Podopieczni trenera Rafała Góraka w niedzielnych miniderbach walczyli z będącą na fali drużyną Gieksy. Gospodarze pokazali dobre przygotowanie kondycyjne i bardzo duże zaangażowanie w grę. - Cała drużyna zostawiła serce na boisku. Oczywiście wszystko to dzięki sztabowi, który nas przygotowywał i przygotowuje. Wszyscy gramy dla siebie, każdy walczy o jak najlepszy wynik - stwierdził Jacek Wiśniewski.
Ruch po dwóch zwycięstwach z rzędu z Termalicą Bruk-Bet Niecieczą i Odrą Wodzisław przystępował do spotkania w dobrych humorach. Niedzielne spotkanie finalnie zakończyło się wynikiem 0:0 i wydaje się, że gospodarzy taki wynik zadowala. - Uważam, że to dobry wynik. GKS to najlepszy zespół z jakim graliśmy w tym sezonie. Katowiczanie są bardzo dobrze poukładani taktycznie. Co prawda mieliśmy troszkę szczęścia, ale ci co walczą mają szczęście. Broniliśmy się dzielnie, ale mogliśmy też strzelić GKS-owi bramkę. Ja też miałem okazję po dośrodkowaniu, strzelałem głową, ale piłka poszybowała prosto w ręce bramkarza - dodał nasz rozmówca.
Aż pięć razy sędzia zawodów Artur Radziszewski pokazywał piłkarzom żółte kartki. Cztery z nich otrzymali gospodarze. Pierwszy w notatniku arbitra znalazł się Artur Wiśniewski, który już drugi raz w tym sezonie został upomniany w ten sposób przez sędziego. - To jest moja druga żółta kartka w tym sezonie. W przerwie analizowaliśmy tą sytuację. Piłka leciała mi wprost na nogę i nie trafiłem w piłkę. Obok był mój kolega i gdyby on krzyknął do mnie, to wtedy może nie byłoby tej sytuacji. Piłkarze Gieksy ruszali z niebezpieczną kontrą i musiałem przerwać tą akcję - kontynuuje obrońca Ruchu.
W drugiej połowie spotkania piłkarze obu drużyn stworzyli sobie wiele sytuacji do wyprowadzenia swoich drużyn na prowadzenie. Po jednym z dośrodkowań swoją szansę miał Jacek Wiśniewski. Po jego uderzeniu piłkę pewnie wyłapał młody bramkarz GKS-u Maciej Wierzbicki. - Wydaje mi się, że uderzyłem piłkę za lekko i bramkarz Gieksy ją złapał. Myślę, że jakbym uderzał na długi słupek, to mogłaby paść bramka - dodał nasz rozmówca.
Wiele zastrzeżeń w trakcie meczu piłkarze i kibice mieli do arbitra Artura Radziszewskiego. Niezbyt dobrą pracę wykonywał również jeden z asystentów. - Ja nie marudzę na sędziów. Gdybyśmy wykorzystali swoje okazję to byśmy wygrali, natomiast rywale mogli zrobić to samo - puentuje "Wiśnia".