutkim podaniem obsłużył Samuela Lino, a ten spokojnym, płaskim strzałem trafił na 2:0.

ZOBACZ WIDEO: Jak pracuje się z Probierzem? "Lewy" chwali selekcjonera

Tego gola poprzedziła jedna z nielicznych szans BVB. Po wrzutce z rzutu rożnego niepilnowany w polu karnym odnalazł się Felix Nmecha, jednak fatalnie główkował. Jeszcze w końcówce pierwszej odsłony z dystansu huknął Maatsen, ale nie zdołał się choćby po części zrehabilitować za błąd z początku spotkania - kapitalnie na linii kozłującą futbolówkę zatrzymał Jan Oblak.

Po przerwie obraz gry uległ zmianie. Borussia od razu przejęła inicjatywę, ale Atletico nie rozdawało prezentów po świętach. Dlatego też przyjezdni bili głową w mur, nie potrafiąc mocniej zagrozić przeciwnikowi. Podopieczni Diego Simeone robili to, co potrafią najlepiej - obrzydzali grę w piłkę, cofając się na własną połowę.

Nie dość, że dortmundczycy nie potrafili znacząco zagrozić bramce Oblaka, to sami byli bliscy stracenia kolejnego gola. Po wrzutce Griezmanna z rzutu wolnego z trzech metrów strzelał Lino, a Kobel jakimś cudem zdołał to wybronić.

Niewykorzystana sytuacja błyskawicznie się zemściła! Julian Brandt odnalazł w polu karnym podaniem Sebastiena Hallera, który po drobnym rykoszecie zachował przytomność umysłu i płaskim uderzeniem w krótki słupek przywrócił nadzieje swojemu zespołowi przed rewanżem.

Goście nacierali i to oni przejęli rolę Atletico z pierwszej odsłony. W końcówce meczu to banda Simeone broniła się coraz bardziej rozpaczliwie, a ratować musiała ich choćby poprzeczka po próbach Jamie'ego Bynoe-Gittensa i Brandta.

Ostatecznie Atletico po dwóch skrajnie różnych połowach pokonało Borussię 2:1 i na rewanż do Dortmundu jedzie z minimalną zaliczką. Na Signal Iduna Park wszystko będzie jednak możliwe i faworyta nie sposób wskazać.

Atletico Madryt - Borussia Dortmund 2:1 (2:0)
1:0 - Rodrigo De Paul 4'
2:0 - Samuel Lino 32'
2:1 - Sebastien Haller 81'

Składy:
Atletico Madryt:

Jan Oblak - Jose Maria Gimenez, Axel Witsel (90+1' Stefan Savić), Cesar Azpilicueta - Nahuel Molina (90' Saul Niguez), Marcos Llorente, Koke, Rodrigo De Paul (80' Angel Correra), Samuel Lino (90+1' Rodrigo Riquelme) - Alvaro Morata (64' Pablo Barrios), Antoine Griezmann.

Borussia Dortmund: Gregor Kobel - Julian Ryerson, Mats Hummels, Nico Schlotterbeck, Ian Maatsen - Marcel Sabitzer (84' Marco Reus), Emre Can (84' Salih Ozcan) - Jadon Sancho, Felix Nmecha (46' Julian Brandt), Karim Adeyemi (73' Jamie Bynoe-Gittens) - Niclas Fuellkrug (60' Sebastien Haller).
 
Żółte kartki: Lino, Llorente, Gimenez (Atletico) oraz Can, Maatsen (Borussia).
Sędzia:

Marco Guida (Włochy).

--> To był początek końca Grzegorza Krychowiaka
--> Carlo Ancelotti zachowuje spokój

Źródło artykułu: WP SportoweFakty