Piłkarze Barcelony wrócili do domów w świetnych humorach. Choć praktycznie nikt na nich nie stawiał, to goście z Katalonii zaskoczyli świetnym występem i wygraną z PSG 3:2. To, co pokazali w środowy wieczór, spodobało się wielu obserwatorom.
Wśród nich jest Guillermo Amor, legenda klubu, piłkarz, który występował w pierwszej drużynie przez 10 lat (1988-1998), a wcześniej trenował w słynnej szkółce La Masia.
56-letni obecnie Amor to jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy w historii klubu. Mistrzostwo Hiszpanii zdobywał pięć razy. Przed dekadę rozegrał 567 spotkań dla Barcelony, w których strzelił 92 gole.
Do szkółki Barcelony trafił w 1980 roku, a już dwa lata później, jako 15-latek, rozegrał pierwszy mecz w barwach Dumy Katalonii, zastępując na boisku Diego Maradonę! W sumie zdobył z Barceloną aż 19 trofeów.
Kiedy opuszczał klub w 1998 roku, był jego najbardziej utytułowanym piłkarzem. Dziś znów pracuje dla Dumy Katalonii, tym razem w departamencie komunikacji i mediów. A kilkanaście godzin po wielkiej wiktorii w Paryżu Amor skomentował boiskowe wydarzenia dla WP SportoweFakty.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak się panu podobał środowy mecz, a przede wszystkim wynik?
Guillermo Amor, były piłkarz Barcelony, zwycięzca Pucharu Europejskich Mistrzów Klubowych (1992), dwóch Superpucharów Europy, dwóch Pucharów Zdobywców Pucharów, trzech Pucharów Króla, czterech Superpucharów Hiszpanii, pięciokrotny mistrz Hiszpanii:
Bardzo mi się podobał. A rezultat? Jest więcej niż dobry. Zwłaszcza jeśli spojrzymy na to w szerszym kontekście. Czyli, bo to koniecznie trzeba zrobić – podkreślając wielką klasę rywala i fakt, że graliśmy na jego terenie. Trudno byłoby się nie cieszyć po takim występie drużyny.
To co się panu najbardziej podobało w grze Barcelony?
Przede wszystkim właśnie fakt, że w pełni stawiła czoła tak silnego rywalowi na jego terenie. Już abstrahując od samego wyniku, Barcelona była po prostu godnym rywalem PSG. Z przodu zrobiła swoje, ale z tyłu też, bo trzeba podkreślić, że zespół bronił bardzo dobrze.
Po tym wyniku zmienił się faworyt tego dwumeczu?
Ten mecz jeszcze o niczym nie zadecydował. Chyba każdy się zgodzi ze mną, jeśli powiem, że sprawa awansu jest totalnie otwarta. W przyszłym tygodniu czeka nas po prostu kolejny "finał".
Rozmawiałem niedawno z Robertem Lewandowskim, który powiedział, że ewentualne pokonanie PSG zbudowałoby zespół do końca sezonu. Taki awans faktycznie byłby chyba bardzo ważny nie tylko sportowo, ale i mentalnie. Nawet, a być może przede wszystkim, dla waszego księgowego?
Zwycięstwa w Europie zawsze pomagają we wszystkim. Nie ma co ukrywać, że finansowo też, to z wielu względów oczywiste. Ale najważniejszy był, jest i będzie aspekt sportowy. To się nigdy nie zmieni, bo idąc dalej zachowujesz szansę na zrobienie czegoś ważnego, na zdobycie tytułu. A to znów nakręca wszystko.
ZOBACZ WIDEO: Jakie jest największe osiągnięcie "Lewego"? "Nigdy o tym nie marzyłem"
Jednym z autorów zwycięstwa Barcelony był Robert Lewandowski. Jak pan ocenia jego występ i szanse na to, że zostanie na kolejne sezony w Barcelonie?
To był bardzo dobry występ. Tutaj nie mam wątpliwości. Natomiast co do jego przyszłości. Proszę zrozumieć. To jakby nie moja rola przewidywanie tego, co może nastąpić.
Zatem jeszcze pytanie o szansę na wygranie ligi hiszpańskiej… Osiem punktów straty do Realu oznacza, że takowych już nie ma?
Tak bym nie powiedział. Jeśli o to mnie pan pyta, to według mnie trzeba naciskać na rywali do samego końca, aż do momentu, gdy – odpukać – nie ma już nawet matematycznych szans na tytuł. Ale dopóki one istnieją, choćby nie były duże, trzeba walczyć. I na to właśnie liczę.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty