Widzew Łódź grał na stadionie uczestnika eliminacji Ligi Konferencji o drugie zwycięstwo w sezonie PKO Ekstraklasy. Dzięki dwóm bramkom Sebastiana Bergiera odwrócił wynik 0:1 na 2:1 i utrzymywał go do końca podstawowego czasu. Dużo zapowiadało, że Widzew wróci do Łodzi z kompletem punktów, tymczasem wrócił bez choćby jednego. W doliczonych minutach stracił dwa gole po strzałach Jesusa Imaza oraz Afimico Pululu.
- Daliśmy Jagiellonii prezent. Do 25. minuty nie weszliśmy w mecz, ale później aż do 90. minuty graliśmy dobrze. Trudno było ocenić, która drużyna była lepsza. Na koniec jednak daliśmy rywalowi wszystko, popełniając kilka dziecinnych błędów - mówi trener Żeljko Sopić na konferencji prasowej.
Widzew, a konkretnie Rafał Gikiewicz i Mateusz Żyro, oddali piłkę zawodnikom Jagiellonii przy rozstrzygającym golu. Tylko trochę mniej naganne było zachowanie gości przy wyrównującym golu Jesusa Imaza. Szkoleniowiec nie diagnozował tej sytuacji na konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: Absurdalna sytuacja w amatorskiej lidze. Najbardziej groteskowe pudło roku
- Wiem, kto był odpowiedzialny za pilnowanie Imaza, ale nie jestem osobą, która będzie wskazywać palcem winnego. To dzieje się w szatni. Powinniśmy skupić się na tym, jak śmiesznie doprowadziliśmy do rzutu rożnego. Mamy pewne zasady, których drużyna powinna trzymać się w grze - mówi rozgoryczony Sopić.
- Niewykorzystane sytuacje analizuje się szczególnie po takich meczach. Patrzymy na niego przez pryzmat ostatnich pięciu minut. Nie powinniśmy doprowadzić do straty bramek w taki sposób - podsumowuje Chorwat.
Widzew powróci na własny stadion i podejmie GKS Katowice.