Niemal dokładnie rok temu Łukasz Zwoliński był pełen entuzjazmu, gdy przechodził z Lechii Gdańsk do Rakowa Częstochowa. Bardzo mocno chciał go mieć w zespole Dawid Szwarga. Zwoliński poświęcił dużo czasu, by jak najszybciej przyswoić zasady, które panowały u ówczesnego mistrza Polski.
- Wziąłem to sobie za punkt honoru. Nie mogłem pozwolić sobie, żeby stracić choć jeden mecz, by sobie przyswoić zasady tu panujące - mówił nam Zwoliński po dwóch meczach na początku poprzedniego sezonu, w których strzelił po dwa gole (-----> WIĘCEJ).
Ostatecznie jednak nie mógł zaliczyć sezonu do udanych. Raków nic nie wygrał pod wodzą Dawida Szwargi, a Zwoliński zakończył zmagania z zaledwie ośmioma trafieniami.
Jak się okazało, parę tygodni później nadeszły dla niego jeszcze gorsze informacje. Otóż wracający do Rakowa trener Marek Papszun nie widział go w zespole. Zwoliński nie został zabrany na obóz do Arłamowa i trenował indywidualnie.
Było pewne, że to jego koniec w ekipie z Częstochowy i czym prędzej się wyrwie, tym lepiej dla niego. Spekulowano o Górniku Zabrze, natomiast ostatecznie trafił do pierwszoligowej Wisły Kraków. Początkowo brakowało pełnego porozumienia, ale w poniedziałek transfer został oficjalnie "przyklepany". Wisła potrzebowała napastnika, bo w kadrze figurował jedynie Angel Rodado.
Zwoliński podpisał z Wisłą dwuletni kontrakt, ale na debiut będzie musiał chwilę poczekać. Nie może być zgłoszony do meczów I rundy eliminacji Ligi Europy, a w Betclic I lidze Wisła przełożyła swoje spotkanie w 1. kolejce. Najwcześniej będzie mógł więc wystąpić 28 lipca przy okazji domowej rywalizacji z Polonią Warszawa.
ZOBACZ WIDEO: Lamine Yamal odkryciem i gwiazdą Euro 2024. "Co dalej?"
CZYTAJ TAKŻE:
Nagły zwrot akcji. Blaz Kramer wraca do Warszawy
Holenderski napastnik w Cracovii. Transfer definitywny