Patent Micanskiego

Napastnik Zagłębia Lubin Ilian Micanski ma patent na piłkarzy Ruchu przy Cichej. Zawodnik po raz drugi zagrał w Chorzowie i po raz drugi strzelił Niebieskim dwa gole. Tym razem dały one zwycięstwo jego zespołowi.

Na boisku Ilian Micanski pojawił się po godzinie gry, a po kolejnych czterech minutach odbierał gratulacje od swoich kolegów za zdobycie gola. Pod koniec pojedynku bułgarski snajper dobił Niebieskich ustalając wynik pojedynku. - Gdybym grał dwie połowy, to może bym zdobył cztery gole - buńczucznie stwierdził po spotkaniu bułgarski napastnik, który w swoim drugim występie przy Cichej zdobył kolejny raz dwa gole. Przypomnijmy, że Micanski w rozgrywanym przed dwoma laty pojedynku Niebieskich z Odrą zdobył dla wodzisławian dwie bramki. Wtedy jednak nic one gościom nie dały, bo Ruch do siatki rywala trafiał trzykrotnie.

W ostatnim meczu ligowym Micanski został zmieniony i spotkanie przy Cichej rozpoczął na ławce rezerwowych. - Nieważne jak długo będę grał, zawsze będę starał się robić swoje. Nie pierwszy raz zdarzyło mi się strzelić gola po wejściu na boisko. W Lubinie może tak jeszcze nie było, ale w Zagłębiu strzelałem gole, gdy grałem od pierwszej minuty - stwierdził napastnik, który jako skuteczny dżoker dał się poznać już w czasach gry w Amice Wronki. - Czekałem na te gole, niektórzy mnie już skreślali. Trzeba pamiętać, że w pierwszej lidze byłem królem strzelców i potrafię grać w piłkę. Nie mam nikomu nic do udowodnienia. W Polsce każdy wie na co mnie stać. Znowu to pokazałem. Jeśli będę dalej grał, to będę dalej starał się prezentować z jak najlepszej strony. Nawet w takich warunkach - dodał Bułgar, który był trochę zawiedziony postawą Niebieskich w meczu. - Myślałem, że zagrają lepiej. Ważne, że udało nam się nie stracić gola przed przerwą, a w drugiej połowie, zgodnie z planem, postaraliśmy się poszukać swoich szans. Wiadomo, że gdy Ilian wchodzi na boisko, to gole padają - uśmiechał się po meczu piłkarz.

Z postawy Micanskiego zadowolony był szkoleniowiec gości Marek Bajor. - Cały czas na niego liczymy. Jesienią często leczył kontuzję, więc nie grał. Przy golach zachował się jak rasowy snajper. Wcześniej tak nie było, więc nie zawsze występował - tłumaczył trener. - Wszedł świeży z ławki, z większym zapasem sił. To mogło mieć wpływ na jego postawę. Jednak dużo było przypadku w tym, że piłka do niego doszła. W normalnych warunkach nie miała prawa - żalił się po pojedynku stoper Ruchu Maciej Sadlok. - W piłce trzeba mieć szczęście - ripostował bohater sobotniego meczu.

Komentarze (0)