Atmosfera towarzysząca temu meczowi była taka, jakiej we Wrocławiu nie było dawno. W czwartek w stadionowych kasach zabrakło już biletów, a w piątkowy wieczór 9 tysięcy osób głośno dopingowało Śląsk. Jeżeli dołożyć do tego sporą liczbę kibiców przyjezdnych, sztuczne oświetlenie i dobrą pogodę mieliśmy wszystko, czego potrzeba było do stworzenia dobrego widowiska. - Dzisiaj stadion był pełny i oby tak dalej. Kibice też widzą, że jeśli nas wspierają i jest komplet, to też zupełnie inaczej to wygląda na boisku - cieszył się Ćwielong i dodawał: - Bardzo cieszymy się z tego, że mamy za sobą kibiców.
Zawodnicy gospodarzy nie potrafili jednak odpłacić się fanom, bo mimo ich dobrej gry piłka nie chciała wpaść do siatki rywali. - Szkoda, bo byłby to dla nich dobry prezent - żałował skrzydłowy wrocławian. Najbardziej pluć w brodę mógł sobie jednak Cristian Omar Diaz, który stojąc cztery metry przed pustą bramką nie potrafił skierować do niej piłki. -Taka jest piłka. Wiadomo, że takie sytuacje trzeba wykorzystać. Ale nie możemy się tym załamywać - stwierdził Łukasz Madej, a wtórował mu Ćwielong. - Zabrakło tej jednej bramki. Akurat z Cracovią tydzień temu strzeliliśmy trzy, więc wszystko wskazywało na to, że dzisiaj będzie dobrze - mówił były gracz krakowskiej Wisły i dodawał: -Dzisiaj na pewno było widać, że Śląsk nie jest gorszym zespołem, a w niektórych momentach nawet lepszym od Legii.
Bramka dla Wojskowych padła w końcówce spotkania, gdy Śląsk jakby opadł z sił. Po wspomnianym pudle Diaza i poprzeczce, na której w kolejnej akcji zatrzymała się piłka, gospodarze nie potrafili już stworzyć sobie dogodnej sytuacji. Z taką opinią nie zgodził się jednak Ćwielong. - Ciężko powiedzieć, może z trybun tak to wyglądało. My czuliśmy się dobrze - powiedział. Gorsza postawa w końcówce nie zmienia jednak zdania większości osób o grze zespołu trenera Ryszarda Tarasiewicza. WKS prezentuje się o niebo lepiej niż wiosną, a jego mecze - w przeciwieństwie do tych z poprzedniej rundy - ogląda się z dużą przyjemnością. - Jak widać dobrze się czujemy i rozumiemy na boisku. Staramy się skonstruować dużo akcji ofensywnych i stwarzać trochę sytuacji podbramkowych. Oddajemy też sporo strzałów z dystansu. Fajnie to wygląda - podziela zdanie obserwatorów piłkarz, który w piątek był jednym z najaktywniejszych. Wszystkich po raz kolejny zachwycił jednak Waldemar Sobota. 23-letni skrzydłowy przebojem podbił serca wrocławskich kibiców, którzy raz za razem oklaskują jego piękne dryblingi i rajdy. Na filigranowego skrzydłowego ze wszystkich stron, także od kolegi z drużyny, sypią się pochwały. -Widać, że Waldek ma olbrzymią swobodę w grze - mówi Ćwielong i dodaje: -Szkoda tylko, że nie wygraliśmy. Wtedy inaczej - przez pryzmat zwycięstwa - patrzyłoby się na wszystkich zawodników, a tak przegraliśmy i każdy będzie chwalił Legię.
Letnie transfery sprawiły, że walka o miejsce w wyjściowym składzie się zaostrzyła. W meczu z Legią po raz kolejny na ławce rezerwowych usiadł Łukasz Madej, który w poprzednim sezonie był motorem napędowym wrocławian. Podobnie jak nowy nabytek WKS-u, Łukasz Gikiewicz, który na boisku pojawił się dopiero w 90. minucie. Nie przeszkadza to jednak Ćwielongowi. - Rywalizacja wszystkim wychodzi na dobre. Jest nas 22 i każdy może grac na dobrym poziomie - stwierdził rozmówca portalu SportoweFakty.pl i dodał: - Walka jest więc ogromna, ale to tylko pomaga nam utrzymać się w dobrej dyspozycji.
Jak na razie pomaga skutecznie, a trener Tarasiewicz na pomeczowej konferencji przewidywał: - Nasza dyspozycja pozwala mi z optymizmem patrzeć na mecz z Lechią, mimo że jest to wyjazd. Jeśli utrzymamy taką formę to spokojnie będziemy zdobywać kolejne punkty. Na to liczą rozochoceni dobrym startem kibice Śląska.