Biało-czerwono-białych można chwalić za wiele fragmentów tego spotkania, ale przede wszystkim za pierwszą połowę. Łodzianie objęli prowadzenie w 19. minucie dzięki bramce Kaya Tejana. Szczegóły TUTAJ.
- Myślę, że to była bardzo dobra połowa w naszym wykonaniu. Początek może troszkę nerwowy, ale z każdą minutą już czuliśmy się coraz lepiej. Łapaliśmy pewność w grze, dzięki czemu zdobyliśmy bramkę. Oczywiście mieliśmy też kilka sytuacji, ale co najważniejsze było, że oprócz tych działań ofensywnych potrafiliśmy też w odpowiedni sposób zareagować na grę przeciwnika i na to, co się dzieje na boisku. Mam tutaj na myśli oczywiście nasze działania defensywne - powiedział na konferencji prasowej Marcin Matysiak.
Cztery minuty po przerwie wyrównał Jardel. ŁKS potrafił na to odpowiedzieć golami Tejana i Engjella Hotiego. Jednak w doliczonym czasie drugiej części gry dostał jeszcze gola na 3:2.
ZOBACZ WIDEO: Czy Lewandowski zostanie prezesem PZPN? Mamy odpowiedź
- Bardzo fajnie zareagowaliśmy na stratę bramki. To było kapitalne, że pomimo tych trudności, wiemy w jakiej jesteśmy sytuacji, zespół się odbudował i zdobyliśmy bramkę na 2:1. Później czerwona kartka dla przeciwnika oczywiście troszkę nam ułatwiła zadanie. Później strzeliliśmy na 3:1 i przyszedł taki moment, że nie zamknęliśmy tego meczu. Gdybyśmy to zrobili, już nie martwilibyśmy się o końcowy wynik. A tak w tym doliczonym czasie było dosyć nerwowo i myślę, że nie wybaczylibyśmy sobie, jeżeli ten mecz byśmy zremisowali - przyznał szkoleniowiec.
I właśnie o te stracone gole trener Łódzkiego Klubu Sportowego został zapytany przez jednego z dziennikarzy. Szczególnie, że już w tym sezonie zdarzało się tej drużynie tracić prowadzenie.
- Najpierw przeanalizuję i zobaczę, czy nie mieć pretensji do siebie, jako do trenera. Kiedy wychodzi się na drugą połowę, przestrzega się zespół, żeby być czujnym przez te pierwsze minuty, bo wiadomo, że drużyna przeciwna nie ma nic do stracenia. Tam był też prawdopodobnie rykoszet,, ale oczywiście mogliśmy wcześniej zareagować, żeby do tego strzału nie dopuścić. A druga bramka, którą straciliśmy, to też efekt nonszalancji, która się wdała w nasze szeregi i już myślę, że poczuliśmy się, że ten mecz jest skończony, kiedy sędzia doliczył trzy minuty. Musimy wyciągnąć te wnioski, bo Ekstraklasa takich błędów nie wybacza - odpowiedział.
Marcin Matysiak podzielił się też refleksją, która nasunęła mu się po końcowym gwizdku spotkania z Radomiakiem Radom.
- Dostałem taką fajną wiadomość od przyjaciela, który napisał mi, że oprócz tego, że zdobyliśmy trzy punkty, to również zdobyliśmy drużynę, a na boisku było widać zespół przez duże "Z". Myślę, że to bardzo dobrze obrazuje to, co było na boisku i również poza nim. Mam tutaj na myśli zawodników, którzy wchodzili, tych, którzy byli w kadrze oraz to, co było później w szatni - zdradził.
- Przede wszystkim zależało nam na tym, że kiedy nie byliśmy w stanie odebrać wysoko piłki, musieliśmy być całą drużyną "pod piłką", tak żeby w odpowiedni sposób zamykać przestrzenie. Oczywiście też były takie momenty, że wychodziliśmy wysoko do przeciwnika i miał on problem z tym, żeby wyprowadzić piłkę od własnej bramki. To jest fajne, bo nad tym pracowaliśmy i to też był nasz plan na mecz - podsumował Matysiak.
Sytuacja beniaminka z Łodzi dalej jest bardzo trudna. Jednak po tej kolejce przeskoczyła ona w tabeli Ruch Chorzów i po wielu miesiącach opuściła ostatnie miejsce w tabeli. Dalej jednak do bezpiecznej pozycji ełkaesiacy tracą osiem punktów. W następnej serii gier podejmą Lecha Poznań w niedzielę, 21 kwietnia o 15:00.