Analiza SportoweFakty.pl - Jak oni sobie radzą?

Wystarczyło, że odszedł z ekstraklasy a już strzela bramki - to echa wydarzeń ostatniego piłkarskiego weekendu w Europie. Peruwiańczyk Hernan Rengifo zdobył swojego pierwszego gola dla cypryjskiej Omonii Nikozja w meczu ligowym przeciwko APOP Kinyras Peyias. Udany start Rengifo na Wyspie Afrodyty skłonił nas do przyjrzenia się, jak wiodło się czołowym piłkarzom i trenerom, którzy zarabiali na chleb w naszym kraju, po wyjeździe z Polski.

Marcin Foltyn
Marcin Foltyn

Promocja po polsku

Obcokrajowcy potrafią się wypromować nawet w lidze polskiej. Wbrew obiegowym opiniom traktującym o słabości naszej ekstraklasy, kilku piłkarzom udało się zwrócić na siebie uwagę ze strony silniejszych klubów europejskich. Koronkowym przykładem jest Nigeryjczyk Kalu Uche, który z Wisły Kraków trafił do hiszpańskiej Almerii. Hiszpański etap kariery Uche, poprzedziło jeszcze wypożyczenie do Girondins Bordeaux, jednak tam skrzydłowy nie zachwycił i wrócił z podkulonym ogonem na Reymonta. Warto zauważyć, że Uche nie poradził sobie we francuskim klubie, jeszcze przed erą Laurenta Blanca, który dopiero później przypomniał "Żyrondystom" lata świetności. Zresztą okoliczności jego odejścia z Krakowa były równie kontrowersyjne, co Hernana Rengifo z Lecha. Być może właśnie dlatego, mając w pamięci sytuację z niedoszłym transferem Nigeryjczyka do Ajaxu Amsterdam i zawieszenie zawodnika, działacze tak łatwo oddali go do Almerii. Tam natomiast Uche radzi sobie świetnie. Będąc już graczem hiszpańskiego zespołu, zapracował sobie na zaufanie selekcjonera reprezentacji Nigerii i wreszcie na dobre zaistniał w kadrze. Zaowocowało to m.in. powołaniem na niedawno zakończony Puchar Narodów Afryki, który odbywał się w Angoli. Drugim zawodnikiem, który zrobił niezłą karierę za granicą, jest były obrońca Groclinu Dyskobolii, Chorwat Ivica Kriżanac. Gdy opuszczał Wielkopolskę w przerwie zimowej sezonu 2004/2005, odchodząc do Zenitu St. Petersburg, nikt nie spodziewał się, że to jest strzał w dziesiątkę. Wraz z rosyjskim zespołem zdobył m.in. Puchar UEFA i Superpuchar Europy oraz zagrał w elitarnej Lidze Mistrzów. Podobnie jak Uche, tak i Kriżanac zaistniał w reprezentacji. Niestety nie na długo, bowiem impulsywny charakter chorwackiego defensora starł się z równie impulsywnym selekcjonera Slavena Bilicia. Efekt? Kriżanac został wyrzucony z reprezentacji. Biorąc pod uwagę fakt, że mimo nieudanych eliminacji, Bilić pozostał na stanowisku, to Kriżanac szybko do kadry nie wróci.

Stoperzy marnotrawni

Nie tylko Kalu Uche i Hernan Rengifo próbowali na siłę wydostać się z Polski. Podobnie uczynił Moussa Ouattara. Stoper rodem z Burkina Faso świetnie spisywał się w barwach warszawskiej Legii, tworząc zaporę nie do przejścia wraz z Dicksonem Choto. Tyle że Ouattara najwyraźniej zbyt szybko poczuł się gwiazdą i na własną rękę postanowił podpisać kontrakt z 1.FC Kaiserslautern. Początkowo Ouattara grywał w nowym klubie regularnie, jednak ostatnio ma spory problem z łapaniem się do składu, stąd pojawiły się niedawno pogłoski, jakoby Ouattara ponownie szukał pracy przy Łazienkowskiej. Czyżby uczestnik tegorocznego PNA był kolejnym synem marnotrawnym? Wyjazd z Polski i szybki powrót to zresztą nic nowego. Najwyraźniej zwłaszcza dla środkowych obrońców. Po niezłym sezonie 2007/2008 w barwach Legii Warszawa, Inaki Astiz (notabene następca Ouattary w stołecznym klubie) postanowił spróbować sił w Osasunie Pampeluna, której zresztą jest wychowankiem. Bardzo szybko, bowiem po niespełna trzech miesiącach, Hiszpan ponownie zawitał na Łazienkowską i tym razem już oficjalnie został zawodnikiem Wojskowych. Równie szybko do Polski wrócił zza granicy także Brazylijczyk Cleber. Przychodząc z portugalskiej Vitorii Guimaraes, doświadczony obrońca miał już wyrobioną odpowiednią markę, którą zresztą tylko potwierdził na polskich boiskach. Mimo zaawansowanego wieku, z jego usług postanowili zeszłej zimy skorzystać działacze Tereka Grozny. Do stolicy Czeczenii Cleber miał się udać jedynie na rok, ewentualnie na dwa sezony. Początek miał iście piorunujący. Już w debiucie zapewnił zwycięstwo swojemu nowemu zespołowi. Piłkarz spisywał się na boisku całkiem poprawnie, jednak stracił większą część sezonu z powodu kontuzji. W tej sytuacji zdecydował się na powrót do Polski. Przy Reymonta powitano go z otwartymi ramionami.

Za słaby na Polskę podbił Europę

Mniej lub bardziej udane kariery, kontynuują po wyjeździe z Polski także czołowi trenerzy, którzy w ostatnich latach mieli do czynienia z polskimi zespołami. Tym, którego dalsze losy interesują kibiców najbardziej, jest z pewnością niedawny selekcjoner kadry narodowej Leo Beenhakker. Wokół postaci Holendra narosło w ubiegłym roku wiele kontrowersji. Beenhakker rozpoczął współpracę z Feyenoordem Rotterdam, jeszcze gdy był na usługach reprezentacji Polski. Nic więc dziwnego, że teraz każdy śledzi efekty "doradztwa" byłego selekcjonera na De Kuip. Obecny sezon jest dla "Portowców" o wiele lepszy niż poprzedni, jednak w Rotterdamie nie mają już co marzyć o włączeniu się do rywalizacji o mistrzowską koronę. Na bardziej rozbudowaną ocenę działalności Beenhakkera na razie nie można sobie pozwolić, bowiem Holender póki co współpracuje z Feyenoordem zbyt krótko. Nie ulega jednak wątpliwości, że tym, który zdecydowanie lepiej radził sobie po wyjeździe z Polski jest Dan Petrescu. Znakomity obrońca m.in. Chelsea Londyn, okazał się być również znakomitym szkoleniowcem. Petrescu nie doceniono w Krakowie. W zasadzie nie tyle nie doceniono, co polskim piłkarzom prosty trening wedle zachodnich standardów, wydał się być ponad ich siły. W starciu z całym zespołem Rumun nie miał szans i Bogusław Cupiał wolał się rozstać ze szkoleniowcem, niż narażać na konflikt z całą drużyną. Tenże tymczasem został zatrudniony przez nikomu nie znaną Unireę Urziceni. Teraz jednak już znaną. Właśnie dzięki Petrescu, który sensacyjnie doprowadził Unireę do tytułu mistrza Rumunii oraz do fazy grupowej Ligi Mistrzów! W najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach klubowych, rumuński zespół był o krok od sensacji i awansu do 1/8 finału. Losy Petrescu i jego drużyny, pokrzyżował w ostatnim meczu fazy grupowej VfB Stuttgart. Po tym wydarzeniu, Petrescu niespodziewanie porzucił dotychczasowy klub i związał się z rosyjskim Kubaniem Krasnodar.

Powiew przeszłości

Większość z wymienionych dotychczas zawodników i trenerów, ma za sobą udane epizody za granicą, choćby były one chwilowe. Nie wszystkim jednak wiodło się tak dobrze. Fani warszawskiej Legii z pewnością z rozrzewnieniem wspominają zwłaszcza Nigeryjczyka Kennetha Zeigbo, Serba Stanko Svitilicę czy trenera Dragomira Okukę. Choć dalsza kariera serbskiego szkoleniowca wcale nie jest nieudana, to warto w tym miejscu przypomnieć jego sylwetkę. Po zakończeniu pracy przy Łazienkowskiej, Okuka został selekcjonerem serbskiej młodzieżówki, z którą zresztą osiągał niemałe sukcesy. W Polsce o nim nie zapomniano i Okuka dostał propozycję poprowadzenia zespołu Wisły Kraków. Przygoda z krakowskim klubem skończyła się jednak bardzo szybko, mimo awansu do fazy grupowej Pucharu UEFA. Po rozstaniu się z krakowskim klubem, Okuka na krótko został opiekunem Omonii Nikozja, by wreszcie wylądować w Bułgarii, gdzie do dziś prowadzi Lokomotiv Sofia. Gdy przejmował drużynę, była ona typowym ligowym średniakiem. Okuka jednak zdołał sprawić, że Lokomotiv poprawił swoje wyniki i od dwóch sezonów zajmuje miejsca w czołówce bułgarskiej ekstraklasy. Kenneth Zeigbo, to piłkarz niezwykle dziwny. Był w Polsce jedynie przez sezon a po wyjeździe z naszego kraju, nic już nie osiągnął. Mimo to, kibice nadal z ogromnym sentymentem wspominają nigeryjskiego napastnika. Dla wielu z nich, Zeigbo jest niejako uosobieniem "magicznych" lat 90. Dużo lepsze perspektywy miał przed sobą Stanko Svitlica. Serb, który jako pierwszy obcokrajowiec w historii ekstraklasy został królem strzelców, podpisał kontrakt z Hannover 96. Zaczął doskonale, bo od bramki w meczu z Bayernem Monachium, jednak szybko stracił miejsce w składzie i tak rozpoczęła się tułaczka snajpera. W międzyczasie ponownie trafił do Polski, gdzie, podobnie jak Okuka, zaliczył nieudany epizod w barwach krakowskiej Wisły, po czym wrócił do rodzinnej Serbii.

Polacy nie w cenie

Obecnie w polskiej ekstraklasie wciąż grają piłkarze, którzy mają ogromne szanse na zaistnienie w silniejszych klubach. Najlepiej o tym świadczy przykład Słowaka Jana Muchy. Jego początki na Łazienkowskiej nie były najlepsze. Z czasem jednak Mucha został naturalnym następcą Łukasza Fabiańskiego i jego gra została dostrzeżona przez selekcjonera reprezentacji Słowacji. Golkiper warszawian wywalczył sobie miejsce w składzie i stał się jednym z bohaterów zwycięskich dla Słowaków eliminacji. W dużej mierze dzięki Musze i jego bardzo dobrej postawie, nasi południowi sąsiedzi jadą na mundial do RPA. Sam bramkarz także na swej grze skorzystał. Od lata będzie strzegł bramki Evertonu Liverpool, gdzie czeka go ostra rywalizacja o miejsce w składzie z Timem Howardem. Dość niespodziewanie, może nabrać tempa kariera innego golkipera Legii, Konstantyna Machnowskiego, który jest testowany przez Metalist Charków. Uwagę menedżerów z całej Europy, przykuwają ostatnio niemal wyłącznie obcokrajowcy występujący na polskich boiskach. Stąd wcale nie Robert Lewandowski, Paweł Brożek czy Sławomir Peszko są dla nich najbardziej łakomymi kąskami na giełdzie transferowej. Uwagę skupiają na sobie głównie Marcelo i Junior Diaz z Wisły Kraków a także Semir Stilić i, choć w mniejszym stopniu, Manuel Arboleda z Lecha Poznań. W kolejce do tego miana, czeka już nowy nabytek Kolejorza Siergiej Kriwiec.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×