Jeśli rację miał Leszek Miller i prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, to Robert Lewandowski-reprezentant ma problem. Przez dekadę pracował na swój pomnik przed Stadionem Narodowym w Warszawie, a teraz zburzył niemal gotową statuę. W dwa tygodnie napisał polską wersję powieści "Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi".
To było 14 dni, które wstrząsnęło reprezentacją Polski najmocniej od "afery na Okęciu" w 1980 roku. Jeśli ktoś 26 maja trafił na bezludną wyspę, a 8 czerwca został odnaleziony, to nie uwierzyłby w sekwencję zdarzeń. Myślałby, że ma omamy albo ktoś go wkręca.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To był niesamowity wyścig. Piłkarze zmierzyli się z bolidem
Dezercja
25 maja w meczu z Athletikiem Bilbao (3:0) "Lewy" przerywa trwającą 46 dni, czyli długą jak na siebie, niemoc strzelecką. Na Nuevo San Mames kompletuje dublet i pokazuje, że w końcu nie ma śladu po urazie uda, którego doznał pięć tygodni wcześniej. Kibice reprezentacji zacierają ręce, bo zdrowy "Lewy" i w takiej formie przyda się w Helsinkach.
Wtem kilkanaście godzin później Lewandowski ogłasza, że nie weźmie udziału w czerwcowym zgrupowaniu. Jest zdrowy, ale doskwiera mu "natężenie sezonu klubowego", a "organizm daje sygnał, że trzeba odetchnąć". I pisze to wszystko tuż po występie w meczu, w którym wcale nie musiał grać - Barcelona miała zapewnione mistrzostwo, a on nie miał szans na dogonienie Kyliana Mbappe.
Jest pierwszym w historii kapitanem reprezentacji Polski, który rezygnuje z udziału w zgrupowaniu drużyny narodowej w oficjalnym terminie FIFA, choć jest zdrowy. A w dniu zbiórki kadrowiczów w Katowicach "Bild" publikuje wywiad z Lewandowskim, w którym ten deklaruje, że "fizycznie czuje się bardzo silny", a "jego wiek biologiczny to 30 lat" i cieszy się na 6-7 tygodni urlopu.
Niespodzianka
6 czerwca niespodziewanie przylatuje jednak do Chorzowa, by wziąć udział w pożegnaniu Kamila Grosickiego. Przyjeżdża do hotelu, ale nawet nie dostaje reprezentacyjnego uniformu. Nie bierze udziału w odprawie. Na Stadionie Śląskim chodzi w cywilnym ubraniu i nie wchodzi do szatni. Pojawia się za to przy ławkach rezerwowych w trakcie hymnu, choć nie powinno go tam być, bo nie jest wpisany do protokołu.
W międzyczasie udziela wywiadu TVP Sport, ale jego tłumaczenia nie są przekonujące. Owszem, to był pierwszy sezon w karierze, w którym trzykrotnie pauzował z powodu urazów, a mimo to ostatni raz więcej meczów niż teraz (51) rozegrał jako 20-latek w sezonie 2008/2009 (57), jeszcze w Lechu Poznań.
Z drugiej strony, po występie w Bilbao miałby tydzień odpoczynku przed zgrupowaniem reprezentacji, a mecze z Athletikiem i Finlandią (towarzyskie spotkanie z Mołdawią selekcjoner by mu odpuścił) dzieliło 16 dni. To więcej niż wynosiła jego przerwa w treningach po urazie uda. Nie mówiąc o tym, co powiedział "Bildowi".
Reakcja łańcuchowa
Sprawa cichnie na na blisko dwa dni i w niedzielę wieczorem Michał Probierz zdalnie, bo już z Helsinek, detonuje bombę: Robert Lewandowski przestaje być kapitanem reprezentacji Polski. Reakcja jest łańcuchowa - napastnik Barcelony deklaruje w rewanżu rezygnację z gry w drużynie narodowej, dopóki selekcjonerem będzie Probierz.
Zadziwia mnie szybkość, z jaką Lewandowski ogłosił swoją rezygnację decyzję. Komunikaty PZPN i "Lewego" dzieli pół godziny. Trudno nazwać to przemyślaną decyzją. Chyba że tylko czekał na ten ruch Probierza. Że sprowokował selekcjonera do takiego posunięcia. Nie podejrzewam go jednak o taką przebiegłość. Nikt tu nie grał w szachy 3D. Wolę wierzyć w to, że piłkarz podjął decyzję na gorąco, w emocjach niż z wyrachowaniem zaaranżował okoliczności.
Pierwszy w historii
Efekt jest jednak taki, że Lewandowski po odebraniu opaski zrezygnował z dalszej gry w drużynie narodowej. Kapitan reprezentacji Polski to nie tytuł "dożywotni" i "Lewy" nie jest pierwszym zdegradowanym, ale pierwszym, który po pozbawieniu tej funkcji obraził się na selekcjonera i zawiesił reprezentacyjną karierę.
Nie odważyły się na to takie postacie jak Wacław Kuchar, Włodzimierz Lubański, Wojciech Rudy, Władysław Żmuda, Waldemar Prusik, Roman Kosecki, Jacek Bąk i Jakub Błaszczykowski. Tracili opaskę (w różnych okolicznościach), ale pozostawali do dyspozycji selekcjonera.
Temu ostatniemu w 2014 roku Adam Nawałka odebrał opaskę, by przekazać ją właśnie Lewandowskiemu. Selekcjoner postanowił w ten sposób wzmocnić pozycję "Lewego" w zespole i podbudować napastnika, który choć rozgrywał już wielkie mecze w barwach Borussii i był bohaterem głośnego transferu do Bayernu Monachium, w reprezentacji zawodził.
Efekt? Piorunujący! Do listopada 2013 roku, czyli do początku kadencji Nawałki, Lewandowski strzelił dla Biało-Czerwonych 18 goli w 58 meczach, a pod wodzą Nawałki zdobył 37 goli w 40 występach. Został królem strzelców el. Euro 2016 (16) i MŚ 2018 (15), bijąc rekordy tych rozgrywek.
"Kuba" zawstydził Lewandowskiego
Dziś Lewandowski rzuca focha i sprzętem, choć dwa tygodnie temu to on sam wypiął się na reprezentację. A co zrobił "Kuba" po drastycznej decyzji Nawałki? Nie zareagował w pierwsze tempo. Zapadł się pod ziemię, ale przełknął tę gorzką pigułkę.
A był w trudniejszej sytuacji od Lewandowskiego. W styczniu 2014 roku doznał poważnej kontuzji kolana, przez którą pauzował 230 dni. Gdy kilka miesięcy później rodziła się wielka drużyna Nawałki, Błaszczykowski przy tym nie było. Ominął go historyczny triumf z Niemcami (2:0) i cały udany początek eliminacji Euro 2016.
Gdy po 571 dniach ponownie zagrał w kadrze, to jako zdegradowany. By nie powiedzieć: upokorzony. O tym, że Nawałka pozbawi go opaski, dowiedział się nie od selekcjonera, tylko z mediów.
Nie bez znaczenia jest też kontekst. Od kilku lat rywalizowali z Lewandowskim o status w reprezentacji, a do tego ciągnął się za nimi konflikt z Borussii. Podporządkował się jednak zwierzchnictwu "Lewego" i przyjął zasady Nawałki. Z pożytkiem dla zespołu, bo w drugiej części eliminacji zadomowił się w drużynie, na Euro 2016 pojechał już jako gracz pierwszej "11", a we Francji był w doskonałej formie.
Dla reprezentacji wszystko
By zaistnieć w kadrze Nawałki, naraził swoją karierę. W listopadzie 2015 roku, jako zawodnik Fiorentiny, wbrew woli trenera Violi Paulo Sousy, poleciał na zgrupowanie reprezentacji. Wrócił do Florencji z urazem i do "11" drużyny klubowej już nie wrócił. Fiorentina ostatecznie nie zdecydowała się na wykupienie go z Borussii.
Ryzyko podjął też przed MŚ 2018. Jego udział w mundialu stał pod dużym znakiem zapytania. W sezonie 2017/18 miał niekończące się problemy z plecami. Sztab medyczny VfL Wolfsburg nie potrafił mu pomóc i długo blokował jego rehabilitację w Polsce. "Kuba" uparł się jednak, by pracować w Płocku z Leszkiem Dyją i dopiero ta terapie przyniosła mu ulgę.
Gdy po MŚ 2018 po Nawałce kadrę przejął Jerzy Brzęczek, Błaszczykowski choć już tylko w roli zmiennika - był w reprezentacji. Za lojalność wobec kadry (i wujka) zapłacił wysoka cenę, bo to w meczu el. Euro 2020 z Austrią (0:0) doznał urazu mięśniowego, który był początkiem jego końca. A miał dopiero 33 lata.
Nawałka decyzją o przekazaniu Lewandowskiemu opaski stworzył potwora, ale historia pokazała, komu opaska się przydała, a kto na nią naprawdę zasługiwał.
Przetrwał aferę premiową
Lewandowski był najdłużej urzędującym kapitanem reprezentacji Polski w historii. Jego kadencja trwała 11 lat. Pełnił tę zaszczytną funkcję w 91 meczach - to też rekord. Ale to, na co zdecydował się Probierz, mogło wydarzyć się wcześniej.
W zdrowo funkcjonującej albo w dobrze zarządzanej drużynie mógłby stracić funkcję już w wyniku afery premiowej na MŚ 2022 i zachowaniu wobec niej. I być może straciłby, gdyby afera nie zmiotła samego Czesława Michniewicza. Fernando Santosa sprawa niedoszłej premii od premiera Mateusza Morawieckiego nie obchodziła. Podobnie jak wszystko inne związane z Biało-Czerwonymi.
A Probierz po zastąpieniu Portugalczyka miał na głowie inne problemy. Afera premiowa i udział w niej "Lewego" był wtedy zamierzchłą przeszłością, a półmetek nieudanych eliminacji Euro 2024 nie był właściwym momentem na wrzucanie granatu szatni. Potrzebował wszystkich rąk na pokładzie.
Teraz granice zostały przekroczone i Probierz w zasadzie nie miał wyjścia. Piłkarska szatnia to nie miejsce na demokrację, ale zaryzykuję stwierdzenie, że wynik (anonimowego bądź nie) głosowania nad sprawą Lewandowskiego potwierdziłby, że w tej sytuacji kadrowicze są po stronie selekcjonera. Probierz stracił "Lewego", ale zyskał drużynę.
Lewandowski powinien wziąć przykład z "Kuby". On wiedział, że żaden piłkarz nie może czuć się większy od zespołu. Albo że przynajmniej nie powinien tego demonstrować... Probierz położył kres patologicznej sytuacji, w której każdy selekcjoner po Nawałce musiał ułożyć sobie relacje z kapitanem i każdy nowo wybrany opiekun drużyny narodowej na pierwszą wizytę zagraniczną wybierał się na audiencję do Monachium albo Barcelony...
Jakimkolwiek wynikiem zakończy się mecz z Finlandią, "Lewy" będzie przegrany. Polska wygra? Poradziła sobie bez niego. Polska nie wygra? Zdezerterował i jeszcze zatruł atmosferę. Zupełna autodestrukcja najlepszego polskiego piłkarza w historii.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty