Najważniejszy moment rundy - Wisła Kraków: Poznański łomot

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Dzięki czterem zwycięstwom w czterech ostatnich meczach rundy jesiennej, na półmetku sezonu Wisła Kraków jest wiceliderem ekstraklasy. Biała Gwiazda nie miałaby jednak tej serii, gdyby nie porażka 1:4 z Lechem Poznań, która otrzeźwiła krakowian. Właśnie to wysoko przegrane spotkanie przy Bułgarskiej uznajemy za najważniejszy momenty rundy dla wiślaków.

W tym artykule dowiesz się o:

Przez niemal całą jesień Wisła grała w kratkę, a największy wpływ na to miała zmiana na stanowisku szkoleniowca. Po kompromitującym odpadnięciu z eliminacji Ligi Europejskiej z azerskim Karabachem Agdam dymisję złożył Henryk Kasperczak, który przygotowywał zespół do sezonu. Prezes klubu, Bogdan Basałaj od razu zapowiedział, że 15. szkoleniowcem w "erze Cupiała" będzie obcokrajowiec. Ligowy sezon Wisła zainaugurowała na ławce z Tomaszem Kulawikiem. Związany od wielu lat z Wisłą jako piłkarz i trener "Kula" poprowadził drużynę w trzech spotkaniach, w których zdobyła 6 punktów. To był nienajgorszy początek, biorąc pod uwagę zawirowania wokół klubu.

Po trzech tygodniach poszukiwań wybór władz Wisły padł na Holendra Roberta Maaskanta, dla którego Polska były absolutną zagadką. 41-letni szkoleniowiec postanowił otoczyć się sprawdzonym przy Reymonta 22 sztabem szkoleniowym i z każdym tygodniem poznawał kraj, ekstraklasę i polskich ligowców. Maaskant długo rotował składem, osiągając przy tym mizerne wyniki. - Najszybciej jak to możliwe, muszę zacząć grać jedną jedenastką z jedną, góra dwiema zmianami. Szukamy złotego środka - mówił przed przegranym meczem 9. kolejki z Górnikiem Zabrze. W pierwszych sześciu spotkaniach pod jego wodzą Biała Gwiazda zdobyła ledwie 5 punktów.

W kolejnym spotkaniu, w którym przeciwnikiem Wisły była Lechia Gdańsk po raz pierwszy od początku meczu Maaskant dał szansę gry Andrażowi Kirmowi. Słoweniec odwdzięczył się szkoleniowcowi za zaufanie, prowadząc krakowian do efektownego zwycięstwa (5:2), a Maaskant w czasie tego pojedynku znalazł wspomniany "złoty środek": piłkarze, którzy pokonali Lechię, w końcówce rundy poprowadzili Wisłę do czterech zwycięstw z rzędu. Po spotkaniu z Zielonymi otrąbiono powrót "wielkiej Wisły" i to mógł być dla krakowian przełomowy moment rudny, ale na szczęście dla Białej Gwiazdy, szybko na ziemię sprowadził ją mistrz Polski, Lech Poznań.

W następnej po meczu z Lechią ligowej kolejce Biała Gwiazda w roli faworyta udała się na Bułgarską, gdzie od 49. minuty prowadziła 1:0, by ostatecznie przegrać aż 1:4. W drugiej połowie na boisku istniał praktycznie tylko Lech. Maaskant po końcowym gwizdku posypał głowę popiołem i w następnych meczach nie powtórzył już swoich błędów z Poznania. Na dobre miejsce w wyjściowej "11" stracił tam Nourdin Boukhari, a kontuzja Clebera zmusiła holenderskiego trenera do stawiania na duet Osman Chavez-Gordan Bunoza, który okazał się niezawodny na finiszu rundy jesiennej.

Pewna siebie Biała Gwiazda dostała obuchem, ale było jej to potrzebne. Wiślacy szybko zrehabilitowali się w oczach kibiców. Z wyrachowaniem, ale i ogromną determinacją od pierwszego do ostatniego gwizdka, którą pokazał w starciu z nimi Lech, a którą wymógł w końcu na nich Maaskant, podjęli walkę i wygrali w ciężkich derbach Krakowa 1:0 po golu zdobytym w ostatniej akcji meczu. Następnie z zimną krwią rozprawili się przed własną publicznością z warszawską Legią (4:0). W kolejnym spotkaniu z Zagłębiem Lubin (1:0) Wisła zagrała nudno, ale do bólu konsekwentnie i wskoczyła na pozycję wicelidera, której nie oddała także po ostatnim meczu rundy jesiennej z Polonią w Warszawie, gdzie wygrała 1:0.

Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby nie "poznański łomot", który pomógł Maaskantowi w dokonaniu ostatecznej selekcji w drużynie, Wiśle mogłoby zabraknąć determinacji w spotkaniach, które ostatecznie przesądziły o tym, że Biała Gwiazda "przezimuje" na 2. pozycji w tabeli, z niewielką stratą do lidera, Jagiellonii Białystok.

Źródło artykułu: