W wyjściowym składzie meczu Lechii Gdańsk z PGE GKS-em Bełchatów nie zagrali zawodnicy, którzy w ostatnim okienku transferowym zamienili się miejscami. Dla Kamila Poźniaka miejsce znalazło się jedynie na rezerwie i wszedł w 72. minucie, natomiast Paweł Buzała z powodu kontuzji nie pojechał do Gdańska w ogóle. Poźniak nie czuje jednak, że powinien mieć żalu do trenera Tomasza Kafarskiego za małą liczbę minut. - Mam nadzieję, że wdrożę się do zespołu jak najszybciej i będę zadowalał swoją postawą siebie, trenera i całą drużynę. Na razie trener daje mi mało pograć, bo moja gra nie za bardzo może go przekonywać. Jak będę grał dobrze, to będę grał więcej - powiedział szczery Poźniak.
Spotkanie rozpoczęło się bardzo mizernie. Trzeba jednak pochwalić zespół z Bełchatowa za to, że nie cofnął się od pierwszych minut do własnej połowy, a próbował atakować, jednak przez długi czas żadnej z drużyn nie udało się nie tylko przeprowadzić choćby jednej składnej akcji, po której mogłaby paść bramka! - Nie przyjechaliśmy się tylko bronić, aby zdobyć jeden punkt, gdyż przed meczem by nas on nie zadowalał. Pierwsze 20 minut było dobre w naszym wykonaniu, graliśmy wysoko pressingiem i wyszło z tego kilka klarownych sytuacji, ale później role się odmieniły i to Lechia dominowała - przyznał Maciej Mysiak, piłkarz klubu z Bełchatowa, który wcześniej występował w Lechii. Pierwszą groźną sytuację w meczu stworzyli gdańszczanie. W 20. minucie piłka znalazła się na wysokości głowy atakującego Luki Vućko, lecz Chorwat strzelił minimalnie ponad bramką. Lechia zaczęła atakować coraz śmielej i już trzy minuty później stworzyła jeszcze lepszą sytuację. Piłkę lewą stroną boiska poprowadził świeżo upieczony reprezentant Burkina Faso - Abdou Razack Traore, podał futbolówkę w pole karne, ale Bedi Buvala powstrzymał Mate Lacić. Do końca pierwszej połowy atakowali gdańszczanie, ale nie udało im się poważnie zagrozić Łukaszowi Sapeli.
Druga połowa zaczęła się pod dyktando gospodarzy, a w pierwszych minutach tej części gry Sapeli zagrozili Bedi Buval i Vytautas Andriuskevicius. Później znów nastąpił przestój w grze. Co prawda piłkę przez większość czasu mieli w posiadaniu piłkarze Lechii, ale po raz kolejny brakowało ostatniego podania. Świetną szansę w 59. minucie miał Marko Bajić, ale piłka po jego potężny strzale z 25 metrów minęła bramkę Sapeli. Mecz zaczął przypominać piłkę nożną dopiero po wejściu Ivansa Lukjanovsa w 65. minucie. Łotysz najpierw oddał celny strzał na bramkę PGE GKS-u, a w kolejnej akcji Sapela sobie tylko znanym sposobem obronił strzał Vućki z czterech metrów! Bełchatowski bramkarz może kandydować do jedenastki kolejki, gdyż w 72. minucie powstrzymał kolejną stuprocentową akcję Lechii. Tym razem z prawej strony zaatakował Traore, ale strzał prawą nogą zatrzymał bohater piątkowego spotkania.
Bardzo ciekawie zrobiło się w 79. minucie. Po bardzo komicznym rozegraniu rzutu wolnego przez gdańszczan, którzy się zupełnie nie zrozumieli i stracili piłkę na rzecz Dawida Nowaka. Ten przebiegł z piłką przez całą połowę, ale świetnie zachował się Sebastian Małkowski, który odważnym wejściem do piłki powstrzymał jedyną akcję PGE GKS-u w meczu. - Mój bieg nie był za długi, po prostu podczas prowadzenia piłki na koniec za mocno ją kopnąłem i bramkarz to zauważył. Oddałem jeszcze strzał sytuacyjny, ale piłka była już Małkowskiego i ją obronił - opisał sytuację Nowak. - Była to jedyna tak groźna sytuacja, ale skoncentrowany byłem do końca bo wiedziałem, że GKS może w każdej chwili nam zagrozić. Byłem absolutnie skoncentrowany na to spotkanie - dodał Sebastian Małkowski, który chwilę po obronie strzału Nowaka podał piłkę do przodu i na pozycji środkowego napastnika znalazł się... Luiz Santos Deleu, ale kolejny raz świetnie spisał się Sapela. Na trzy minuty przed końcem meczu jeszcze lepszą szansę na strzelenie bramki miał Lukjanovs, który po strzale zza pola karnego posłał piłkę w słupek. Ostatecznie Lechia, która stworzyła sobie więcej sytuacji zremisowała z PGE GKS-em Bełchatów 0:0. - Graliśmy dobrze, mieliśmy dużo sytuacji do strzelenia bramek, ale trzeba też przyznać, że i bełchatowianie mieli swoją szansę. Wynik 0:0 jest sprawiedliwy dla obu zespołów. Chcemy dać z siebie zawsze sto procent - zadeklarował Luka Vućko.
Lechia Gdańak - PGE GKS Bełchatów 0:0
Składy:
Lechia Gdańsk: S.Małkowski - Deleu, Bąk, Vucko, Andriuskievicius , Bajic (72' Pożniak), Surma, P.Nowak (82' Pietrowski), Dawidowski (65' Lukjanovs).
PGE GKS Bełchatów: Sapela - Drzymont, Lacic, Fonfara, Mysiak, Cetnarski, Jarmuż, Komołov (70' Bocian), Wróbel (56' D.Nowak), M.Małkowski, Żewłakow (56' Kuświk).
Żółta kartka: Cetnarski (GKS).
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa).
Widzów: 6.233.
Oceny drużyn:
Lechia Gdańsk: 3,5. Gdańszczanie przez większość meczu przeważali i budowali z minuty na minutę coraz bardziej składne akcje. Mimo niepowodzeń, do końca walczyli o trzy punkty, jednak gdy bramkarz drużyny przeciwnej ma "dzień konia", a na dodatek nie dopisuje skuteczność, a także najzwyczajniejsze szczęście, jak przy słupku Lukjanovsa, to meczu wygrać się nie da.
PGE GKS Bełchatów: 4.0. PGE GKS Bełchatów nie zagrał jakiegoś szczególnie dobrego spotkania, szczególnie w ofensywie. Trzeba jednak przyznać, że bełchatowianie nie sprawiali wrażenia drużyny cofniętej pod własną bramkę, tylko starali się atakować na równi z gdańszczanami. Podopieczni Macieja Bartoszka Stworzyli sobie mniej sytuacji, jednak na wysoką ocenę składa się obronienie punktu na wyjeździe z wyżej notowaną drużyną, a także - przede wszystkim - znakomita gra Łukasza Sapeli, który dwoił się i troił, aby Lechia nie strzeliła mu żadnej bramki.