W ostatnich tygodniach o Ferminie Lopezie zrobiło się głośno w hiszpańskich i światowych mediach. 20-letni pomocnik najpierw strzelił bramkę na Santiago Bernabeu w przegranym 2:3 meczu z Realem Madryt. Potem miał swój udział w pokonaniu na Stadionie Olimpijskim Valencii 4:2.
Jeszcze dwa lata temu przyszłość Lopeza nie rysowała się w tak jasnych barwach. Jako 18-latek został wypożyczony z FC Barcelony do trzecioligowego Linares Deportivo. To właśnie tutaj, wiosną 2023 roku, miał się znaleźć na radarze Rakowa Częstochowa.
Wtedy nie zanosiło się na to, aby Lopez miał się stać gwiazdą pierwszego zespołu FC Barcelony. Wobec powyższego jego menedżer zdecydował się szukać piłkarzowi nowego klubu. Jedną z opcji była gra w zespole mistrza Polski. Zawodnik poprzez występy w europejskich pucharach mógł się pokazać i liczyć na transfer do lepszej ekipy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką robią cuda. To po prostu trzeba zobaczyć
Dziennikarz Tomasz Włodarczyk z portalu Meczyki.pl dowiedział się, że ustalono nawet kwotę odstępnego. Raków miał zapłacić za młodego pomocnika tylko 600 tys. euro (nieco ponad 2,5 mln złotych), czyli naprawdę niewielkie pieniądze.
Po zakończeniu sezonu 2022/2023 z zespołu odszedł jednak trener Marek Papszun. Jego następcą został Dawid Szwarga. Do transferu hiszpańskiego piłkarza ostatecznie nie doszło, bo nie został on pozytywnie zweryfikowany.
Redaktor Włodarczyk stwierdził, że Lopez miał "nie pasować do koncepcji". Uznano, że nie będzie z niego większego pożytku w polu karnym.
Tymczasem Hiszpan powrócił z wypożyczenia do Barcelony i z czasem dostawał coraz więcej minut od trenera Xaviego. Z pewnością teraz nie żałuje, że nie zdecydował się wcześniej odejść z klubu. Piłkarz otrzymał nowy kontrakt, który jest ważny do 2027 roku, z klauzulą wykupu w wysokości... 400 mln euro.
Czytaj także:
Szokujące 4 minuty w Monachium. Real miał wszystko pod kontrolą i nagle stało się to
Vinicius uciszył kibiców w Monachium. Bajeczne podanie Kroosa [WIDEO]